Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) zdecydowała o zablokowaniu powrotu rosyjskich i białoruskich sportowców do międzynarodowych zawodów, w tym zimowych igrzysk olimpijskich. Jak pan przyjął tę decyzję?
Aleksander Kwaśniewski, prezydent Polski w latach 1995-2005, były prezes PKOl-u: Jestem zaskoczony.
Dlaczego zaskoczony?
Obawiałem się, że tego typu organizacje mogą okazać się bardziej miękkie. Dopóki trwa agresja, to uważam, że Rosja i Białoruś powinny ponosić konsekwencje. Oczywiście – żal mi sportowców, którzy zapewne nie są szczęśliwi z powodu tej wojny, ale co zrobić. To konsekwencja działań Putina i Łukaszenki.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Kołecki zrównał z ziemią freak fighty. „Nie chciałbym przynieść wstydu”
Norweska telewizja poinformowała, że Rosjanom zabrakło zaledwie jednego głosu od członków Rady FIS. Decyzja byłaby wówczas inna.
Wszystko jedno. Najważniejsze, że postanowiono to, co postanowiono. A czy jednym głosem lub pięcioma, nie ma to większego znaczenia. Niewątpliwie Rosjanie podjęli wiele działań, by decyzja była inna. Tym bardziej jestem zadowolony.
Przypomnę: dopóki agresor zabija niewinnych ludzi, dopóki spadają bomby na miasta i wsie, taki kraj nie może być reprezentowany w sporcie, tak jakby nic się nie stało. To jest dla mnie oczywiste.
A jak pan podchodzi do często powtarzanego hasła wytrychu, że sportu nie powinno mieszać się z polityką?
To hasło tyle słuszne, co nierealne. Polityka jest wszędzie, jest między nami codziennie. A sport jest w to wszystko uwikłany – choćby przy okazji wyboru miejsca, gdzie odbędą się igrzyska olimpijskie. Najważniejsze, że MKOl oraz inne federacje jasno widzą, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Do tragedii doszłoby wówczas, gdyby tego nie dostrzegali. Na szczęście ten świat nie oszalał jeszcze do końca.
Wspomniał pan, że szkoda panu sportowców z tych krajów.
Bo dla nich to tragedia. Pamiętajmy: to młodzi ludzie, w większości nieuwikłani i niezaangażowani w działania, często też niezorientowani politycznie. Sport ma to do siebie, że nie można go uprawiać w wieku 50 czy 60 lat. Jeżeli dana grupa zawodników nie ma szansy uczestniczenia w igrzyskach teraz, to najpewniej nie wezmą w nich udziału już nigdy. To dla nich poważny cios, nawet współczuję tym młodym ludziom z Rosji czy Białorusi.
Tego typu sankcje coś jednak zmienią?
Dla społeczeństwa sygnał jest jasny: ponieważ popieracie Putina i Łukaszenkę, to konsekwencje będą odpowiednie. Na ile dotkliwe? Dla jednych bardziej, dla innych mniej. Na pewno są jednak widoczne. Z drugiej strony pytanie, czy w ogóle będą transmitować igrzyska w tych krajach, bo z tego co wiem, ostatnich w Paryżu nawet nie pokazywali.
Sankcje wysyłają sygnał do społeczeństwa: „Ogarnijcie się”. Powiedzcie „nie” swoim liderom. Wiemy jednak, że nie jest to proste. Opozycja w Rosji jest przetrzebiona, natomiast ta na Białorusi głównie siedzi w więzieniu. Też nie możemy wymagać od tych ludzi wielkiego heroizmu.
A może jednak uda się coś zdziałać oddolnie?
Trochę na zasadzie, że kropla przeleje czarę goryczy? To tylko krople. Nie sądzę, by tego typu decyzje wywoływały jakieś poważny i szeroki ruch społeczny. Może jednak ta woda przeleje się któregoś dnia.
Z moralnego punktu widzenia, zgoda na to, by kraje agresora uczestniczyły w igrzyskach olimpijskich, byłaby błędna. Choćby z uwagi na ideę olimpijską. Historycznie na czas igrzysk olimpijskich zawieszano wojnę. Dziś marzyć o tym nie można. Cynizm Putina w sprawie używania idei olimpijskiej jest znany wielu ludziom w MKOl-u.
Przypomnijmy sobie choćby zimowe igrzyska w Soczi w 2014 roku. Pamiętam wystąpienie prezesa MKOl-u Thomasa Bacha, który mówił na zakończenie igrzysk o tym, że zobaczyliśmy nową twarz Rosji: młodą, energiczną, uśmiechniętą. A kilka dni później ta sama Rosja rozpoczęła akcję zielonych ludzików na Krymie, w Doniecku i Ługańsku. Dziś też bomby spadają na niewinnych ludzi.
Coraz więcej jest jednak przymiarek, a nawet nacisków, by dopuścić sportowców z Rosji do rywalizacji. Przewiduje pan odwilż w tym temacie w niedalekiej przyszłości?
Jeżeli mamy się czegoś spodziewać, to myślę, że jednak może dojść do jakiegoś porozumienia. Być może, na początku, do zawieszenia broni, a następnie do czegoś trwalszego. Choć Putin nie jest tym zainteresowany. Jestem przekonany, że w ciągu najbliższych lat coś niewątpliwie musi się wydarzyć, jeżeli chodzi o zakończenie tej wojny. A wtedy te wszystkie decyzje trzeba będzie przemyśleć od nowa.
Możemy być optymistami w temacie zakończenia wojny?
Wierzę w zawieszenie borni. Chodzi jednak o warunki. To, co proponuje dziś Putin, jest nie do przyjęcia. A zawieszenie broni bez gwarancji bezpieczeństwa będzie tragedią dla Ukrainy, bo da Putinowi czas, by się przezbroił, zorganizował swoje wojsko na nowo, poduczył północnokoreańskich żołnierzy. I wtedy zaatakuje ponownie.
Przewiduję, że jakiś rodzaj zawieszenia broni nastąpi, ale bardzo drżę, jak to będzie wyglądało pod względem konkretów. Boję się, by Ukraina nie została zmuszona do przyjęcia czegoś, co w niedługim czasie zwróci się ponownie przeciwko niej.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty