Nicola Zalewski w sierpniu sensacyjnie przeniósł się do Atalanty BC, po tym jak jeszcze niedawno Inter Mediolan wykupił go z AS Romy za 6,5 mln euro. Klub z Mediolanu zapłacił za Polaka 17 mln euro.
W Bergamo władze postanowiły stworzyć nowy projekt, ponieważ wieloletni trener Gian Piero Gasperini odszedł do wcześniej wspomnianej Romy. Do Atalanty trafił Ivan Jurić, który miał kiepską reputację po tym, jak bardzo źle w zeszłym roku prowadził drużynę z Rzymu, a następnie w Southampton już w kwietniu doprowadził angielski zespół do spadku.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Kołecki skomentował Tomasza Adamka we freak fightach. „Było mi przykro”
Mało konkretów
Wielu zawodników z dobrej ery Atalanty, czyli zwycięstwa w finale Ligi Europy w 2024 roku zostało w klubie, więc nie trzeba było budować zespołu od zera. Jednym z wzmocnień został właśnie Nicola Zalewski, który po przeciętnym okresie w Interze od razu wskoczył do wyjściowego składu drużyny Ivana Juricia i ku zaskoczeniu wszystkich wygryzł z jedenastki bardzo doświadczonego Davide Zappacostę.
Niestety jego podbój ekipy z Bergamo zakończył się tuż przed październikową przerwą reprezentacyjną, ponieważ 23-latek doznał kontuzji mięśnia i opuścił aż trzy mecze Atalanty.
– Zalewski doznał kontuzji w swoim najlepszym momencie, co bardzo go ograniczyło.
Dodatkowo trener ostatnio często rotuje składem, dlatego nie oceniam go ani pozytywnie, ani negatywnie. Wręcz przeciwnie, w najbliższych trzech meczach odegra ważną rolę, ponieważ jego technika bardzo się przyda – przewiduje w rozmowie z WP SportoweFakty Giorgio Dusi, dziennikarz „La Gazzetty dello Sport”.
– Na razie ten transfer trudno ocenić, bo widzieliśmy może 20 albo 30 procent jego potencjału. To, co do tej pory pokazał, było jednak bardzo dobre pod względem jakości – dodaje.
W tym sezonie 31-krotny reprezentant Polski we wszystkich rozgrywkach rozegrał sześć meczów, strzelił gola i zaliczył asystę.
Brak przewagi
„La Dea” od wielu lat słynie z ofensywnego stylu gry i zdobywania bramek. Teoretycznie podczas pracy chorwackiego szkoleniowca taktyka się nie zmieniła i zespół nadal stawia na atak, jednak do tej pory piłkarze trafili do siatki tylko 13 razy w rozgrywkach ligowych. W porównaniu do 24 goli po dziewięciu kolejkach poprzedniego sezonu to duża różnica.
– Bardzo prosto mówiąc, brakuje bramek. Atalanta stwarza wiele sytuacji w ataku i rzadko dopuszcza przeciwników do możliwości zdobycia gola. Mimo że zawodnicy mają kilka okazji, nie potrafią ich wykorzystać. Napastnicy przechodzą trudny moment – Krstović nie ma pewności siebie, Scamacca wciąż nie jest w pełni sił po kontuzjach, a Lookman dopiero co się odblokował po tym, jak do 18 września był poza kadrą z powodu możliwego odejścia z klubu. Krótko mówiąc, ci, którzy powinni gwarantować większość bramek Atalanty, z różnych powodów tego nie robią – wyjaśnia Włoch z nadzieją.
„Polski mecz” w Serie A
Atalanta rozegra kolejne spotkanie na wyjeździe już w najbliższą sobotę przeciwko Udinese (1 listopada, godz. 15:00) w ramach 10. kolejki Serie A. W tej drużynie gra aż dwóch reprezentantów Polski – Jakub Piotrowski i Adam Buksa, a trenerem zespołu jest były szkoleniowiec Legii Warszawa i Pogoni Szczecin – Kosta Runjaić. To będzie trudny pojedynek dla zespołu Ivana Juricia, ponieważ w poprzednim sezonie Atalanta wygrała z drużyną Niemca tylko raz.
– W tej chwili nie ma sensu skupiać się na poszczególnych zawodnikach Udinese. Runjaić to trener, który w zeszłym roku sprawił Atalancie sporo problemów. Zremisował 0:0 w pierwszym meczu i przegrał nieznacznie w rewanżu (- przyp. red. 1:2). Styl gry jego drużyny jest fizyczny i agresywny, co może sprawić Atalancie dużo trudności. Spodziewam się zwycięstwa, bo drużyna jest w stanie to zrobić, ale to na pewno nie będzie łatwe – podsumowuje z wiarą Giorgio Dusi.
Olaf Kędzior, dziennikarz WP SportoweFakty