Dla właściciela Wieczystej Kraków Wojciecha Kwietnia nie będzie miało znaczenia, czy jego klub w kolejnych pierwszoligowych meczach w statystykach jest lepszy od przeciwnika, albo jak długo będzie potrafił spychać go do głębokiej defensywy. Absolutny beniaminek I ligi wyposażony w kadrę, której pozazdrościć mogłoby mu wiele zespołów występujących w najwyższej klasie rozgrywkowej miał mknąć po historyczny awans, jednak zamiast tego dopisuje sobie kolejne punktowe straty. Krakowianie w Legnicy przegrali już trzeci mecz w czterech ostatnich kolejkach, a krótki zryw po rozpoczęciu drugiej połowy jak w pigułce skupiał przebieg losów zespołu z Chałupnika w ostatnich tygodniach.

Cztery punkty w trzech meczach na przełomie września i października okazały się dorobkiem niewystarczającym dla utrzymania pracy w Wieczystej przez trenera Przemysława Cecherza, który stracił pracę w Krakowie podczas poprzedniej przerwy reprezentacyjnej. Niewykluczone, że jeszcze przed nadejściem kolejnej w klubie z Chałupnika znowu będzie gorąco, bo Gino Lettieri w swoich trzech meczach dołożył do dorobku zespołu tylko punkcik, a do tego w każdym z nich tracił po trzy gole. Wieczysta gołym okiem wygląda gorzej niż pod wodzą poprzedniego szkoleniowca — jest mniej pewna, niestabilna począwszy od debiutu byłego opiekuna Korony Kielce w Tychach (3:3), a momenty wykorzystanego potencjału można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. Lettieri narzeka, że przez trzydzieści lat jego trenerskiej pracy nie spotkał się z sytuacją, w której siedem goli strzelonych w trzech meczach daje tylko jeden punkt. Gdyby popatrzył na liczbę straconych, znalazłby rozwiązanie zagadki. — Problem z bramkami rywali w końcówkach nie jest od dzisiaj, albo od kiedy pojawiłem się w klubie, tylko od początku sezonu. I to niezależnie od doświadczenia zawodników. Mamy kłopoty, kiedy tracimy piłkę i na tym polega aktualnie moja największa praca. Musimy grać bardziej kompaktowo — podkreśla Włoch.

Właściciel klubu z Krakowa Wojciech Kwiecień nie dotrwał w niedzielny wieczór na swoim miejscu do ostatniego gwizdka sędziego i według nieoficjalnych informacji, jeszcze przed zakończeniem meczu wyjechał ze stadionu w Legnicy. Jego nerwy nie dziwią, bo Wieczysta zamiast gonić strefę bezpośredniego awansu, co jest nadrzędnym celem narzuconym w klubie z Chałupnika przez właściciela, znowu zawiodła i balansuje już granicy wypadnięcia nawet z grona barażowiczów. Krakowianie w poprzedniej rundzie teoretycznie otrzymali lekcję pokory na trzecim szczeblu rozgrywkowym, kiedy zostali poskromieni przez Polonię Bytom oraz Pogoń Grodzisk Mazowiecki, a do awansu musieli przedzierać się poprzez baraże po nagłej wymianie Sławomira Peszki na Cecherza przy trenerskiej ławce na ostatniej prostej grania. Wywalczony awans nie oznaczał jednak wyciągnięcia wniosków z licznie popełnianych błędów, a już w I lidze problemów przybywa w tempie, którego mało kto mógł się spodziewać.

Paradoksalnie poważnym zarzutem pod adresem trenera krakowian jest to, jak jego zespół potrafił wrócić do gry w drugiej połowie meczu na stadionie Miedzi Legnica. Wieczysta pokazała, że wielkie ofensywne możliwości w jej szatni tkwią nie tylko na papierze, ale i w rzeczywistości, bo odrobienie dwubramkowej straty po golach napastników Carlitosa (z rzutu karnego), a także Stefana Feiertaga przyszło jej ostatecznie bez większych problemów. „Szejków z Chałupnika” trzeba było postawić pod ścianą, czego efektem było wprawienie Miedzi w stan zupełnego rozedrgania oraz dezorganizacji. Na nieszczęście Lettieriego te momenty okazały się jednak wyjątkowo krótkie, a później na korzyść przyjezdnych nie zadziały nawet spodziewane różnice fizyczne związane z wcześniejszym odpadnięciem z Pucharu Polski.

Miedź nie wyglądała jak zespół, któremu zaczyna brakować sił w związku z tym, że nieco ponad 72 godziny wcześniej rywalizował z wiceliderem PKO BP Ekstraklasy Jagiellonią Białystok (1:3), a nawet jeśli takie momenty się pojawiały, to Wieczysta nie potrafiła ich wykorzystywać. Trener Lettieri, który w latach 2017 — 2019 bez większych sukcesów pracował w najwyższej klasie rozgrywkowej w Koronie Kielce, przeniósł się do Krakowa bez znajomości I ligi, niemal prosto z Tajlandii (gdzie również nie prowadził swojej drużyny do dobrych wyników), a Kwiecień uwierzył, że ten związek musi się udać. Kilka tygodni wystarczyło, żeby te plany w bardzo namacalny sposób zostały brutalnie zweryfikowane, a poza wiarą w nagłą odmianę pod wodzą Lettieriego, w Wieczystej nie mają zbyt wielu racjonalnych argumentów w przerwanie złej passy. — Czy obawiam się o posadę? Jestem trenerem od 30 lat, gdybym poczuł coś takiego, już dziś mógłbym kończyć karierę. Co zdecyduje właściciel, nie zależy ode mnie. Moja praca to pomóc zespołowi być lepszym, ale niełatwo w ciągu dwóch tygodni dużo zmienić — komentuje Lettieri.