— Sytuacja jest złożona, dwuetapowa. Najpierw napastnik wychodzi przed obrońcę, który pracuje rękoma. Próbuje go przytrzymać, później ma miejsce kontakt nogami, który wydaje się nieduży. I w ostatniej fazie napastnik upada, naciągając przy tym koszulkę obrońcy, co mylnie odczytaliśmy jako trzymanie z jego strony. Ostatecznie oceniam to starcie jako rzut wolny bezpośredni i czerwona kartka za pozbawienie realnej szansy na zdobycie bramki. I taka powinna być nasza decyzja — powiedział w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
Piłka taka jest, raz ci da, raz zabierze. Niektóre sytuacje są mniej lub bardziej kontrowersyjne. Sam złapałem się za głowę patrząc na decyzję Frankowskiego.
Trudno jednak zaakceptować stanowisko nowego szefa sędziów Marcina Szulca, który w trybie natychmiastowym zwołał pilne posiedzenie Prezydium Kolegium Sędziów i zawiesił arbitra.
Błyskawiczna decyzja tuż po meczu
„Sędziowie, którzy są odpowiedzialni za podjęcie błędnej decyzji, czasowo nie będą uwzględniani w obsadzie w rozgrywkach ligowych oraz pucharowych” — poinformował Polski Związek Piłki Nożnej. Nie oszukujmy się, jeśli w trybie pilnym zwołujesz posiedzenie, to wyrok raczej jest znany. Szulc chciał pokazać, że jest silny i niezależny a wyszło dokładnie odwrotnie.
W każdej kolejce ekstraklasowej błędów jest sporo, dyskusje i kontrowersje nie mają końca. Po prostu powiedzenie, że „piłka jest grą błędów” dotyczy wszystkich, zarówno piłkarzy, trenerów jak i sędziów. Czasem te błędy są bardzo kosztowne.
W meczu Górnika z Jagiellonią Frankowski zaufał instynktowi i nie sprawdził sytuacji na VAR. Gdyby sprawdził, musiałby dać czerwoną kartkę ale zdecydował się zaufać sobie. Przegrał, więc oburzenie zrozumiałem. W Internecie wrzało. Co powinien zrobić w tej sprawie szef sędziów?
Myślę, ze przede wszystkim zachować zimną krew i załatwić wszystko w normalnym trybie, zrobić zwykłą „rozprawę”, poznać argumenty sędziego i zarządzić „werdykt”. Szulc ewidentnie działał, żeby przypodobać się kibicom, którzy domagali się głowy Frankowskiego. Dodatkowo akurat sprawa dotyczy Jagiellonii, więc można odnieść wrażenie, że Szulc po prostu chciał przypodobać się prezesowi PZPN, Cezaremu Kuleszy, wieloletniemu szefowi klubu Białegostoku. Zresztą dla samego Kuleszy to kłopotliwe, bo z boku może wyglądać to jak egzekucja na telefon. Nie sądzę, żeby wizerunkowo prezes PZPN skorzystał.
„Zachowanie karierowicza”. Decyzja pod wpływem opinii publicznej
Dobry szef nigdy nie rzuci na żer swojego pracownika, to co zrobił Szulc to klasyczne zachowanie typowego karierowicza, który dąży po trupach do celu. Bardzo słabe. Rozumiem, gdyby Frankowski doprowadził do jakiegoś skandalu obyczajowego czy kryminalnego, wtedy sprawa wymaga szybkiej reakcji. Tu tego nie było. Po prostu był błąd, jeden z wielu choć kosztowny.
Ciekaw jestem, czy teraz po każdym błędzie, gdy temperatura w mediach społecznościowych dojdzie do wrzenia, pan Szulc będzie zwoływał sąd kapturowy w trybie nagłym i zawieszał kolejnych sędziów? Tego typu zachowania w dalszej perspektywie działają na szkodę środowiska sędziowskiego, zastraszanie arbitrów publicznymi egzekucjami prowadzi do ich zachowawczości, a przecież dopiero co wszyscy byli zakochani w sposobie bycia Szymona Marciniaka, którego cechuje konsekwencja i zdecydowanie.
Czytam, że Frankowski ciągle się myli, że popełnia błędy itd,. Nawet jeśli, to czy jest to powód do publicznej egzekucji? Czy nie można było tego załatwić w normalny sposób? Jako dziennikarz nie mam zaufania do szefa sędziów, który podejmuje ważne decyzje pod wpływem opinii publicznej. Jak to się mówi w niższych ligach — „na krzyk”.