Wniosek ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka o uchylenie immunitetu poselskiego Zbigniewa Ziobry i zgodę Sejmu na jego aresztowanie pojawił się zaraz po weekendowym pojedynku na konwencje i wystąpienia liderów PiS i KO.
Tak jakby Donald Tusk chciał nam wszystkim powiedzieć: rywalizacja programowa rywalizacją programową, a ja nadal się upieram, że przesądzą tak zwane rozliczenia poprzedniej władzy. Podczas swojej konwencji premier przedstawiał swoją wojnę z PiS jako starcie dobra ze złem, mówił o przeciwnikach jako o złodziejach i łajdakach.
Może Tusk przejął się pretensjami najtwardszej części swojego obozu, że akurat rozliczenia tak zwanej afery Funduszu Sprawiedliwości siadło, że kolejni jej bohaterowie wymykają się policyjno-prokuratorskiej akcji. Czytelniejszego symbolu, że tak nie jest, jak aresztowanie samego byłego ministra, uosabiającego stosunek poprzedniej ekipy do prawa, nie sposób sobie wyobrazić.
Dodatkowo Tuska i jego ludzi mogły podrażnić zeznania Ziobry przed sejmową komisją śledczą do spraw Pegasusa, gdzie z rozliczanego zmienił się w oskarżyciela. A może od początku taki był plan i taki harmonogram.
Przypomnijmy: Fundusz Sprawiedliwości to państwowy fundusz celowy. Jego zadaniem była i jest pomoc pokrzywdzonym i świadkom, przeciwdziałanie przestępczości, a także udzielanie pomocy osobom pozbawionym wolności, zwalnianym z zakładów karnych i aresztów śledczych oraz osobom im najbliższym.
Teza prokuratury jest taka, że zarówno zakupując z tych pieniędzy sprzęt do inwigilacji nazywany Pegasusem, jak wspierając nimi rozmaite instytucje i społeczne przedsięwzięcia – dopuszczano się nadużycia.
Tyle że w lipcu 2017 roku zmieniono przepisy Kodeksu Karnego Wykonawczego. Katalog zadań poszerzono między innymi o takie zadania jak „przeciwdziałanie przyczynom przestępczości”, „podejmowanie przedsięwzięć o charakterze edukacyjnym i informacyjnym”, „promowanie systemu pomocy osobom pokrzywdzonym” oraz „upowszechnianie wiedzy na temat praw osób pokrzywdzonych”.
Zakup Pegasusa można z powodzeniem podciągnąć pod „przeciwdziałanie skutkom przestępczości”. Czy także prezenty kierowane do straży pożarnych czy kół gospodyń wiejskich? Politycy PiS twierdzą, że tak, bo wszelka działalność społeczna miała odciągać od patologicznych pokus, wzmacniać normalność. Jest to naturalnie interpretacja mocno naciągana.
Podobno są dowody na ustawianie konkursów decydujących o przyznawaniu dotacji. Miał ich dostarczyć m.in. „skruszony”, instruowany przez Romana Giertycha dawny urzędnik Ziobry Tomasz Mraz. Ma on dowieść, że kierowano te fundusze do tych okręgów wyborczych, w których startowali kandydaci Solidarnej, a potem Suwerennej Polski. Potwierdzać ma to m.in. list Jarosława Kaczyńskiego do Zbigniewa Ziobry. Prezes PiS był w obliczu wyborów 2019 roku zaniepokojony tą praktyką.
Można ją uznać za patologiczną. Czy także za przestępczą? W wielu krajach politycy tak obracają środkami, żeby trafiały do ich okręgów. W USA na przykład o takich funduszach mówi się „wieprzowina wyborcza”. A u nas? Zawsze można ją podciągnąć pod któryś paragrafów dotyczących tzw. przestępstw urzędniczych. Takie formułki jak „przekroczenie uprawnień” są gumowe, można ich użyć jako pałki na polityka. O ile chce się wojować z polityczną konkurencją kodeksem karnym.
Rzecz w tym, że Ziobrze zarzuca się kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i zawłaszczenie tych środków. To wydaje się jednym wielkim absurdem. W resorcie sprawiedliwości miał się zagnieździć gang. To oznacza kryminalizację każdego sporu politycznego o wydatkowanie pieniędzy. Ma to kolosalne skutki, o czym za chwilę.
Ów gang miał też sprowadzić do Polski urządzenie umożliwiające inwigilowanie opozycji. Rzecz w tym, że umożliwiało ono tropienie gangsterów czy szpiegów. Jeśli przy okazji użyto go przeciw opozycji, bez żadnego kontekstu kryminalnego, każdy taki przypadek powinien być pewnie rozliczony. Tyle że odpowiedzialność, jak w przypadku każdego działania operacyjnego, spada na funkcjonariuszy służb, prokuratorów i sędziów, którzy podejmowali konkretne decyzje.
Zasępiony Donald Tusk zabrał się, zresztą jak zwykle, do komentowania działań prokuratury do kamer. Jeśli manipulowanie funduszami resortu sprawiedliwości było częścią czegoś, co nazwałbym „systemem Ziobry”, to szef rządu orzekający zawczasu o czyjejś winie i zagrzewający prokuratorów do boju, to część „systemu Tuska”.
Premier zauważył, że to pierwszy w Polsce, a być może i w Europie, przypadek takiego oskarżenia wobec ministra sprawiedliwości. Możliwe. Ale skoro już przełamano pewne tabu, warto uświadomić ekipie Tuska konsekwencje.
Jeśli Ziobro, skądinąd naprawdę leczący się po nowotworze, znajdzie się w areszcie, zostanie uruchomiony proces. Należy się spodziewać po ewentualnej zmianie władzy podobnych decyzji wobec ludzi obecnego rządu i obecnej koalicji. Czy wobec samego premiera? O to być może najtrudniej, bo na ogół kontrowersyjne decyzje podejmują jego podwładni.
To oni mogą powędrować do aresztu i stanąć przed sądem. Prawicowej władzy będzie zapewne trudniej znaleźć prokuratorów i sędziów klepiących takie decyzje. Większość jest po stronie obecnej władzy. Ale przecież przeprowadzając czystkę w prokuraturze i sądownictwie, Bodnar z Żurkiem sami wpychają część ludzi wymiaru sprawiedliwości w objęcia PiS. Dają im też narzędzia. Dlaczego nie skorzystać z procedur Żurka, choćby tej umożliwiającej wyznaczanie sędziów zamiast ich losowego przydzielania?
Za co prawica będzie sadzać ludzi Tuska? Znajdzie się paragraf. Takie, powtórzmy gumowe, formułki jak „przekroczenie uprawnień” czy „niewykonanie obowiązków” pasują do każdej władzy. Czy teraz nie przydziela się żadnych dotacji swoim? Nie łamie się prawa? Nie będzie żadnych skrupułów po stronie obecnej opozycji. Poszuka ona odwetu.
Zapewne Tusk wymusi na obecnym parlamencie uchylenie immunitetu i zgodę na aresztowanie Ziobry pomimo tarć, zwłaszcza z Polską 2050. Do tej pory takie decyzje zapadały automatycznie. Słabnące przystawki tym bardziej będą się bały sprzeciwić. Przecież wielu z tych polityków będzie być może skazana na szukanie kariery w szeregach KO.
Czy premier jest świadomy tego, że rozpętuje tym samym wojnę totalną? Zapewne tak. A jednak w to brnie. Politycy opozycji uważają, że to najlepszy dowód na jego determinację. On po prostu nie wierzy, że jego obóz odda władzę, nawet jeśli sondaże pokazują inne tendencje. Albo chce działać tak, jakby nie wierzył.
Swoim ludziom zafundował niedawno opowieść o ludziach hiszpańskiego wodza Hernana Cortesa, który przybywszy do Ameryki, kazał spalić okręty. Miało nie być odwrotu. Teraz też ma nie być. Tyle że demokracja kierująca się takimi wojennymi zasadami z przestaje być demokracją liberalną. Staje się „demokracją walczącą”, czyli w praktyce systemem opartym przede wszystkim na przemocy i przymusie wobec „nie swoich”.
Bogucki w ”Gościu Wydarzeń” o zarzutach dla Ziobry: Musiał przyjść Żurek, bo zbyt cywilizowane metody stosował BodnarPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas
