Wyobraźcie sobie wybitną kontynuację kultowej gry, na którą przez lata czekali fani. Robota zostaje we właściwy sposób zorganizowana, bez większych problemów z łańcuchem dowodzenia w trakcie produkcji, która wraca do korzeni. Skrupulatnie przemyślano każdy detal, cierpliwie rozbudowując najmocniejsze cechy pierwowzoru. Gra na premierę chodzi jak w zegarku, fani pieją z zachwytu, w nieskończoność analizując intertekstualne dialogi, a wielowarstwowa fabuła może być odczytywana zarówno w odniesieniu do oryginału, jak i samodzielnie. Chris Avellone bije pokłony, Larian Studios pisze z gratulacjami, a Swen Vincke rwie pozostałe mu jeszcze włosy z głowy nie rozumiejąc, jakim cudem przeoczył takie talenty… Nie, Vampire: The Masquerade – Bloodlines 2 nie jest tego typu sequelem.
Autor: Szymon Góraj
Trudno omawiać przypadek Vampire: The Masquerade – Bloodlines 2 bez odpowiedniego kontekstu. Wszak rozprawiamy o marce, która zawsze robi sporo szumu, a bezpośredni poprzednik tytułu The Chinese Room do dziś uważany jest za jeden z najlepszych RPG-ów w historii branży. Oczywiście sprawa daleka jest jednoznacznej – ba, sam jestem świadom, że gdy za każdym razem o niej piszę, nie umiem w pełni wyzbyć się okularów nostalgii. Tim Cain i spółka z Troika Games mieli wyjątkowego pecha, tworząc tytuły uznawane na dłuższą metę za świetne klasyki, ale mało korzystne z punktu widzenia czysto komercyjnego w danym momencie. Tak było z choćby Arcanum, to samo dokonało się z pierwszym Bloodlines, choć w jeszcze drastyczniejszych okolicznościach. Przeniesiono popularny papierowy system i stworzono fenomenalną, pełną wspaniałych postaci historię z wciągającymi mechanikami, genialnym soundtrackiem Rika Shaffera i nieszablonową rozgrywką, której nie dało się w pełni poznać przechodząc grę tylko raz. I naprawdę chciałbym tylko o tym pisać, ale niestety się nie da.
Paradox Interactive postawiło na swoim i wydało Vampire: The Masquerade – Bloodlines 2. The Chinese Room skończyło prace nad grą, a ja wreszcie mogłem sprawdzić, czy było warto. I cóż, wbrew moim pierwotnym przekonaniom, nie wiedziałem, co mnie czeka…
Raz za razem w projekt uderzało mocowanie się z wadliwym jeszcze Source Engine, działające na szkodę własnej gry Activision, które dało deweloperom nieprzekraczalny deadline, i inne przeszkody. W efekcie Vampire: The Masquerade – Bloodlines wszedł na rynek dokładnie tego samego dnia, co Half-Life 2 (Valve, jako właściciele silnika, w ramach jednego z warunków zabronili wypuszczania gry przed ich największym hitem). I nie ma co gadać, choć tytuł zebrał lepsze opinie na premierę niż dziś Bloodlines 2, bo już wtedy zachwycano się wieloma jego zaletami, pod względem technicznym był niemal niegrywalny. Nieszczęśliwie przełożyło się to na fatalną sprzedaż i zarazem koniec Troika Games. Ale gra posiadała pewne ponadczasowe walory, docenione przez graczy, którzy sami wzięli się za łatanie niezliczonych problemów. Dziś możemy już na spokojnie sięgać po to Bloodlines, wgrywając Unofficial Patch. To prowadzi nas do głównego tematu tego tekstu. Dotrzymano tradycji i Vampire: The Masquerade – Bloodlines 2 również powstawał w niesamowitych bólach. A miało być tak pięknie…
Paradox zakupił prawa do serii, Hardsuit Labs przejęło projekt, a do roboty wziął się m.in. scenarzysta „jedynki” Brian Mitsoda oraz jeden z najwybitniejszych scenarzystów gier wszech czasów, czyli Chris Avellone. Sprawa zaczęła jednak wyglądać tak, jakby na markę ktoś rzucił klątwę. Prace nad grą przedłużały się w nieskończoność i po paru latach Hardsuit Labs odebrano stery, a w międzyczasie Avellone został oskarżony o seksualną napaść (jak się okazało później, niesłusznie) i Bloodlines 2 było jednym z projektów, przy których nawet nie pozostawiono jego konceptów, bo przecież szkalowanie człowieka na bazie tylko oskarżeń z mediów społecznościowych nigdy nie kończy się źle. Niejeden wydawca w tym momencie dałby sobie spokój i porzucił przedsięwzięcie w diabły, ale Paradox zostało przekonane przez The Chinese Room. Brytyjczycy wzięli się za grę, usuwając między innymi pomysł wprowadzenia kolejnego świeżo upieczonego wampira, zastępując go osobnikiem starszej krwi, pozbyto się także całkowicie bądź częściowo pewnych założeń. Prace też się przedłużały, ale deweloperzy chętnie dzielili się postępami, zaostrzając apetyt. Paradox musial być Paradoxem i próbował nam sprzedać dwa z sześciu klanów w wersji Deluxe, ale szczęśliwie ustąpił pod naporem protestów. Jesteśmy już po premierze, więc możemy zweryfikować owoce owych działań.
![Recenzja Vampire: The Masquerade Bloodlines 2 - Gra przeszła produkcyjne piekło, co jest doskonale widoczne [nc1]](https://www.europesays.com/pl/wp-content/uploads/2025/11/31_recenzja_vampire_the_masquerade_bloodlines_2_gra_przeszla_produkcyjne_pieklo_co_jest_doskonale_wi.png)
![Recenzja Vampire: The Masquerade Bloodlines 2 - Gra przeszła produkcyjne piekło, co jest doskonale widoczne [nc1]](https://www.europesays.com/pl/wp-content/uploads/2025/11/1762169951_789_31_recenzja_vampire_the_masquerade_bloodlines_2_gra_przeszla_produkcyjne_pieklo_co_jest_doskonale_wi.png)