Niewielu przewidywało, że Świątek w niedzielnym starciu może zostać przez swoją rywalkę aż tak zdominowana. Polka nie przypominała siebie z poprzednich dni. Nie potrafiła złapać własnego rytmu, popełniała proste błędy, a przede wszystkim nie imponowała serwisem jak w poprzednich meczach. I tu doszło to pewnej zmiany w zachowaniu Polki. Mimo że jej nie szło, zachowywała ogromny spokój, co mogłoby wydawać się dziwne, gdyż jeszcze na początku sezonu w takiej sytuacji wykonywałaby nerwowe gesty.

To z jednej strony pokazuje jaki progres pod względem mentalnym wykonała Świątek od początku 2025 r., a z drugiej strony Polka może zdawała sobie sprawę, że Aleksandrowa jest od niej tego dnia po prostu lepsza. Trzeba oddać Rosjance, że przynajmniej w pierwszej partii wychodziło jej w zasadzie wszystko.

„Mecz założycielski” vol. 2 Igi Świątek

Oglądając to spotkanie, dostrzegłem pewną analogię do nazywanego przez wielu „meczu założycielskiego” Igi Świątek i Wima Fissette’a. Chodzi mi tu oczywiście o starcie w czwartej rundzie Roland Garros przeciwko Jelenie Rybakinie. Wtedy też Polka przegrała 1:6 pierwszą partię i niewiele wskazywało, że uda jej się odwrócić losy meczu.

Jednak przed drugim setem otrzymała istotną wskazówkę od swojego zespołu. Miała wycofać się przy returnie, żeby zyskać więcej czasu na odegranie piłki. To jej się udało, dzięki czemu wygrała dwa następne sety i awansowała dalej. Sama mówiła wtedy, że tamten mecz otworzył ją na zmiany. Według mnie właśnie ta sytuacja przyczyniła się do tego, że Świątek wygrała później Wimbledon.

W Seulu w drugiej partii także było wiele interakcji pomiędzy Świątek a zespołem. Najwięcej polska tenisistka dyskutowała z Darią Abramowicz. W pewnym momencie psycholożka wypaliła stanowczo: „zawsze masz narzędzia, walcz!”. Jej słowa nie zadziałały od razu. W pewnym momencie kamery wychwyciły, że Świątek prosi swój zespół o ciszę. To poskutkowało, bo Polka się podniosła i mimo słabego meczu zaliczyła bardzo ważne zwycięstwo.

Dlatego też według mnie taki przebieg spotkania z Aleksandrową było Świątek naprawdę potrzebny, bo po pierwsze może zadziałać jak wstrząs po dobrym okresie po Roland Garros i podtrzyma koncentrację przed metą sezonu. A na dodatek być może da Polce dodatkową energię na wspomnianą już końcówkę roku, podobną do tej, którą zyskała po starciu z Rybakiną w Paryżu.

Jedno jest pewne, ostatnie miesiące zapowiadają się ekscytująco, bo w turniejach WTA 1000 w Pekinie (24 września – 5 października) i Wuhan (6-12 października) mogą zdecydować, czy Iga Świątek jeszcze w tym roku wróci na pierwsze miejsce w rankingu WTA. Zadanie będzie miała trudne, bo wiele będzie też zależeć od Aryny Sabalenki, lecz nie niemożliwe.