— Dla mnie nie do przyjęcia są takie mecze jak z Górnikiem Zabrze. Na to nie ma żadnego wytłumaczenia — mówił dobitnie Marek Papszun na konferencji przed meczem z Legią Warszawa i nie przebierał dalej w słowach. — Po tak słabym meczu musimy się zrehabilitować, tym bardziej że gramy u siebie. To jest dla mnie bolesne, że kibice oglądali taki pseudospektakl w tej pierwszej części. I chciałbym, żeby to więcej się nie powtórzyło.
W Rakowie alarmu jeszcze nie wszczęto, choć statystyki i pozycja w ligowej tabeli dają ogromne powody do niepokoju. I poważnie zajrzały one w oczy Marka Papszuna, który z takim kryzysem jeszcze nie miał do czynienia. Przy Limanowskiego debatowano w ostatnich dniach nad przyczynami niemocy drużyny, a w spotkaniach uczestniczył także właściciel Michał Świerczewski. Ale ich wydźwięk był jednoznaczny i pożar, który wybuchnął w szeregach wicemistrza Polski, miał gasić Papszun. A przynajmniej na razie. Po czterech porażkach w sześciu meczach częstochowianie utknęli w strefie spadkowej, a kalendarz ich nie rozpieszcza.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Tak zachowali się kibice Rakowa. Arbiter musiał reagować
Choć z drugiej strony paradoksalnie starcie z Wojskowymi, któremu tradycyjnie towarzyszy wiele podtekstów, mogło być idealne dla ekipy Marka Papszuna na przełamanie. A trener Rakowa mógłby w ten sposób w najlepszy sposób odpowiedzieć na lawinę krytyki i coraz poważniejsze głosy domagające się jego zwolnienia.
A już przed pierwszym gwizdkiem Jarosława Przybyła gorącym dopingiem zespół wsparli kibice, którzy dodatkowo przygotowali okolicznościową oprawę. Jej apogeum nastąpiło w 8. i później w 10. minucie, gdy odpalili środki pirotechniczne i arbiter musiał dwukrotnie przerywać grę.
Zobacz oprawę kibiców Rakowa w trakcie meczu z Legią:
Choć hitowe starcie 9. kolejki zaczęło się obiecująco od kilku zrywów Frana Tudora, który był zresztą najlepszym zawodnikiem w szeregach Rakowa przed przerwą, to w wielu momentach sobotniego spotkania na boisku dominował jednak chaos. Impas przełamał w 41. minucie Petar Stojanović, który po zamieszaniu pod bramką Rakowa strzałem z linii pola karnego znalazł receptę na pokonanie Kacpra Trelowskiego.
Zobacz jak Legia objęła prowadzenie w Częstochowie:
Gorąco w hicie Ekstraklasy. Arbiter sięgnął po czerwoną kartkę
A to był dopiero początek, bo tuż przed przerwą zagotowało się w polu karnym Legii, a potem na ławce Wojskowych. Po analizie VAR Przybył wskazał na 11. metr po zagraniu ręką Stojanovicia, a pojedynek z Kacprem Tobiaszem wygrał Ivi Lopez. Członkowie sztabu szkoleniowego Legii rzucili się z pretensjami do arbitra, a po chwili z czerwoną kartką z ławki wyleciał trener bramkarzy Arkadiusz Malarz.
Ogromne pretensje do Przybyła mieli także już po ostatnim gwizdku w pierwszej części Steve Kapuadi czy Juergen Elitim. Tuż przed rzutem karnym w kierunku tunelu udał się także Edward Iordanescu, który jednak po stracie gola wrócił na ławkę. Czy arbiter z Kluczborka podjął słuszną decyzję? W sieci już zawrzało.
Zobacz całą sytuację:
Po zmianie stron gra była już bardziej otwarta, ale brakowało konkretów i sytuacji podbramkowych. Remis 1:1 nie urządza z pewnością żadnej ze stron, ale znacznie więcej będzie mówiło się o sytuacji z końcówki pierwszej połowy i decyzji Jarosława Przybyła.
Częstochowianie przerwali w ten sposób serię porażek, ale choć gra wicemistrzów Polski wyglądała lepiej niż w starciu z Górnikiem, to i tak do optymizmu wciąż daleko. Podopieczni Marka Papszuna po remisie wydostali się ze strefy spadkowej. Ale na tym pozytywy się kończą. Choć to do ekipy Marka Papszuna mogło należeć ostatnie słowo w tym meczu. W 90. minucie uderzenie Patryka Makucha zostało jednak zablokowane. I Wojskowy mogli odetchnąć.