Ujawniono, skąd Donald Trump ma pieniądze na budowę Sali Balowej na terenie Białego Domu. Jakiś czas temu ogłosił, że „jest pierwszym prezydentem, który w końcu zrealizował ten bardzo potrzebny projekt – bez żadnych kosztów dla amerykańskich podatników”. Informował wtedy, że „Sala Balowa Białego Domu jest finansowana ze środków prywatnych przez wielu hojnych Patriotów, Wielkie Amerykańskie Firmy” i jego samego. Nie od razu było jednak wiadomo, którzy przedsiębiorcy dorzucili się do projektu. „Time” opublikowało jednak listę darczyńców.

Kto sponsoruje budowę Sali Balowej?

Okazuje się, że na najnowszą inwestycję amerykańskiego prezydenta zrzucili się najwięksi amerykańscy giganci technologiczni oraz potentaci z branży kryptowalut. Na liście darczyńców są m.in. takie firmy jak: Apple, Google, HP, Meta, Microsoft, a także Lockheed Martin oraz T-Mobile. Imiennie zostali wskazani m.in. Cameron i Tyler Winklevossm, rodzeństwo, które zarobiło fortunę na kryptowalutach. Nie podano jednak, jakie kwoty przekazali na tę inwestycję. Wiadomo, że jej koszt to ok. 250 mld dolarów. Co ciekawe, ostatnio wyszło na jaw, że uzyskane od nich datki przekroczyły kwotę potrzebną na budowę Sali Balowej. Donald Trump już zapowiedział, że środki, które zostały z tej inwestycji, zostaną przekazane na budowę łuku triumfalnego w Waszyngtonie. Rozpoczął też już zbiórkę na ten cel.

Amerykańskie media podają, że Google przekazało na ten cel 22 miliony dolarów w związku z pozwem z 2021 roku, gdy konto Donalda Trumpa zostało zawieszone po ataku na Kapitol 6 stycznia 2021 roku. W ramach ugody gigant technologiczny miał zapłacić 24,5 miliona dolarów, z czego zdecydowana część miała zostać przeznaczona właśnie na poczet Sali Balowej. Istnieją obawy, że reszta wpłat również uzależniona jest w mniej formalny sposób od układów z amerykańską administracją. 

Zobacz wideo Bańka AI. Obiecanki-altmanki [odc. 69]

Datki na inwestycje budzą prawne wątpliwości

– Wątpię, żeby to było dosłowne quid pro quo, ale prawdopodobnie chodzi raczej o coś w rodzaju: „jeśli to dasz, będę na ciebie patrzył przychylnie”. A może raczej o coś w rodzaju: „jeśli tego nie dasz, po tym, jak cię o to poproszę, nie będę na ciebie patrzył przychylnie” – tłumaczył Richard Briffault, profesor prawa na Uniwersytecie Columbia w rozmowie z „Time”. – To naciąganie systemu poprzez wpłaty, a w pewnym sensie jego naciskanie na nich w celu uzyskania wpłat jest quasi-przymusowe. Donald Trump przez lata jasno dawał do zrozumienia, że docenia, gdy ludzie składają mu hołd, i zazwyczaj robi rzeczy, które przynoszą tym ludziom korzyści. Ale firmy nie powinny czuć presji, by udobruchać prezydenta w celu ochrony swoich interesów biznesowych, i nie powinno się pozwalać prezydentowi na podejmowanie decyzji politycznych w celu pozyskania pieniędzy na rzeczy, na których mu zależy – dodawał.

Przeczytaj też: To nie żart. Donald Trump chce zbudować łuk triumfalny. „Arc de Trump”. Jest plan.



Źródła: TechCrunch, Time, Donald Trump [Truth Social]