Jak przypomina „Gazeta Wyborcza”, dramat rozpoczął się w lutym ubiegłego roku, kiedy 74-letnia matka Małgorzaty, zaniepokojona milczeniem córki, przyjechała do jej domu w Zimnodole. Drzwi otworzyła kobieta, którą bliscy ledwo poznali — „była cała czarna, jakby w sadzy, tylko białka oczu było widać” — wspominała matka w rozmowie z policją, cytowana przez portal. Na pytanie, gdzie jest jej mąż, Małgorzata miała odpowiedzieć bez emocji: „Zakopałam go w ogrodzie, koło domu.”

  • Jaki wyrok usłyszała Małgorzata Ż.?
  • Co wydarzyło się w lutym ubiegłego roku?
  • Jakie narzędzia znaleźli policjanci?
  • Jakie były okoliczności śmierci męża Małgorzaty?

Makabryczne odkrycie w małopolskiej wsi

Według ustaleń śledczych kobieta przez kilka dni żyła w domu ze zwłokami męża. Jak relacjonuje Gazeta Wyborcza, tłumaczyła potem: „Jak znalazłam go w łazience, wpadłam w panikę, nie wiedziałam, co dalej zrobić. Przez trzy dni piłam, w końcu zabrakło mi wódki. Ciało męża zaczęło się rozkładać, musiałam coś zrobić.”

Małgorzata zamówiła piętnaście worków cementu i postanowiła zabetonować ciało w łazience. Kiedy okazało się, że nie mieści się ono w przygotowanej formie, odcięła nogi i ręce. Policjanci, którzy przybyli na miejsce, znaleźli zwłoki zakopane w ogrodzie, a w domu — narzędzia z widocznymi śladami krwi: siekierę, piłę ręczną i szlifierkę.

Od miłości do tragedii

Z relacji świadków wynikało, że para uchodziła za spokojne małżeństwo. W opinii sąsiadów byli „zgodni, łagodni i zakochani”. Kłopoty zaczęły się po śmierci ich starszego syna — Małgorzata przeżyła załamanie nerwowe, a mąż zaczął nadużywać alkoholu. Po rozwodzie w 2020 r. para ponownie się zeszła.

Według zeznań kobiety, w dniu tragedii doszło do kłótni. „Grzesiek miał pretensje, że rzekomo rzuciłam w niego popielniczką. Wtedy uderzył mnie butelką w głowę. Poszłam do kuchni, wzięłam nóż i powiedziałam mu: »Nie będziesz mnie tak traktował«. Siedział w fotelu. Wykonałam ruch, on zasłonił się ręką i rozcięłam mu przedramię.”

Jak relacjonowała w śledztwie, po tym wydarzeniu mąż zmarł z powodu krwotoku, a ona nie potrafiła zadzwonić po pomoc.

Zbrodnia czy dramat? Decyzja sądu

Sekcja zwłok nie wykazała jednoznacznej przyczyny zgonu. Biegli stwierdzili, że rany mogły być obronne, ale nie pozwalały z całą pewnością ustalić, czy śmierć nastąpiła w wyniku wykrwawienia.

W konsekwencji prokuratura nie oskarżyła Małgorzaty o zabójstwo, lecz o nieudzielenie pomocy, uszkodzenie ciała i zbezczeszczenie zwłok.

Sąd pierwszej instancji uznał, że kobieta działała brutalnie, ale nie z zamiarem zabójstwa. W uzasadnieniu wyroku sędzia Lidia Kurnicka podkreśliła, że „przy ciosach w przedramię trudno mówić nawet o nieumyślnym spowodowaniu śmierci. Oskarżona nie chciała spowodować zgonu, chciała wystraszyć męża.”

Za zbezczeszczenie zwłok — które sędzia określiła jako potraktowanie „ciała jak kawałka mięsa w rzeźni” — oraz za nieudzielenie pomocy Małgorzata została skazana na osiem lat więzienia. Jednak w październiku sąd apelacyjny obniżył karę do sześciu lat.

„Nie umieliśmy żyć bez siebie”

Podczas rozprawy kobieta mówiła: „Czuję się jak we śnie, jakbym na to patrzyła z boku. Nie zrobiłabym mu krzywdy, nie umieliśmy żyć bez siebie. Chciałabym, by to wszystko się nie stało i Grzegorz dalej żył. Tylko żeby nie pił.”

Dziś Zimnodół milczy o tamtej tragedii. Mieszkańcy nie chcą wracać do tego, co wydarzyło się w niewielkim domu na końcu wsi. Wspominają jedynie, że Małgorzata była spokojna, cicha — i nikt nie przypuszczał, że skrywa w sobie tak przerażający sekret.