Mike Wilson, główny analityk w Morgan Stanley, prognozuje, że amerykańska giełda może wkrótce odnotować korektę rzędu 10 proc. Savita Subramanian, czołowa ekspertka Bank of America, ostrzega, że „gdy wszyscy ruszą do wyjścia, nawet bardzo płynne aktywa mogą nie znaleźć nabywców”.
Ci, którzy nie obawiają się bessy, twierdzą, że nie można stawiać znaku równości między dzisiejszą sytuacją, a pękającą bańką spekulacyjną dot-comów z przełomu wieków, gdyż spółki giełdowe są teraz bardziej efektywne i mniej zadłużone niż wtedy.
Zdaniem wielu analityków amerykańska hossa może trwać, ponieważ spadek stóp procentowych w USA skłania inwestorów do przenoszenia środków z tracących atrakcyjność obligacji i lokat na rynek akcji. Możliwe, że za jakiś czas inwestorzy zaczną szukać wyższych stóp zwrotu na rynkach wschodzących, a to dobra wiadomość dla polskiej giełdy.
Poprawa relacji handlowych amerykańsko-chińskich byłaby z korzyścią dla Wall Street. Inwestorzy za dobrą monetę biorą wypowiedź prezydenta USA Donalda Trumpa: „Myślę, że dobrze nam pójdzie z Chinami. Oni chcą zawrzeć umowę, my też tego chcemy”.
Na giełdzie nowojorskiej absolutne szczyty osiągają S&P500 i Nasdaq, a Dow Jones po raz pierwszy w historii przekroczył granicę 47 tysięcy punktów. Inwestorzy, którzy odrzucają ostrzeżenia przed krachem, w pierwszej kolejności powołują się na najnowsze kwartalne wyniki finansowe amerykańskich spółek. W większości są one bardzo dobre, a wyższe od przeciętnych zyski przekładają się na wyższe niż przeciętne stopy zwrotu z akcji. To ma być gwarant równowagi rynkowej.
Inwestorzy łamią zasady
Nie do wszystkich przemawiają takie argumenty. Według Bobby’ego Molaviego z Goldman Sachs, wzrosty na Wall Street napędzają inwestorzy indywidualni, dla których priorytetem jest sfera sztucznej inteligencji i którzy porzucają tradycyjne zasady funkcjonowania na rynkach. Coraz częściej to emocje, narracje i trendy, a nie twarde dane ekonomiczne decydują o zmianach cen akcji. Ten stan rzeczy Molavi nazywa „rynkiem postmodernistycznym”. W efekcie giełdy przypominają dziś pole bitwy, na którym ściera się psychologia inwestorów z logiką ekonomii. Nieważny staje się natomiast uporządkowany system zależności, do którego przywykli eksperci.
Francesco Sandrini, analityk w firmie Amundi, dostrzega na rynkach „irracjonalny entuzjazm”, a jego przejawem jest między innymi aktywny handel ryzykownymi opcjami powiązanymi z akcjami największych firm z branży AI. Ekspert widzi symptomy bańki spekulacyjnej związanej ze sztuczną inteligencją, jednak nie twierdzi, że należy opuszczać ten rynek. Radzi sprzedawać te pozycje, których wycena zbliżyła się do szczytu i znaleźć firmy mające potencjał wzrostu, których inni inwestorzy jeszcze nie zauważyli.
Rynki na krawędzi ryzyka
Z kolei Bank of America (BofA) w połowie października przedstawił wnioski z ankiety przeprowadzonej wśród najważniejszych na świecie menedżerów funduszy hedgingowych. Streszczono je słowami: „Mamy do czynienia z ekstremalnym ryzykiem na rynkach finansowych – bardziej niebezpiecznym niż inflacja, cła Donalda Trumpa, a nawet widmo kolejnych wojen”.
Jeszcze do niedawna Savita Subramanian, czołowa ekspertka BofA, była jedną z najbardziej optymistycznych komentatorek rynku akcji w USA. Dziś jednak nawet ona przyznaje, że przekraczane są niebezpieczne granice. Zespół Subramanian monitoruje aż 20 różnych wskaźników wyceny i niemal wszystkie pokazują, że S&P500 jest dziś droższy niż na historycznych szczytach – także w porównaniu z bańką dot-comów z 2000 roku.
Wskaźniki takie jak: kapitalizacja do PKB, cena do wartości księgowej oraz cena do przepływów operacyjnych nigdy nie były wyższe. Strategiczka BofA przyznaje, że współczesne spółki są bardziej efektywne i mniej zadłużone niż te sprzed ćwierćwiecza, ale nawet te argumenty nie przysłaniają faktu, że rynek zaczyna być „przegrzany”.
Analitycy Bank of America podkreślają, że na Wall Street jest teraz bardzo dużo spekulacji i nieregulowanego kredytu prywatnego. Po kryzysie w 2008 roku to właśnie prywatni pożyczkodawcy wzięli na siebie dużą część ryzyka, jakie wcześniej spoczywało na bankach. Dziś jednak coraz częściej pojawiają się wątpliwości, czy ich standardy udzielania finansowania są wystarczająco bezpieczne. Kilka głośnych bankructw już obnażyło słabości tego sektora.
BofA ostrzega, że gdy rynek kredytów prywatnych zacznie się chwiać, instytucje takie jak fundusze emerytalne mogą zostać zmuszone do masowej sprzedaży aktywów ulokowanych w funduszach opartych na indeksach giełdowych. Jak podsumowuje Savita Subramanian, dziś na rynkach trzeba być selektywnym, „bo gdy wszyscy ruszą do wyjścia, nawet bardzo płynne aktywa mogą nie znaleźć nabywców”.
Drony też przyciągają spekulantów
Alarmistycznych wypowiedzi jest więcej. Brytyjski analityk Julien Garran mówi o „największej i najniebezpieczniejszej bańce wszech czasów”. Z jego obliczeń wynika, że skala błędnych inwestycji jest 17 razy większa niż w przypadku pęknięcia bańki internetowej na przełomie wieków i cztery razy większa niż w 2008 roku w czasie krachu na amerykańskim rynku nieruchomości.
Z kolei Torsten Reil, jeden z szefów niemieckiego start-upu Helsing, zajmującego się dronami wojskowymi ostrzega, że bańka giełdowa staje się problemem także w jego branży. Firma Reila rozwija system AI zdolny do zarządzania samolotami. Powiązania branży dronów ze sztuczną inteligencją są oczywiste, a to wzbudza zainteresowanie inwestorów skłonnych do spekulacji. Torsten Reil podczas konferencji Bloomberg Tech powiedział, że start-upy z sektora dronów militarnych przyciągają dużo pieniędzy, także tych, które wcześniej płynęły w kierunku kryptowalut.
Mike Wilson, dyrektor do spraw inwestycji i główny analityk w Morgan Stanley, ostrzega, że amerykański rynek akcji może wkrótce odnotować korektę rzędu 10 proc., a jej przyczyną będą między innymi problemy z płynnością finansową. Ekspert przewiduje, że Rezerwa Federalna może zakończyć program QT wcześniej niż przewidywano, by ustabilizować rezerwy bankowe. QT (quantitative tightening), czyli zacieśnianie ilościowe, to proces wycofywania nadmiaru pieniędzy z gospodarki. Bank centralny w ten sposób próbuje zmniejszać presję inflacyjną. W QT Fed redukuje swój bilans stopniowo wyprzedając aktywa (obligacje rządowe i inne papiery) i nie kupuje nowych, gdy stare wygasają.
Inwestorzy liczą na obniżki stóp
W tej chwili jednak inwestorzy na Wall Street nie obawiają się podwyższonej inflacji. Co prawda z raportu o cenach konsumpcyjnych w USA za wrzesień wynika, że wzrosły one o 3 proc., ale spodziewano się rezultatu rzędu 3,1 proc. W tej sytuacji rynki są w ponad 90 procentach pewne, że Rezerwa Federalna jeszcze dwa razy w tym roku obniży stopy procentowe – o 25 punktów bazowych w październiku i w takim samym stopniu w grudniu.
Seryjne cięcie stóp zazwyczaj sprzyja giełdom papierów wartościowych. Podobnie jak dobre wskaźniki makroekonomiczne. W tej dziedzinie inwestorzy też dostali ostatnio sporo optymistycznych wiadomości. Indeks PMI, określający koniunkturę w amerykańskim sektorze usługowym, ogłoszony przez S&P Global, wyniósł w październiku 55,2 punktu wobec 54,2 punktu w poprzednim miesiącu. Analogicznie wskaźnik koniunktury w przemyśle wzrósł z 52 do 52,2 punktu, a PMI composite z 53,9 do 54,8 punktu.
Zdaniem wielu analityków, amerykańska hossa może trwać, ponieważ spadek stóp procentowych skłania inwestorów do przenoszenia środków z tracących atrakcyjność obligacji i lokat na rynek akcji. Możliwe także, że jeśli globalna hossa utrzyma się jeszcze przez kilka miesięcy, inwestorzy zaczną szukać wyższych stóp zwrotu na rynkach wschodzących, a to dobra wiadomość dla polskiej giełdy. Tym bardziej, że nasz kraj wyróżnia się nadal wysokimi stopami procentowymi. Po spodziewanych ich obniżkach w kolejnych kwartałach Polska stanie się jeszcze bardziej atrakcyjna. WIG20 wciąż nie jest przeinwestowany, a fundamenty naszej gospodarki są solidne.
Wyczekiwane porozumienie chińsko-amerykańskie
Nastroje inwestorów z Wall Street poprawiają także doniesienia o rysującym się porozumieniu handlowym Stanów Zjednoczonych z Chinami. Na szczycie Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) odbywającym się w Korei Południowej ma dojść do spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentem Chin Xi Jinpingiem, prawdopodobnie w czwartek 30 października. Co więcej, są możliwe kolejne rozmowy obu przywódców w Chinach lub w USA.
Już teraz jednak strona chińska potwierdziła osiągnięcie wstępnego konsensusu w kluczowych kwestiach dotyczących ceł. Wiceminister handlu Li Chenggang poinformował, że delegacje obu krajów rozmawiają o wydłużeniu okresu zawieszenia ceł wzajemnych, a także o projektach związanych z taryfami na fentanyl i szerzej, o współpracy w walce z handlem narkotykami.
Z kolei minister finansów USA Scott Bessent mówi o stworzeniu „bardzo dobrych ram” do zawarcia porozumienia handlowego z Pekinem i możliwym odłożeniu w czasie kontroli eksportu metali ziem rzadkich, którą zapowiadali ostatnio Chińczycy. – Myślę, że dobrze nam pójdzie z Chinami. Oni chcą zawrzeć umowę, my też tego chcemy – powiedział prezydent Donald Trump. Po tych słowach zmalało prawdopodobieństwo, że Waszyngton zrealizuje groźbę nałożenia od 1 listopada dodatkowych ceł na import z Chin w wysokości 100 proc.
Jacek Brzeski
- Tusk zabrał głos w sprawie afery CPK. „Już nigdy nie będę używał tej nazwy”
- Nie takie słodkie Halloween? Ceny cukierków potrafią zrujnować
Sztuczna inteligencja pomoże uprościć podatki? Sasin: Dobre narzędziePolsat NewsPolsat News