Belgijski dziennik „DeMorgen” opublikował rozmowę z ministrem obrony narodowej Theo Franckenem. Jedna z jego wypowiedzi wywołała reakcję rosyjskiej ambasady,
Dziennikarze zapytali między innymi ministra o możliwe dostarczenie przez USA rakiet Tomahawk. Przypomnieli, że Rosjanie natychmiast ostrzegli Zachód, przed „dramatycznym punktem zwrotnym”.
– Putin powiedział to samo, kiedy Finlandia i Szwecja przystąpiły do NATO, kiedy dostarczaliśmy czołgi, pociski rakietowe, F-16… Lekcja jest taka, że nie możemy pozwolić, by nas zastraszano – stwierdził, przypominając, że Zachód wyraził niedawno zgodę na atakowanie przy pomocy swoich rakiet celów na terytorium Rosji. – To też była czerwona linia dla Putina, ale co zrobił? Nic. On wie: jeśli użyję broni jądrowej, zmiotą Moskwę z mapy. Wtedy koniec świata będzie bliski – stwierdził minister.
Prowadzący rozmowę dziennikarz zapytał, czy to oznacza, że minister nie obawia się, że Putin może zaatakować Brukselę konwencjonalną rakietą?
– Nie, bo wtedy uderzyłby w samo serce NATO, a wtedy zrównalibyśmy Moskwę z ziemią – odparł minister.
Ambasada Rosji w Belgii przekazała w oświadczeniu, że „prowokacyjne i nieodpowiedzialne wypowiedzi jednego z czołowych belgijskich 'jastrzębi’, który przewidywał 'rosyjskie ataki na Brukselę’ i groził 'zmieceniem Moskwy z mapy’, nie zasługują na dalszą uwagę, biorąc pod uwagę ich absurdalność i całkowite oderwanie od rzeczywistości”.
Słowa belgijskiego ministra Rosjanie uznali za „wezwanie do jeszcze większej militaryzacji Europy kosztem jej dobrobytu społeczno-ekonomicznego oraz do nieustannych dostaw broni dla reżimu w Kijowie, by mógł walczyć do ostatniego Ukraińca”.
Źródło: demorgen.be, global.espreso.tv