W najnowszym odcinku podcastu „Fronty wojny” por. rez. Michał Krawczyk opowiada o wydarzeniach z ubiegłej soboty, gdy funkcjonariusze Żandarmerii Wojskowej zjawili się u niego z postanowieniem prokuratora o przeszukaniu jego posesji.
— Można powiedzieć, że to była nieprzyjemna sytuacja, ale także kompromitacja służby, która przyjechała do mnie na tak zwane przeszukanie domu — relacjonuje por. Krawczyk. Oficjalnym powodem czynności żandarmów było szukanie u niego dokumentów, w tym niejawnych, które niedawno wyciekły z 2. Regionalnej Bazy Logistycznej. Chodzi o setki stron wojskowych dokumentów znalezionych na wysypisku śmieci, o czym informowaliśmy w Onecie w tekście pod tytułem: „Jak tajne dokumenty wojskowe znalazły się na śmietniku. Generał: „To bomba atomowa”.
Porucznik Krawczyk nie ma wątpliwości, co było prawdziwym powodem wizyty służb. — Myśli pan, że to jest odwet za to, że rozmawialiśmy z panem w sprawie min? — pytała Edyta Żemła. — Jestem tego więcej niż pewien — odpowiada gość podcastu.
Jak dodaje, funkcjonariusze „przeszukali jego posesję od góry do dołu”. Efekty tej akcji były jednak dalekie od spektakularnych. Służby zabrały m.in. dwie drukarki, w tym jedną zepsutą, pozostawiając w domu trzecią. Zabezpieczono też pamiątkową mapę nieistniejącej już bazy Bagram w Afganistanie oraz starą przepustkę wojskową por. Krawczyka.
— Proszę państwa, żebyście zobaczyli szczęście tego człowieka, kiedy on coś znalazł, czyli tę przepustkę. Mina uśmiechniętego żandarma. Bezcenna — ironizował porucznik.
Problem w tym, że por. Krawczyk jest poza wojskiem od ponad roku i jak sam podkreśla, odchodząc, został drobiazgowo rozliczony ze wszystkich dokumentów przez specjalną komisję.
Jako pełnomocnik ds. informacji niejawnych wskazuje, jak łatwo można było znaleźć prawdziwych winowajców wycieku. — Gdyby panowie w wojsku i żandarmerii sprawdzili te dokumenty, to na każdym z nich są numery, jest rejestr wydawanych dokumentów. W ten sposób dość łatwo można ustalić, kto je wytworzył, kto brał i przeglądał. To już prosta droga do ustalenia, kto te papiery wyrzucił na śmietnik — tłumaczy. — Zamiast przyjeżdżać do rozmówcy Onetu można było po prostu sięgnąć do dokumenty i po konkretnych numerach dojść do ludzi, którzy mieli z nimi kontakt.
W podcaście „Frontach wojny” por. Krawczyk ujawnia też kolejny, nieznany dotąd incydent, niemal bliźniaczo podobny do tego z zagubieniem przez armię 200 min, które krążyły po Polsce.
Tym razem chodzi o transport z Hajnówki do Krapkowic w województwie opolskim, gdzie mieści się baza materiałowa armii. Tam również doszło do „krótkotrwałej utraty tych środków bojowych”. Jak to się stało?
— Ktoś z osób, które odbierały transport wpadł na pomysł, że pierwszy wagon od lokomotywy zawsze jest pusty. Żołnierze, którzy dokonywali rozładunku odpięli więc ten „pusty” wagon. Pociąg wyjechał za bramę i pojechali w Polskę— opowiada Krawczyk. — W wagonie, który uznano za pusty, znajdowały się jednak te same materiały, co w transporcie do Szczecina, czyli miny przeciwpancerne. Wcześniejszy wagon z minami jeździł po całej Polsce, a ten tylko wyjechał za bramę bazy. Żołnierze szybko się zorientowali, że popełnili błąd. Zawrócili pociąg, który zdążył odjechać na odległość kilku kilometrów i wrócił do Krapkowic.
Najbardziej szokująca wydaje się jednak relacja por. Krawczyka na temat wycieku danych z samej Żandarmerii Wojskowej. Gość podcastu opowiada o sytuacji sprzed lat, gdy po powrocie z misji w Afganistanie pokazano mu pendrive’a.
— Przyglądam jego zawartość, a tam są dane operacyjne z żandarmerii. Z tego co pamiętam, były tam jakieś procedury związane z pracą ze źródłami, zdjęcia kobiety, dzieci i notatki służbowe z rozpoznania — relacjonuje. Chodziło o dane z rozpracowywania osób, w tym dane sygnalistów, którzy współpracowali z ŻW.
Por. Krawczyk, jak twierdzi, zabezpieczył nośnik i powiadomił Komendę Główną Żandarmerii Wojskowej. Sprawa powinna być wyjaśniona. — Mija rok, może półtora i okazuje się, że ten sam materiał znowu gdzieś wypłynął — mówi porucznik, sugerując, że wrażliwe dane operacyjne ŻW wciąż mogą gdzieś krążyć.
Marcin Wyrwał zwraca uwagę na jeszcze jeden absurdalny aspekt sprawy: oddział Żandarmerii w Białymstoku, który przeszukiwał dom Krawczyka, jest tą samą jednostką, która powinna nadzorować bazę, z której wyciekły dokumenty.
— Czy to nie jest przypadkiem tak, że ta sama żandarmeria prowadzi teraz śledztwo we własnej sprawie? — pyta prowadzący podcast.
Więcej o kulisach przeszukania, systemowych problemach z ochroną informacji w wojsku i skali nieprawidłowości w 2. Regionalnej Bazie Logistycznej — w najnowszym odcinku podcastu „Fronty wojny”. Zapraszamy do wysłuchania.