— Chłopaka z mojego oddziału po prostu zatłukli na śmierć, uderzając jego głową o podłogę. Ponieważ po zakończeniu misji bojowej pił wódkę — opowiada jeden z rozmówców portalu, żołnierz o pseudonimie „Kurhan”. — Przez miesiąc siedzieliśmy na froncie bez łączności, bez jedzenia. Piliśmy wodę z kałuż, k**wa, spaliśmy w wodzie i gównie. A potem wróciliśmy, wszyscy dorośli faceci, no, wypiliśmy trochę, a nas, jak jakieś szczeniaki, zaczęli besztać.

„Kurhan” opisuje, jak dowódcy zaczęli katować jednego z żołnierzy. Jeszcze żywego wrzucili do dołu. — Tam umierał, coś wypływało mu z głowy, piana na ustach, drgał konwulsyjne. „Akula” [34-letni dowódca 80. pułku pancernego 90. dywizji pancernej grupy „Centrum”] kazał go zastrzelić — powiedział „Kurhan”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

W rosyjskim żargonie proceder zabijania żołnierzy przez kolegów i dowódców określa się mianem „wyzerowania”. Nie są to tylko zabójstwa w dosłownym znaczeniu, ale także śmiertelne rozkazy — wysyłanie na „mięsny szturm” bez broni, wsparcia lub wyposażenia.

  • Co to jest 'zerowanie’ w rosyjskim wojsku?
  • Jakie są przyczyny wzrostu przemocy w rosyjskich siłach zbrojnych?
  • Jakie relacje przekazują żołnierze na temat egzekucji?
  • Jakie metody stosuje się do karania żołnierzy w rosyjskim wojsku?

— Wysyłają na szturm z granatem wewnątrz kamizelki kuloodpornej bez zawleczki, ale z nieopuszczoną dźwignią zapalnika. Jeśli upadniesz, zostaniesz trafiony lub wykonasz gwałtowny ruch — nastąpi wybuch — mówi inny rozmówca portalu.

Jurij, który służył w 114. brygadzie strzelców zmotoryzowanych, powiedział dziennikarzom, że innym sposobem „zerowania” jest wtrącanie żołnierzy do piwnic i dołów, i przetrzymywanie ich tam bez jedzenia i bicia. — Niektórzy umierają bezpośrednio w dołach, a tych, którzy przeżyli, czasami zmusza się do zabijania się nawzajem — mówił Jurij.

Powodem okrutnego karania własnych kolegów czy podwładnych może być nieposłuszeństwo, brak „daniny” dla dowódcy, albo nawet zwykły ludzki odruch wobec wziętych do niewoli Ukraińców. „Gazeta Wyborcza” przywołuje przykład żołnierza, który został przywiązany na kilka dni do drzewa bez jedzenia i picia, bo dał coś do jedzenia jeńcowi.

Jak ustaliła Wiorstka niemal wszyscy wojskowi skazujący swoich podwładnych na śmierć, to dowódcy plutonów i batalionów, a nawet dywizji. Przed egzekucją mają odbierać żołnierzom pieniądze i karty bankomatowe, żądając podania PIN-u. Zmarłych nie zalicza się do liczby poległych, lecz rejestruje się ich jako osoby zaginione lub dezerterów.