„Serce budzi najwięcej emocji”
Choć współcześnie przeszczepy serca są standardową procedurą ratującą życie, cztery dekady temu stanowiły ogromne wyzwanie techniczne, organizacyjne i etyczne.
– Serce zawsze było symbolem emocji i życia. Jeszcze sto lat temu chirurdzy uważali, że kto dotknie serca, zostanie wykluczony z cechu. A nagle okazuje się, że można je przeszczepić. Technicznie to prosty zabieg, trudniejsza jest wątroba czy trzustka. Ale to serce budzi najwięcej emocji – tłumaczy prof. Bochenek w wywiadzie udzielonym Polskiej Agencji Prasowej.
5 listopada 1985 – dzień, który zmienił polską medycynę
Jak relacjonuje prof. Bochenek, dzień operacji zaczął się zupełnie zwyczajnie. – Wchodzę do pracy, zwykły dzień, pogoda fatalna, chmury, siąpi deszcz. Religa mówi: będzie przeszczep – wspomina. Dawcę przywieziono z Warszawy w krytycznym stanie. Religa jechał osobiście, żeby go przytransportować do Zabrza. Operacja rozpoczęła się późnym popołudniem.
– Operacja poszła szybko, dwie godziny z kawałkiem. Religa błyskawicznie łączył ze sobą naczynia krwionośne, jakby miał w tym rutynę, jakby to nie był nasz pierwszy raz. Inna sprawa, że on się do tego przygotowywał, ćwiczył przeszczepy serca na zwłokach – mówi profesor.
– Przyznam, że kiedy wyjęliśmy serce z klatki piersiowej biorcy i spojrzałem w tę pustą przestrzeń między żebrami, poczułem lęk. Ale nie trwał on długo, nowe serce zostało „przyszyte”, zdjęliśmy klemy i to nowe serce zaczęło bić. To był moment, którego nie zapomnę nigdy – dodaje lekarz.
Warunki zabiegu były jednak ekstremalnie trudne. Pacjent miał skazę krwotoczną, a szpitalowi brakowało krwi. – Religa kazał dzwonić do radia, by zorganizować dawców. Potem przyjechało wojsko z Gliwic, 20 żołnierzy oddało krew wprost do transfuzji. Dziś by się to nie mogło zdarzyć. Ale ratowaliśmy życie – opowiada Bochenek.
Zobacz także: Zmiany w opiece kardiologicznej. Nowe rozporządzenie MZ
Praca w realiach PRL-u
Prof. Bochenek podkreśla, że kardiochirurdzy w latach 80. działali w warunkach, które dziś wydają się niewyobrażalne. – Nie mieliśmy leków, sprzętu, ani nawet dostępu do czasopism medycznych – mówi.
Prof. Religa, kierownik zabrzańskiej kliniki, potrafił jednak zorganizować wszystko, co było potrzebne. – Każdy wyjazd zagraniczny to był cud. Religa jeździł do USA, zbierał pieniądze przez Polonię. Dzięki temu mieliśmy pierwsze zestawy narzędzi, środki, szwy. Mówił: Robię to dla ludzi, nie dla polityki – wspomina Bochenek.
Religa nie tylko zdobywał sprzęt, ale też inwestował w rozwój młodych lekarzy. Wysyłał swoich uczniów na staże zagraniczne, często do krajów zachodnich, by mogli zdobywać doświadczenie i przywozić nowe umiejętności. – Byłem w Wielkiej Brytanii, całkiem dobrze się tam urządzałem, ale kiedy usłyszałem od prof. Religi, że możemy w Zabrzu robić wielkie rzeczy, nie zastanawiałem się długo – mówi specjalista.
Zobacz także: Subtelny objaw wysokiego cholesterolu. Pojawia się w czasie chodzenia
Religa – wizjoner, który nie bał się porażki
Prof. Bochenek określa swojego przełożonego jako człowieka niezwykle zdeterminowanego i pełnego pasji. – Był prawdziwym taranem. Kiedy pacjentów ubywało, bo ginęli, a dawców brakowało, on się nie poddawał. Mówił: Nie możemy przegrać – wspomina.
Religa rozumiał też znaczenie opinii publicznej. Starał się zainteresować media tematyką przeszczepów, by zyskać poparcie społeczne. – Wiedział, że potrzebuje opinii publicznej po swojej stronie. Dzwonił do radia, kazał zapraszać dziennikarzy. Protestowałem, bo pacjent jeszcze walczył o życie, a on na to: Jak kura zniesie jajko, to gdacze – mówi Bochenek.
Jego wizjonerskie podejście sprawiło, że w Zabrzu rozpoczęto także badania nad sztucznym wspomaganiem serca. Jak opowiada profesor, pierwsze urządzenia były ogromne i mało praktyczne. – Żartowałem, że te maszyny nie nadają się nawet do podlewania ogródka. Religa był wściekły! Ale dziś mamy przenośne pompy, które ratują życie – dodaje.
Dziedzictwo, które wciąż inspiruje
Prof. Bochenek zwraca uwagę, że w ciągu czterech dekad polska transplantologia przeszła ogromną ewolucję. – Z marzenia kilku ludzi powstał system. Wtedy mieliśmy jeden ośrodek, dziś transplantacje serca robi się w wielu miastach. To kontynuacja idei Religi – dzielić się wiedzą, nie trzymać jej dla siebie – mówi.
Dziś prof. Andrzej Bochenek jest jednym z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów i konsultantem ds. kardiochirurgii Grupy American Heart of Poland. Po czterech dekadach od pamiętnej operacji wciąż podkreśla, że sukces tamtego dnia był efektem determinacji, współpracy i wizji jednego człowieka.
– Myślę, że gdyby prof. Religa wszedł dziś na salę operacyjną, powiedziałby: Andrzej, wreszcie to wszystko działa, jak trzeba. A potem pewnie by się z kimś pokłócił, bo inaczej nie potrafił. Ale to dzięki niemu mamy w Polsce transplantologię na światowym poziomie – podsumował prof. Bochenek.
Magdalena Pietras, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- Polska Agencja Prasowa
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.