Zarzuty postawione Piotrowi Rusieckiemu są związane z trwającym od kilku lat śledztwem w sprawie tzw. mafii śmieciowej, w której podejrzanych jest już ponad 70 osób. Na jaw wychodzą nowe fakty, które nie stawiają zatrzymanego w dobrym położeniu. Zarzuty sformułowane w tej sprawie przez Prokuraturę Krajową wobec Piotra Rusieckiego, są oparte na… zeznaniach pracowników jego spółki. To może oznaczać, że podejrzany raczej nie ma co liczyć na wcześniejsze opuszczenie aresztu i odpowiadanie przed sądem z tzw. wolnej stopy.
Choć obrona Piotra Rusieckiego (zgodził się na publikację wizerunku oraz pełnego nazwiska) podtrzymuje, że dowody zgromadzone przez prokuraturę nie mają pokrycia w rzeczywistości, to sąd zdecydował o zastosowaniu wobec niego trzymiesięcznego aresztu. Zażalenie w tej sprawie nie zostało jeszcze przeanalizowane przez sąd.
ZOBACZ WIDEO: Były prezes ma swój pomysł na Falubaz. „Myślę, że sprawdziliby się dobrze”
Przypomnijmy, że wraz z Rusieckim, 1 października zatrzymano także 10 innych pracowników spółki Polcopper. Wśród nich była m.in. prokurent spółki, dyrektor logistyki, a także choćby operatorzy koparek, którzy mieli dopuszczać się zabronionych czynów.
– Zarzuty przedstawione Piotrowi R. oparte były na wyjaśnieniach innych podejrzanych, w tym zatrudnionych w Polcopper Sp. z o.o. Dysponujemy obserwacją zakładu prowadzoną w okresie od lipca do września 2025 roku przez funkcjonariuszy Policji z Komendy Wojewódzkiej Policji, we współpracy z inspektorami GIOS, a także opinią biegłego z zakresu ochrony środowiska sporządzoną na podstawie oględzin zakładu Polcopper. Poza wskazanymi dowodami, podstawą były zweryfikowane wyjaśnienia podejrzanego Dezyderego W. – informuje nas rzecznik Prokuratury Krajowej, Katarzyna Calów-Jaszewska.
Do zatrzymania Dezyderego W. doszło 29 maja 2024 roku, a sprawa od razu stała się głośna. Był to bowiem członek zarządu jednej z firm zajmującej się obrotem śmieciami na terenie Gostynia. Ostatecznie biznesmen po zaledwie miesiącu opuścił areszt, po wpłaceniu 1,5 mln złotych poręczenia majątkowego. Teraz wiadomo, że swoimi zeznaniami obciążył przedstawicieli innych okolicznych spółek z tej branży, w tym Polcoppera.
Przypomnijmy, że Piotr Rusiecki od ponad 20 lat prowadził jedną z największych firm w Polsce zajmującą się skupem i obróbką złomu. Na początku października postawiono mu zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, której celem było popełnianie przestępstw przeciwko środowisku związanych z obrotem odpadami, w tym o właściwościach szczególnie niebezpiecznych, rakotwórczych, toksycznych i szkodliwych dla środowiska. Zarzuty te są zagrożone karą do 15 lat pozbawienia wolności. Wiadomo też, że Rusiecki nie przyznał się do winy. Sąd zdecydował o zastosowaniu tymczasowego aresztu na najbliższe trzy miesiące.
Zatrzymanie wstrząsnęło środowiskiem żużlowym, bo Rusiecki był osobą doskonale znaną, a w trakcie 13 lat pracy jako prezes Fogo Unii Leszno, czterokrotnie świętował z tym klubem mistrzostwo Polski. W momencie zatrzymania zrezygnował z funkcji, a w jego miejsce powołano innego ze współwłaścicieli, Józefa Dworakowskiego. Klub jednak nie odciął się od swojego byłego szefa, a tuż po zatrzymaniu, wśród zawodników i działaczy krążyły listy poręczające. Ostatecznie kilkanaście osób zdecydowało się na ich podpisanie, a dokumenty zostały dołączone do zażalenia na decyzję o tymczasowym aresztowaniu.
– Złożyliśmy już zażalenie i – poza poręczeniami – dołączyliśmy do niej bardzo obszerny materiał dowodowy, który został pominięty przez prokuraturę. Mówimy o setkach stron dokumentów. Liczymy, że niezawisły i niezależny sąd zbada te okoliczności i przychyli się do naszego wniosku. Podważamy zarzuty prokuratury, jednak z uwagi na tajemnicę śledztwa nie mogę wypowiadać się o szczegółach – przyznała mecenas Anna Trocka, która reprezentuje Rusieckiego przed sądem.