W czwartek w Ministerstwie Aktywów Państwowych ma się odbyć pierwsze spotkanie zespołu ds. udziału komponentu krajowego (z ang. „local content”) w kluczowych procesach inwestycyjnych. To inicjatywa ministra aktywów państwowych Wojciecha Balczuna, ale ze wsparciem ministra finansów i gospodarki Andrzeja Domańskiego i innych szefów resortów gospodarczych.

„Dopuszczalne środki ochrony”

Zadaniem zespołu jest „identyfikacja kluczowych sektorów gospodarki, w ramach których są lub będą realizowane kluczowe procesy inwestycyjne wymagające jak najszerszego angażowania komponentu krajowego, z uwzględnieniem wytycznych wynikających z obowiązujących strategii rozwoju, programów i dokumentów programowych oraz polityk publicznych Rady Ministrów oraz Unii Europejskiej”.

Wielki problem Rakowa. Kiedy powstanie stadion?

Zespół ma także w kontekście local content przeanalizować „dopuszczalne środki ochrony podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa”, zwłaszcza jeśli chodzi o dostawy sprzętu wojskowego. Ma też sprawdzić, w jaki sposób komponent krajowy promują inne kraje, a także opracować koncepcję pilotażu, w ramach którego udział komponentu krajowego będzie wspierany w sektorach morskim lub lądowej energetyki odnawialnej.

Definicja za kilka miesięcy

Jak widać, rozpoczęcie prac zespołu to tak naprawdę początek działań w kierunku zapowiadanego przez premiera Donalda Tuska zwiększenia udziału rodzimych przedsiębiorstw w państwowych inwestycjach. – Kończy się era naiwnej globalizacji. Czas na repolonizację gospodarki, rynku, kapitału – zapowiedział premier w połowie kwietnia.

W rozmowie z money.pl szef MAP Wojciech Balczun tłumaczy, że w sytuacji, gdy Polska stała się dwudziestą gospodarką świata, należy „tworzyć silne struktury gospodarcze”, zarówno państwowe, jak i prywatne.

Kluczem do dynamicznego rozwoju jest odpowiednie zdefiniowanie pojęcia „local content”. Już dziś prowadzimy dyskusje na ten temat, chcielibyśmy na przykład podsumować, jaki jest procent local content w realizowanych obecnie inwestycjach. Najpierw jednak trzeba to pojęcie precyzyjnie zdefiniować – zwraca uwagę Balczun.

Jak podkreśla, zadaniem międzyresortowego zespołu jest zebranie wszystkich dostępnych informacji z różnych źródeł: zarówno z poziomu rządowego i administracji publicznej, jak i ze strategii inwestycyjnych poszczególnych podmiotów.

– Następnie należy to wszystko tak uporządkować, aby wszyscy wiedzieli, jak obliczać local content. Celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której ten element stanie się jednym z głównych czynników rozwoju. Chcemy móc powiedzieć: „w danym roku czy w danej pięciolatce zwiększymy udział polskiego contentu o określoną liczbę punktów procentowych”. A kiedy poznamy definicję „local content”? Właśnie nad tym pracujemy, dlatego się spotykamy. Zakładam, że to kwestia miesięcy. Jestem zdeterminowany, aby stało się to jak najszybciej – zapowiada minister.

Co to jest local content?

Największym kłopotem może być wypracowanie definicji. – Trwa dyskusja, czym ma być local content. Czy za local content uznać też fabryki zagranicznych firm produkujące w Polsce i będące częścią międzynarodowych łańcuchów dostaw, czy tylko polskie firmy w Polsce – mówi nam kolejny rozmówca związany z MAP.

Ale dylemat faktycznie jest większy, ponieważ różnych konfiguracji własnościowych może być znacznie więcej. Mogą być firmy, które powstały w Polsce, ale już nie są tu zarejestrowane lub mają zewnętrznych akcjonariuszy. Są przykłady polskich firm, których siedziby mieszczą się w rajach podatkowych, czego głównym celem jest optymalizacja podatkowa. Są też firmy joint venture.

Takich pytań jest mnóstwo. I nie wiem, czy łatwo będzie wypracować jednoznaczną definicję. W niektórych przypadkach to może być sytuacja, gdzie będzie po prostu dyskusja trochę przypadek po przypadku – podkreśla w rozmowie z money.pl Andrzej Kubisiak, wiceszef Polskiego Instytutu Ekonomicznego, choć dodaje zarazem, że jego zdaniem warto podjąć wysiłek, by dojść do porozumienia w tej sprawie.

Choćby dlatego, że wdrożenie mechanizmów local content w zamówieniach publicznych może fundamentalnie zmienić sytuację rodzimych przedsiębiorstw. Tym bardziej że – jak wskazują eksperci – kierunek ten nie jest „rozwiązaniem wziętym z kosmosu” – znaczna część krajów europejskich preferuje własne firmy.

Pójście w local content przy dużych przetargach pozwala stworzyć perspektywę stabilnego popytu dla firm. Państwo może generować popyt na produkty czy usługi rodzimych przedsiębiorstw, stabilizując ich sytuację i perspektywę na przyszłość – podkreśla Andrzej Kubisiak.

Mechanizm ten ma szczególne znaczenie przy długoterminowych zamówieniach, które stabilizują sytuację finansową firmy i zapewniają większą przewidywalność. A dodatkowo wprowadzenie preferencji dla local content może także złagodzić problem cykliczności inwestycji w Polsce, ponieważ cykl inwestycyjny w polskiej gospodarce jest w dużym stopniu zależny od tempa napływu funduszy UE.

Jak podkreśla Andrzej Kubisiak, waga tego mechanizmu jest ogromna – zamówienia publiczne stanowiły w ubiegłym roku około 12 proc. polskiego PKB. – To gigantyczna pula pieniędzy, która trafia na rynek via sektor publiczny w ramach różnych mechanizmów zamówień i zakupów. Taki mechanizm może „wypłaszczyć górki i dołki” w inwestycjach, zapewniając firmom stabilniejsze warunki do planowania inwestycji i rozwoju – ocenia.

O co toczy się gra?

To o tyle istotne, że w kolejnych latach czekają nas duże inwestycje nie tylko infrastrukturalne, jak w drogi, kolej czy CPK, ale także olbrzymie wydatki zbrojeniowe czy na transformację energetyczną.

PIE w marcu tego roku przygotował raport „Ile Polski w atomie? Local content programu energetyki jądrowej”. Wynika z niego, że ponad 70 proc. przebadanych przez Polski Instytut Ekonomiczny polskich firm deklaruje, że ma doświadczenie w branży energetycznej, które może zostać wykorzystane w ramach projektu jądrowego. Jedna trzecia firm deklaruje doświadczenie z innych projektów w sektorze jądrowym za granicą. Jako największą barierę wskazują trudności w pozyskaniu funduszy na działania przygotowawcze umożliwiające pozyskanie zleceń przy projekcie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.

Oczekiwania są duże, krajowi przedsiębiorcy oceniają, że poziom local content w polskiej inwestycji jądrowej może wynieść około 40 procent, choć ci z branży jądrowej wykazują mniejszy optymizm. Większość badanych podmiotów zainteresowanych pierwszą inwestycją jądrową wyraża chęć kontynuowania działalności w branży jądrowej w kraju i za granicą. Jednocześnie badane firmy optymistycznie patrzą na kolejne inwestycje jądrowe. 84 proc. z nich uważa, że udział polskich przedsiębiorstw w tego typu projektach będzie wzrastał. Podobne badania przeprowadzono także dla elektrowni wiatrowych na morzu i tu także oczekiwania są spore.

Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl