Bohdan Smoleń był jednym z najbardziej znanych polskich artystów kabaretowych, uwielbianym za charakterystyczny styl i poczucie humoru. W 1992 roku wyruszył w podróż do Stanów Zjednoczonych w towarzystwie swojego menedżera Krzysztofa Deszczyńskiego. Podróż do Nowego Jorku niespodziewanie zamieniła się w historię z bronią i wizją więzienia.

Opis zdarzeń pochodzi z książki „Bohdan Smoleń. Toksyczny duet z Laskowikiem”, której fragmenty przytoczył „Fakt”. Według relacji menedżera i przyjaciela Bohdana Smolenia, wszystko zaczęło się od zamiłowania artysty do broni. „Najpierw kupił myśliwską. Musiał zaszpanować w kole łowieckim. Potem kupował różne pistolety. Glock jeden, drugi. W jakimś sklepie w Warszawie ktoś mu wcisnął magnum” – czytamy.

Bohdan Smoleń o swojej chorobie

W maju 1992 roku Smoleń i Deszczyński polecieli z Chicago do Nowego Jorku. Na lotnisku Newark podczas kontroli bagażu na ekranie prześwietlarki pojawił się kształt przypominający rewolwer. „Funkcjonariuszki poprosiły Bohdana o otwarcie walizki. Pooglądały wszystko, co tam było w nieładzie wrzucone, i niczego, co by przypominało rewolwer, nie znalazły. (…) Dopiero dwóch wezwanych na pomoc policjantów w małym, zamkniętym przeźroczystą taśmą pudełku po ciastkach znalazło broń zawiniętą w aluminiową folię” – opisuje Deszczyński. Wtedy artysta został zatrzymany. „Założyli Bohdanowi kajdanki i zaczęły się rozmowy wyjaśniające. Smoleń mówił, że nie wie, skąd się to wzięło, i że to nie jego broń” – wspomina menedżer.

Po zatrzymaniu Bohdana Smolenia policjanci zabrali go na komisariat lotniska, a Krzysztof Deszczyński przekazał im jego paszport i bilet. Natychmiast skontaktowano się z konsulem w Nowym Jorku, jednak ten początkowo odmówił interwencji, tłumacząc się zakończeniem pracy. Wtedy z pomocą przyszła dentystka artysty, która wpłaciła tysiąc dolarów kaucji i umożliwiła mu wyjście na wolność. „Boguś stał się wolny, ale z obowiązkiem stawienia się na rozprawie w dniu 2 kwietnia 1993 r. Oczywiście w… USA” – wyjawił Deszczyński.

Smoleń musiał zmierzyć się z wizją procesu w Stanach Zjednoczonych. Groziło mu nawet siedem lat więzienia lub grzywna w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów. „Koszty owej „afery karabinowej” były spore: tysiąc dolarów kaucji, powtórny lot do USA na przesłuchanie oraz dwa i pół tysiąca dolców dla prawnika amerykańskiego. (…) No i nerwy, że o adrenalinie nie wspomnę” – relacjonuje menedżer. Ostatecznie sąd w USA umorzył sprawę. Ekspertyza wykazała, że na broni znajdowało się wiele odcisków palców, a artysta nie pakował sam swojej walizki. Do dziś nie wiadomo, kto podłożył broń aktorowi.

Źródło: ludzie.fakt.pl

Zapraszamy na grupę na Facebooku – #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!