Liverpool przeżywa trudny czas. W sześciu ostatnich meczach udało mu się wygrać tylko raz – pokonał 5:1 Eintracht Frankfurt w Lidze Mistrzów. W pozostałych spotkaniach poniósł porażki. Nie ulega wątpliwości, że drużyna Arne Slota znajduje się w poważnym kryzysie. Szansę, by dać nieco radości kibicom i wrócić na właściwe tory, miała w środowy wieczór, gdy grała z Crystal Palace w czwartej rundzie Pucharu Ligi Angielskiej. Było to drugie starcie tych ekip w tej kampanii – w Premier League Liverpool uległ rywalowi 1:2. Celem był więc rewanż i awans.
Zobacz wideo Lech i największa kompromitacja w historii? Kosecki: Nadajecie się do d***!
Liverpool anonimowy w pierwszej połowie. To rywale trafiali do siatki
Przewagą Liverpoolu miało być własne boisko. Ale tej przewagi nie było wcale widać. Choć gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, to na groźne akcje to się nie przekładało. Widać było brak liderów na murawie. Zabrakło m.in. Mohameda Salaha. Piłkarze z Anfield oddali sześć strzałów, ale tylko jeden był celny. O wiele lepiej w tej statystyce wypadali rywale, bo aż pięć razy piłka leciała w światło bramki.
I to zaowocowało również… golami. Crystal Palace przeprowadziło dwie akcje w cztery minuty. I okazały się one… zabójcze dla przeciwników. Pierwsze trafienie padło w 41. minucie. Doszło do małego zamieszania w polu karnym. Pogubili się w nim defensorzy Liverpoolu, na czym skorzystał Ismail Sarr. Przejął bezpańską piłkę i uderzył na bramkę. Golkiper nie był w stanie nic zrobić w tej sytuacji. I już w 45. minucie ten sam zawodnik ponownie pokonał bramkarza Liverpoolu. Tym razem otrzymał futbolówkę przed polem karnym, wbiegł z nią w obręb „szesnastki” i oddał celny, a przede wszystkim skuteczny strzał.
Zobacz też: Co dalej z meczem Lecha? Prezes reaguje. „Wszyscy się modlą”.
Mecz do zapomnienia dla Liverpoolu
Na przerwę Liverpool schodził z aż dwubramkową stratą. Wiadomo było, że trudno będzie pokonać Crystal Palace. Tym bardziej że po wyjściu z szatni gospodarze wcale nie prezentowali się lepiej. Nadal stroną groźniejszą byli goście. To oni częściej pojawiali się w polu karnym, choć mecz nie miał wielkiej dynamiki. Przez pierwsze 25 minut Crystal udało się oddać dwa celne strzały, a Liverpoolowi ani jednego.
Piłkarze Arne Slota nie mieli praktycznie żadnych argumentów. Na domiar złego od 79. minuty musieli radzić sobie w dziesiątkę. Drużynę osłabił Amara Nallo, który wszedł na murawę niespełna kwadrans wcześniej. Otrzymał bezpośrednią czerwoną kartkę od sędziego. Brak jednego piłkarza wykorzystali rywale i w 87. minucie podwyższyli prowadzenie. Dokonał tego Yeremy Pino, który płaskim strzałem widowiskowo wykończył akcję. Ostatecznie wynik spotkania nie uległ już zmianie i to Crystal Palace awansowało dalej.
Liverpool – Crystal Palace 0:3