To bez wątpienia jeden z najlepszych „Biało-Czerwonych” piłkarzy w XX wieku. W latach 1968-1978 Kazimierz Deyna grał w reprezentacji Polski, a przez ostatnie pięć lat pełnił funkcję kapitana drużyny narodowej. Jako piłkarz cieszył się zainteresowaniem znanych europejskich klubów. Z Legią Warszawa, której barwy reprezentował przez wiele lat, pożegnał się dopiero w 1978 roku.

Deyna przeszedł do Manchesteru City, w barwach którego grał w latach 1978–1981. Jego karierę przerwała kontuzja, jednak mimo tego zdobył dla angielskiego zespołu 13 bramek. Następnie postanowił wyjechać do USA, gdzie przez kilka sezonów występował w barwach San Diego Sockers. Tam też zginął tragicznie w wypadku samochodowym 1 września 1989 roku.

ZOBACZ WIDEO: Szymon Kołecki zrównał z ziemią freak fighty. „Nie chciałbym przynieść wstydu”

Nigdy nie udało się jednoznacznie ustalić, co dokładnie wydarzyło się tuż przed zjazdem z autostrady numer 15 na ulicę Carroll Canyon Road w San Diego. Wiadomo jedynie, jak przebiegał sam wypadek. Rozpędzony Dodge Colt z 1974 roku z dużą prędkością uderzył w stojącą na poboczu, oświetloną ciężarówkę. Nie odnotowano śladów hamowania, co z czasem stało się podstawą przypuszczeń o samobójstwie piłkarza.

Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że będący pod wpływem alkoholu Deyna po prostu zasnął za kierownicą. Nie miał żadnych szans – pojazd został zgnieciony aż do poziomu siedzeń pasażerów. Erich Geyer, kolega Deyny z drużyny San Diego Sockers, wspominał: „To zdecydowanie nie był przyjemny widok. Deyna został zmasakrowany”.

Koroner Charles Kelly w swoim raporcie wskazał, że przyczyną śmierci były rozległe obrażenia głowy, klatki piersiowej oraz wynikające z nich uszkodzenia wewnętrzne. Rany były tak poważne i widoczne, że Deynę pochowano z owiniętą bandażem głową. Zresztą tuż po wypadku nie można było go zidentyfikować. Uczyniono to dopiero po znalezieniu przy nim prawa jazdy.

W bagażniku auta znaleziono ponad 20 piłek. Z relacji świadków można wnioskować, że po treningu z dziećmi Deyna pojechał do swojej ulubionej restauracji Kaiserhof, wypił kilka drinków, a następnie ruszył do domu. Na ile był wtedy przytomny, pozostanie tajemnicą. W tamtym okresie mówiło się, że miał poważne długi u gangsterów i cierpiał na depresję. To właśnie te informacje stały się podstawą różnych teorii i domysłów.