Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Wystarczyły dwa miesiące, by sytuacja w kadrze kompletnie się zmieniła. Nie poszło za łatwo?
Jan Urban, selekcjoner reprezentacji Polski: Z perspektywy czasu, można tak powiedzieć. To były raptem cztery spotkania. Mało. W dalszym ciągu to jednak początek naszej pracy w reprezentacji. Wydaje mi się, że potrafiliśmy wykorzystać naszą szansę: mam na myśli pierwsze dwa mecze, z Holandią (1:1) i Finlandią (3:1). Te spotkania poprawiły dość mocno pozycję w tabeli eliminacyjnej. Później doszła wygrana z Litwą (2:0) i w krótkim czasie nasza sytuacja bardzo się zmieniła. Tak, z Holandią mieliśmy trochę szczęścia, ale w starciach z takimi drużynami musisz je mieć, bo są to po prostu bardzo silne zespoły. Ułożyło się to rzeczywiście dobrze, ale uważam, że zasłużyliśmy na te siedem punktów. Gra reprezentacji nie wyglądała źle.
Dużo klocków musiał pan poprzestawiać za kulisami przed pierwszym, wrześniowym zgrupowaniem?
Były trudności. Wielu zawodników miało w sierpniu okres przygotowawczy, ligi nie grały, musieliśmy oglądać piłkarzy nawet w meczach sparingowych. Trzeba było szybko decydować się na konkretną selekcję, czas gonił. Myślę, że jak na warunki, które nas zastały, wyszło dobrze. Późniejsze mecze pokazały, że zmiany w składzie były małe, a jak się zdarzyły, to przez kontuzje i kartki.
A jeżeli chodzi o gaszenie pożarów?
Decyzja o tym, by nie mówić na zgrupowaniu o temacie opaski, była odpowiednia. Załatwiliśmy tę kwestię dużo wcześniej. Chciałem, by piłkarze byli skoncentrowani na przygotowaniach do meczów, a nie tym, co wydarzyło się wcześniej.
Reakcja kibiców w Kownie chyba wiele mówi.
Można powiedzieć, że świętowanie drużyny z kibicami było właśnie dowodem na poukładanie pewnych spraw i oczyszczenie atmosfery. Znowu wróciła więź między piłkarzami a kibicami i to w kluczowym momencie eliminacji. Fajne obrazki, które budują zespół.
Wiele mówi się, że w obecnej reprezentacji nie ma charakterów z dawnych lat. Jak to jest z tym charakterem u młodszych graczy?
Kiedyś trzeba było mieć bardzo mocny charakter, bo tych „brudnych” meczów, bez kamer, pełnych prowokacji, było naprawdę dużo. Wtedy bez charakteru trudno byłoby się przebić. Dziś piłkarze są chronieni przez kamery, powtórki, VAR.
Charakter w piłce jest jednak dalej bardzo ważny. Mówię o walce o pozycję w drużynie, spryt boiskowy, grę w kontakcie. W takich sytuacjach widać, kto jakimi cechami dysponuje. Musisz mieć charakter. Wtedy w trudnych sytuacjach łatwiej wygrać indywidualną wojenkę z przeciwnikiem, a tych w trakcie meczu jest bardzo wiele. To ma znaczenie, nawet decydujące, bo dzisiejsza piłka jest wyrównana i przewagę robią detale.
Nasza kadra to drużyna na trudne momenty?
U nas jest wszystkiego po trochu. Charakter jest w konkretnych sytuacjach, widać kto go ma więcej, a kto mniej. Nie będę wchodził w tę kwestię indywidualnie.
Charakter trzeba mieć w momentach, gdy wydaje się, że już nie potrafisz, nie dasz rady, że najchętniej zszedłbyś z boiska. I wtedy potrafisz się przełamać, powalczyć samemu ze sobą, wyciągnąć coś z organizmu.
Nie ma się co czarować, że prowadzenie reprezentacji Polski wiąże się w dużej mierze z ułożeniem odpowiednich relacji z największą gwiazdą Robertem Lewandowskim. Inaczej prowadzi się kapitana względem innych zawodników?
Wiadomo, że w reprezentacji i klubie jest pewna hierarchia. Są zawodnicy, którzy mają większy wpływ na drużynę i po prostu lepiej grają w piłkę, dlatego mają więcej do powiedzenia. Nie z każdym utrzymuje się takie same relacje. Mogą być podobne, można podyskutować z jednym, drugim zawodnikiem, ale z tym, który jest wyżej w hierarchii, często rozmawia się więcej, na różne tematy.
Robert jest jednym z takich zawodników, ale mamy grono piłkarzy, którzy rozegrali w reprezentacji wiele spotkań. Warto posłuchać ich opinii i przekonać się, jak widzą pewne kwestie. Idziemy w końcu w tym samym kierunku. Nie chodzi o to, by ktoś pokazywał, że wie wszystko, czy nie liczy się ze zdaniem innych. Ważne, by wymieniać się punktem widzenia.
Czy Sebastian Szymański przed meczem z Litwą usłyszał od pana, że dobrze byłoby, gdyby skończył go z golem lub asystą?
Szczerze, nie rozmawialiśmy o tym, by Sebastian się poprawił, coś strzelił. Zawodnik czuje, czy trener darzy go zaufaniem. Sebastian jest moim zdaniem znakomitym piłkarzem – technicznym, do gry kombinacyjnej. Przyjemnie się na niego patrzy. Na pewno w meczu z Litwą dobrze zareagował, zagrał też z zawodnikami pierwszego składu, co ułatwiło mu wejście na wyższy poziom.
Niedawno do reprezentacji wrócił Kamil Grosicki. A inny doświadczony zawodnik, Mateusz Klich, ma na to szansę?
Nie mam zamiaru owijać w bawełnę: Mateusz Klich jest poza moim radarem. Nie chcemy iść w kierunku sięgania po bardzo doświadczonych graczy, nawet jeżeli teraz nieźle się prezentują. Mamy kilku takich w kadrze, te proporcje są moim zdaniem dobrze zachowane.
Jest też choćby Bartek Bereszyński, który wypadł z reprezentacji, bo nie miał klubu, ale zobaczymy, jak będzie prezentował się w Palermo. Nie będziemy się raczej sugerowali tym, czy ktoś rozegrał kilka spotkań na dobrych poziomie tu i teraz. Reprezentacja musi otworzyć drzwi dla młodych chłopaków, takich jak Ziółkowski, Kozłowski, Pietuszewski.
Ten ostatni znajdzie się w pana kadrze w listopadzie?
Musiał pan spróbować, tak? Skwituję to uśmiechem. A tak poważnie: wszyscy są zadowoleni z jego formy. Gdyby coś miało się wydarzyć w pierwszej reprezentacji i będziemy potrzebowali Oskara, to go powołamy. Jeśli nie nadarzy się taka potrzeba, to wolę by chłopak grał w klubie i kadrze młodzieżowej, niż przyjeżdżał na pierwszą reprezentację, by zjeść z nami obiad. Jeżeli Pietuszewski będzie grał w taki sposób, w jaki robi to obecnie, prędzej czy później trafi do seniorskiej kadry.
A czy Tymoteusz Puchacz rozczarował pana wyborem ligi, poprowadzeniem kariery?
Nie chcę oceniać jego kariery. Ja patrzę na to, jak zawodnik gra. Jeżeli liga nie jest na tyle wymagająca, to zawsze będą pytania, czy to, co w niej pokazujesz, wystarczy na reprezentację. Na koniec to i tak kwestia oceny danego piłkarza. Czy coś da drużynie, czy nie. On przez dłuższy czas miał problem z grą i znalezieniem klubu.
Rozpoczął pan misję werbowania do polskiej kadry zawodników z polskimi korzeniami? Mam na myśli Yarka Gasiorowskiego, Michała Żuka czy Alemao, czyli Alexandre Zurawskiego.
Nie musiałem, ona trwa od dawna. PZPN ma swoją komórkę, która kontroluje zawodników z polskimi korzeniami prezentujących odpowiedni poziom i zainteresowanych występami dla naszej kadry. Najpierw na to zwracamy uwagę. Jest też wielu innych graczy, o których PZPN wie.
Ale rozmawiał już pan choćby z Zurawskim. W ostatnim meczu La Liga strzelił gola dla Rayo Vallecano.
Tak, rozmawialiśmy.
Jaka była jego reakcja na grę dla polskiej kadry?
Uśmiechnął się.
Będzie drugi Zurawski w reprezentacji?
Nie wiem, zobaczymy.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty