Wydany przez Alaksandra Łukaszenkę dekret zakazujący ruchu na terytorium Białorusi ciężarówek zarejestrowanych w Polsce niewiele zmieni w sytuacji polskich przewoźników, bo ograniczenia obowiązują już od dwóch lat – powiedział prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Jan Buczek. – Spodziewamy się poważnych problemów u przewoźników z całej Polski, którzy obsługują lub mieli w planach obsługę połączeń z Chinami przez Białoruś – ocenił z kolei Dariusz Matulewicz, prezes Zachodniopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych.
W piątek przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka wydał dekret zakazujący ruchu na terytorium Białorusi ciężarówek i ciągników zarejestrowanych na Litwie i w Polsce. Ograniczenia mają obowiązywać do 31 grudnia 2027 r. Według litewskich mediów, to reakcja na decyzje Litwy i Polski o zamknięciu granicy z Białorusią. W ubiegłym tygodniu Litwa zamknęła granicę w wyniku nasilających się incydentów z wykorzystaniem balonów meteorologicznych i przemytniczych wlatujących w litewską przestrzeń powietrzną znad Białorusi.
Eskalacja utrudnień postępuje
– Decyzja białoruskich władz ma dla nas niewielkie znaczenie, bo podobne ograniczenia dla naszych firm wprowadzono już dwa lata temu. Polscy przewoźnicy będą tak jak do tej pory realizowali transporty do Rosji i na rynki azjatyckie przez Łotwę
– stwierdził Buczek.
Prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) zauważył, że eskalacja utrudnień w towarowym ruchu transgranicznym między Polską a Białorusią postępuje od kilku lat. Przypomniał, że w 2021 roku w związku z kryzysem migracyjnym zostało zamknięte przejście w Kuźnicy Białostockiej, a w lutym 2023 roku Polska zamknęła granicę w Bobrownikach w reakcji na wyrok skazujący działacza Związku Polaków na Białorusi Andrzeja Poczobuta na 8 lat więzienia. Następnie 1 czerwca 2023 roku Unia Europejska wprowadziła bezterminowy zakaz wjazdu samochodów ciężarowych, ciągników samochodowych, przyczep i naczep zarejestrowanych na Białorusi i w Rosji.
Dodał, że Białoruś odpowiedziała na ten krok retorsjami, wprowadzając zakaz wjazdu polskich pojazdów ciężarowych przez przejścia inne niż polsko-białoruskie, co oznaczało koniec możliwości wjeżdżania do tego kraju przez Litwę. Z kolei piątkowy dekret Łukaszenki stanowił odpowiedź na zamknięcie granicy z Białorusią przez Litwę, co dało Mińskowi pretekst do wprowadzenia zakazu obejmującego również polskich przewoźników.
– Przez te wszystkie lata polscy przedsiębiorcy w coraz większym stopniu tracili rynek. Co prawda intensywność przewozów za naszą wschodnią granicę wyraźnie zmniejszyła się po wybuchu wojny na Ukrainie, ale do wożenia zostało jeszcze sporo towarów nieobjętych sankcjami. Ostatecznie jednak rola polskich przewoźników została ograniczona do dostarczania towarów do centrów logistycznych na Białorusi, a następnie przekazywania go pod kontrolą białoruskich służb celnych kooperantom z krajów WNP. Podobne operacje przeprowadzane były podczas przewozu towarów w odwrotnym kierunku. Dodajmy, że wszystko to było realizowane przez polskie firmy z wielkim trudem, bo pojazdy tkwiły na granicy w kilkunastodniowych kolejkach – powiedział Buczek.
Prezes ZMPD zaznaczył, że zaostrzenie ograniczeń w przewozie towarów między Polską i Białorusią doprowadziło do tego, że polskie firmy przestały realizować zlecenia transportu do Azji, które przez wiele lat stanowiło podstawę działalności ponad 3 tys. przedsiębiorstw, czyli ok. 10 proc. polskiej branży przewozów międzynarodowych.
„Decyzja zupełnie zaskakująca”
Zachodniopomorskie Stowarzyszenie Przewoźników Drogowych przyznaje, że problem jest poważny i należy na niego patrzeć nie przez pryzmat regionalny, a ogólnopolski, a nawet ogólnoeuropejski.
– Trasa drogowa przez Białoruś jest jedną z najważniejszą na trasie transportowej prowadzącej przez tzw. „drogowy Jedwabny Szlak” w stronę Chin. Wielu przewoźników drogowych z całej Polski pokonywało tę trasę regularnie, a ostatnie tygodnie przynosiły zapowiedzi wręcz otwarcia przejść granicznych z Białorusią. Oczywiście geopolityka jest bezwzględna, ale wydawało się, że w interesie obu narodów, a także szerzej całego świata leży to, by nie przenosić najostrzejszych rozwiązań konfrontacyjnych w takich sektorach jak np. transport międzynarodowy. Oczywiście wielu przewoźników drogowych, szczególnie w regionach granicznych z Białorusią od lat jest gotowych na to, że sytuacja może zmieniać się dynamicznie. Tutaj jednak decyzja prezydenta Białorusi wydaje się zupełnie zaskakująca i nie mająca uzasadnienia
– mówi Dariusz Matulewicz, prezes Zachodniopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych.
Europejskie stowarzyszenia zajmujące się międzynarodowym transportem drogowym mówią, że sytuacja zbliża się do katastrofy i jest odczuwalna dla całego sektora TSL. Z polskiego punktu widzenia trudności wynikające z blokady granic i ograniczenia ruchu handlowego są już dla nas pewną rutyną.
– W ciągu ostatnich trzech lat dziesiątki, o ile nie setki firm transportowych oraz przewoźników drogowych upadło lub radykalnie ograniczyło swoją działalność. Trudno więc jeszcze oceniać jak wielka będzie skala gospodarczych konsekwencji – jedno jest jednak pewne: przed nami radykalne utrudnienie w transporcie na linii Polska-Chiny w najważniejszym czasie dla międzynarodowego handlu, czyli w czasie okołoświątecznym. Nie wszystkim uda się przekierować ruch na transport kolejowy, morski lub mieszany. Spodziewamy się więc poważnych problemów u przewoźników z całej Polski, którzy obsługują lub mieli w planach obsługę połączeń z Chinami przez Białoruś – komentuje Matulewicz.