Poniższy fragment pochodzi z książki pt. „Kierownik. Kulisy władzy Donalda Tuska” autorstwa Kamila Dziubki, wydanej 29 października 2025 roku nakładem Wydawnictwa Czerwone i Czarne.
Minister: Widać, że tym razem Donalda bardzo zmęczyło premierowanie. Coraz częściej przy różnych okazjach wspomina o rodzinie. Co chwilę opowiada o wnukach, pokazuje zdjęcia z jakichś weekendowych zabaw z nimi. Mam wrażenie, że rozmyśla o swoim politycznym końcu na zasadzie: „Co ja tu w ogóle robię? Mam prawie siedemdziesiąt lat. Tracę czas, a tam jest rodzina, bliskość, normalne życie”.
Doświadczony parlamentarzysta: Ludzie, którzy go znają z czasów pierwszego rządu, mówią, że dziś jest dużo bardziej sfrustrowany, o wiele mniej mu to wszystko sprawia frajdy, szybciej wpada w irytację. Jak na niego patrzę, to widzę, że zdradza objawy wręcz znudzenia. Uważam, że to już nie jest ten sam facet. W tym sensie, że świat się wokół zmienił, a on cały czas gra te same melodie i jemu się chyba wydaje, że one brzmią tak samo sexy jak dwadzieścia lat temu. A tak nie jest. Dziwię się, bo ten facet zawsze mi imponował. Naprawdę. A mam wrażenie, że w nim właśnie coś się wypaliło. Niech pan sobie przypomni to wystąpienie na giełdzie, kiedy ogłaszał rok przełomu w gospodarce. I co? Jest ten przełom? Ta giełda też już kiedyś była grana. I cały czas ten Ostachowicz. Grają melodie, które już kilkanaście lat temu mogły trącić myszką.
Minister: Ja to widzę w jego oczach. Jest zupełnie inny niż gdy zaczynaliśmy w grudniu 2023 roku. Jest zmęczony, niezadowolony, wręcz sfrustrowany brakiem sterowności koalicji. Wie, że większości spraw już nie załatwi. A jednocześnie jest jedynym, który w całej koalicji cieszy się estymą. Mimo to nie ma siły, żeby przeforsować na przykład związki partnerskie albo liberalizację prawa aborcyjnego. Myślę, że ta bezsilność męczy go najbardziej.
Polityk KO: Znam Donalda od trzydziestu lat i przyznam, że go nie poznaję. Widzę w nim to, czego do tej pory nie dostrzegałem, czyli bezradność, brak pomysłowości, rozpaczliwe ruchy. A na dodatek my w szybkim tempie przesuwamy się w stronę symbolu obciachu. Nas dotyka to, co kiedyś spotkało Ryszarda Petru. On, jak był jeszcze szefem Nowoczesnej, w bardzo głębokiej opozycji wobec PiS, opowiadał bardzo często dyrdymały, tylko długo nikt tego nie słyszał. Potrafił rzucić z mównicy do Krystyny Pawłowicz, żeby się „nie waliła w łeb”. Naprawdę był momentami żenujący, a media bardzo długo się nim zachwycały. Po czym przyszedł moment, kiedy jego pozycja polityczna po prostu runęła i wszyscy uznali, że on jest po prostu głupkiem.

fot.
Wydawnictwo Czerwone i Czarne
Minister: Ja już nie widzę w Tusku tej takiej sportowej złości. Wracał do Polski, żeby się zapisać w historii jako dwukrotny premier, najdłużej urzędujący po 1989 roku i ten, który odsunął PiS od władzy. W pewnym sensie już się więc w historii zapisał, ale liczy się to, co będzie na końcu i jak ludzie cię zapamiętają.
Doświadczony parlamentarzysta KO: Myślę, że Donald ma wręcz fizyczny dyskomfort, obserwując takiego Nawrockiego. O ile Duda to był po prostu plastuś, to ten może się jawić jako jakiś rozpędzony gladiator: większy, silniejszy, młodszy. Patrzyłem na Tuska z bliska w trakcie zaprzysiężenia nowego prezydenta i po nim to naprawdę było widać.
Ważny minister: Jak się pierwszy raz spotkali z Nawrockim jeden na jeden, to od razu stało się jasne, że chemii nie będzie. Pogadali trochę o rodzinie, Lechii Gdańsk, okazało się też, że mają kilku wspólnych znajomych, ale to wszystko. Nawrocki jest zupełnie innego rodzaju politykiem niż Duda. Jest bezwzględny, choć oczywiście jego brak wiedzy czasem wychodzi, jak w trakcie posiedzenia Rady Gabinetowej, kiedy chciał odpytywać nas z realizacji dużych projektów. Donald go wtedy wręcz rozjechał.
Współtwórca kampanii wyborczych: Trendy światowe w polityce są niekorzystne dla nas i Tusk o tym wie. Na pewno myśli o tym, jak do 2027 roku trzymać tę całą konstrukcję w ryzach. A może też o tym, jaką legendę zbudować przed przejściem do opozycji. Być może na jego miejscu koncentrowałbym się teraz właśnie na tym. Mam jednak dziwne wrażenie, że on znajdzie jakiś pretekst i po prostu ucieknie. Może wyjedzie z Polski, bo nie będzie chciał być znowu ciągany po prokuraturach. Może negocjować swoje odejście z kimś, kto go zastąpi na funkcji premiera. Może Sikorski? A sam mógłby zostać marszałkiem Sejmu. Oczywiście to jest na razie polityczne science fiction, ale jakieś scenariusze na pewno są na stole.
Minister: Dzisiaj widać, że Donald trzyma w poczekalni co najmniej trzy osoby, którym może dać nadzieję na to, że w przyszłości w jakiejś formie go zastąpią. To jest oczywiście Radek Sikorski, Władek Kosiniak-Kamysz, a także – i tu może pana zaskoczę – Adam Szłapka. Widać, że Tusk mocno w niego inwestuje.
To na razie jest oczywiście projekt w fazie początkowej, ale wydaje mi się, że dla Donalda on ma jakiś potencjał na przyszłość. Między innymi dlatego zrobił ze Szłapki rzecznika rządu. Ale na razie nikomu nie wyśle sygnału, żeby się szykował na coś dużego.
Doradca polityczny: To jest esencja metody Tuska: nie podejmować decyzji, dopóki to jest możliwe. Nie ma sensu robić przedwczesnych działań. Warto jak najdłużej trzymać w ręku wszystkie karty.
Ważny polityk obozu władzy: Słyszę te pomysły dotyczące wymiany premiera. Jego następca i tak byłby koncesjonowanym szefem rządu, bo nad nim stałby Tusk. Ale załóżmy, że Kierownik wpadłby na jakiś genialny pomysł personalny. Znalazłby kandydata, który miałby idealne cechy Trzaskowskiego i Sikorskiego, bez ich wad. Przecież znając realia tej koalicji, zaraz przyszedłby do niego Szymon, Władek i Włodek, i każdy z nich by stwierdził, że ma lepszy pomysł. A dlaczego po wyborach tak się ślimaczyła rekonstrukcja rządu? Bo nawet nie było pewne, kto będzie marszałkiem. Nie było wiadomo, jak ułożyć zdrowie, gospodarkę, sport, kto ma być wicepremierem, kto wypada z rządu. No i nie ma co udawać, że nie mamy potężnego problemu z Amerykanami
Minister: Pewnym sygnałem, jakie może być podejście obecnej ekipy w Waszyngtonie do nas, było to, że do Warszawy na ambasadora nie wysłali Mosbacherowej, która była tu za pierwszej kadencji Trumpa. Tym razem postawili na ultrakonserwatystę. Ją wysłali do Rumunii. Ewidentnie u Trumpa wiedzieli, że ona oprócz tego, że miała dobre relacje z PiS, cały czas utrzymywała świetne kontakty z nami. Najśmieszniejsze, że Amerykanie za czasów PiS traktowali Polskę jak kraj skolonizowany i pisowcy tak się dawali traktować. Obojętnie czy był tam Trump, czy Biden, po prostu Amerykanie mówili, że ma być tak i tak. Byłem w szoku, jak się dowiedziałem, że ambasador Brzezinski, który przecież był z ekipy Bidena i którego bardzo lubię, po prostu dzwonił, że chce się zaraz spotkać z premierem i chwilę później przyjeżdżał do KPRM. No przecież to jest wstyd.
Doradca polityczny:
Amerykanie przysyłają teraz do Polski na ambasadora ortodoksyjnego Żyda, który nie cierpi Tuska i jest też źle nastawiony do Radka Sikorskiego. A na dodatek chce być de facto ambasadorem dwóch państw, czyli również reprezentantem interesów Izraela. Zresztą doskonale było widać, jak oni się zachowywali w trakcie naszej kampanii prezydenckiej. Słyszałem też, że syn Trumpa zainteresował się prowadzeniem jakichś biznesów w Polsce. Myślę, że Tusk początkowo nie docenił zmiany, jaka się dokonała w USA po tym, gdy Trump wrócił do władzy. To nie jest zwykła wymiana ekip, jaka następowała na przykład wtedy, gdy prezydentem został Obama i pozbywał się ludzi Busha. W Waszyngtonie dzisiaj stara gwardia republikańska nie zna dnia ani godziny. Trump nie przejmuje się trójpodziałem władzy. Sędzia? Sędziego wybrało jedenaście tysięcy osób, a Trumpa dziewięćdziesiąt milionów. Dlaczego on ma słuchać sędziego? A jak Trump już zupełnie przestanie słuchać sędziów, będziemy mieli do czynienia z zupełnie innym światem.
Minister: Trump potraktował swoje ostatnie zwycięstwo jako akt uniewinnienia go od wszelkich zarzutów i oskarżeń. Wygrał, choć miał przeciw sobie media i część wymiaru sprawiedliwości. Teraz PiS tak samo traktuje zwycięstwo Nawrockiego – jako glejt na dorżnięcie watahy po kolejnych wyborach parlamentarnych.
Dyplomata: Amerykanie ewidentnie chcą, żeby w Polsce zmienił się rząd. Nie chcą Tuska. Skala niechęci do niego w Białym Domu jest olbrzymia. To naprawdę nie jest tak, że nikogo tam nie obchodzi, kto tu jest premierem. My jesteśmy w tej chwili zbyt ważnym krajem dla USA, żeby tam się nikt takimi sprawami nie przejmował.
Doświadczony parlamentarzysta: Ludzie w Platformie się śmiali z tego, jak ludzie mówili, że problemem w relacjach Warszawa-Waszyngton mogą być wypowiedzi Tuska sprzed lat, gdy on otwarcie mówił o tym, że Donald Trump jest ruskim agentem. A w Waszyngtonie o tych wypowiedziach dziś wie dosłownie każdy, od którego cokolwiek zależy za oceanem.
Ważny urzędnik: To Trump osobiście wyciął Tuska ze spotkania w szerszym formacie w sprawie Ukrainy, tuż przed jego rozmową z Władimirem Putinem na Alasce. Jak się dowiedział, że Tusk ma reprezentować Polskę, wysłał sygnał, że woli Nawrockiego. Spotkanie miało się odbyć online i w związku z tą zmianą trzeba było w ostatniej chwili przełączać się na Signala, zamiast korzystać z zabezpieczonego łącza. A Nawrocki wszedł w to jak w masło. Tusk był przejechany. Mocno go to trafiło, bo się okazało, że nowy prezydent chce wchodzić w działkę, którą on właściwie zmonopolizował w poprzednich dwóch latach. A najgorsze było to, że na pierwszym spotkaniu w cztery oczy premiera z Karolem Nawrockim ten mu powiedział wprost, że jego podejście do Ukrainy jest inne niż Tuska. Odciął się nawet w tej rozmowie od dotychczasowej polityki Dudy w tym zakresie. (…)
Posłuchaj: