– Na niedzielny obiad u babci zjeżdża się cała rodzina. Babcia przygotowuje ten sam rosół, który podaje od 20 lat. Wszyscy zachwalają: „Babciu, jak zawsze świetny rosół”. Problem w tym, że zupa jest zimna. Goncalo Feio jest jedyną osobą przy tym stole, która powie: „Babciu, ale ten rosół jest zimny, fatalny”. Dlatego takich ludzi się nie lubi.

***

Nie lubi się również za to, jak kończyli ci, którzy mu zaufali. Paweł Tomczyk jako prezes Motoru wymyślił tam trenera Feio. Znali się z pracy w Rakowie, to Tomczyk podrzucił nazwisko Portugalczyka raczkującemu w futbolu Zbigniewowi Jakubasowi. Miliarder zatrudnił go w swoim klubie i gdy patrzył na wyniki, to żałować nie mógł. Motor był najgorszą drużyną w drugiej lidze, a kilka miesięcy później pod rządami Feio został zespołem, który awansował do pierwszej ligi.

Już bez Tomczyka, bo Feio najpierw się z nim pokłócił, później rzucił w niego kuwetą, a na koniec przyglądał się, jak Jakubas pozbywa się go z klubu. Rosół, według Feio, okazał się za zimny.

***

Wiele zastrzeżeń miał też do legijnej kuchni, gdzie wprowadził go dyrektor sportowy Jacek Zieliński. Miesiąc miodowy szybko minął, a Feio najpierw zaczął wojować z szefem skautingu Radosławem Mozyrko. Nie spodobało mu się, że wobec słabszych wyników Legii szuka za jego plecami nowego trenera.

Mozyrko bronił się, że robił to na polecenie przełożonych, ale dla Portugalczyka to nie miało znaczenia. W jego wojnie z Mozyrko rykoszetem obrywał Zieliński, jego pozycja słabła i słabła, aż w końcu wylądował na aucie. Mógł sobie przybić piątkę z Tomczykiem jako ten, który najpierw Feio zatrudnił, a później z nim przegrał.

Ochotę na sprawdzenie, jak Feio będzie smakował przyrządzony przez niego rosół, miał Artur Płatek jako dyrektor sportowy Botewa Płowdiw. Najpierw postawił mu warunki, jakie ten musiał zaakceptować, żeby razem pracowali. Chodziło o to, żeby miał w sztabie doświadczonego trenera, który — to znów tylko w teorii — będzie potrafił okiełznać Feio w tych wybuchowych momentach, gdy wylewa rosół z garnka.

Po drugie, Portugalczyk miał zaakceptować, by na konferencjach prasowych iść zgodnie z linią klubu, uzgodnioną i przygotowaną, a nie grać swojej gry. Płatek nie miał okazji przekonać się, czy jego metody okażą się skuteczne. Na ostatniej prostej, na swoje, jak się okazało, nieszczęście ubiegł go Zieliński i ściągnął do Legii.

Teraz w kuchni przy Feio krzątać się będzie Antonio Ribeiro, dyrektor sportowy Radomiaka. Rodak trenera i brat Emanuela, zaufanego Feio, który pracował z nim w Legii i zaliczył epizod w Dunkierce. W tym towarzystwie rosołu już nie będzie, a bliska każdemu Portugalczykowi caldo verde, zielony bulion z kapusty galicyjskiej. Może to jest przepis na to, żeby tym razem nie było latających talerzy?