Nieoczekiwaną sytuację opisał jako pierwszy branżowy portal „The Aviationist”. Zdjęcie wypatrzył na instagramowym profilu Iana Recchio – entuzjasty fotografii lotniczej z USA. Wykonał je 29 października nad doliną Owensa na pograniczu Kalifornii i Nevady, a więc w regionie gdzie najłatwiej dostrzec na niebie nowe i eksperymentalne narzędzia lotnictwa USA. To tam znajduje się między innymi główna baza badawcza lotnictwa wojskowego USA (USAF) i NASA, Edwards Air Force Base. Tam też ulokowano największy poligon lotniczy Nellis Air Force Range. Jeśli lotnictwo USA testuje coś nowego – to właśnie tam. I zazwyczaj, jeśli chce, to skutecznie trzyma to w tajemnicy przez lata albo i dekady.
Tym razem B-52 – z podwieszonymi, dwiema dużymi rakietami – wleciał nad zamieszkane obszary w pobliżu poligonu w biały dzień, przy idealnej pogodzie i na tyle nisko, że cywilni fotografowie mogli wykonać ostre zdjęcia maszyny i jej ładunku. Co interesujące, sam samolot jest szczególny. Ma na kadłubie przed ogonem charakterystyczne wystające trójkątne elementy jak małe skrzydełka, które są uznawane przez ekspertów za specjalny wyróżnik maszyn przystosowanych do przenoszenia broni jądrowej. Zamontowano je specjalnie po podpisaniu z Rosją traktatu Nowy Start, aby Rosjanie mogli za pomocą satelitów weryfikować liczbę B-52 pełniących zadania strategiczne.
Nieprzypadkowy popis
Trudno założyć, że lot takiej maszyny z trzymanymi w tajemnicy rakietami był przypadkiem i niedopatrzeniem wojska. Tym bardziej że polityczna atmosfera ostatnich tygodni jak najbardziej mogła dostarczyć zamówienie na taką demonstrację. Władimir Putin pod koniec października miał całą serię publicznych wystąpień, podczas których gloryfikował nowe i „niemające odpowiedników” systemy uzbrojenia strategicznego, takie jak rakieta jądrowa Buriewiestnik, czy atomowy pojazd podwodny Posejdon. Donald Trump ze swojej strony w niejasnym wpisie w mediach społecznościowych ogłosił, że „ze skutkiem natychmiastowym” nakazał Pentagonowi „wznowić próby broni jądrowej”. Nie ma pewności, co miał na myśli, ale jednym z najbardziej racjonalnych wytłumaczeń jest zintensyfikowanie testów broni, służących do przenoszenia ładunków jądrowych. Czyli na przykład LRSO.
Choć akurat w tym przypadku bezpośredniego związku raczej nie było, bo zdjęcie wykonano 29 października, a Trump swój wpis poczynił dobę później. Prezentacja mogła zostać jednak zatwierdzona wcześniej, po występach Putina. Dlaczego bowiem akurat teraz LRSO objawiła się w ten sposób? Prace nad nią trwają w tajemnicy od ponad dekady. W 2012 roku rozpoczęto wstępne prace nad koniecznymi technologiami i rozwiązaniami. Potem program na kilka lat trafił do zamrażarki z powodów budżetowych. Dopiero w 2017 roku koncerny Raytheon i Lockheed Martin dostały po 900 milionów dolarów na stworzenie swoich wersji, z których w 2020 roku wybrano tę pierwszą. Pod koniec 2022 roku informowano, że odbyła 9 pierwszych lotów próbnych. W 2023 roku rakieta miała przejść pozytywnie weryfikację osiągów i uznano, że spełnia wymagania. Wszystko to na maksymalnym poziomie ogólności. Bez jakiejkolwiek grafiki czy zdjęcia rakiety. Dopiero w czerwcu tego roku zaprezentowano jedną bardzo ogólnikową grafikę pokazującą pocisk. Dzięki temu możemy teraz stwierdzić, że to najpewniej ta konkretna rakieta jest na zdjęciu.
Daleko posunięta tajemnica podczas prac nad LRSO jest podyktowana głównie tym, że to broń strategiczna. Początkowo miała mieć też głowicę konwencjonalną, ale w 2020 roku postanowiono uprościć program i skupiono się tylko na tej specjalnej, termojądrowej. Akronim używany obecnie jako jej nazwa pochodzi od określenia „Long Range Stand Off” – w swobodnym tłumaczeniu łączącego „daleki zasięg” z „bezpieczną odległością”. Broń mają przenosić bombowce strategiczne B-21 oraz B-52, odpalając poza strefami bronionymi przez chińską czy rosyjską obronę powietrzną. Po wejściu do służby otrzyma najpewniej formalne oznaczenie AGM-181A, czyli Rakieta Powietrze Ziemia 181A.
Skryte ataki jądrowe na znacznym dystansie
Oficjalnie nie podano właściwie żadnych szczegółów technicznych. Poza tym, że zastosowana zostanie w nich głowica termojądrowa W80-4, czyli gruntownie odświeżona głowica W80-1. Te wyprodukowano w latach 80. w dużych ilościach dla pierwszego pokolenia tego rodzaju rakiet dalekiego zasięgu, AGM-86 ALCM. Po drodze opracowano drugie pokolenie takich pocisków AGM-129, ale na fali cięć budżetowych po zimnej wojnie znacznie ograniczono ich produkcję, po czym przedwcześnie całkowicie wycofano w 2012 roku, zostawiając w służbie starsze, prostsze i tańsze AGM-86. Teraz ich ładunek zostanie przeniesiony do znacznie nowocześniejszego opakowania. Głowica W80-1 ma regulowaną moc od 5 do 150 kiloton. W kategorii broni strategicznej stanowi więc relatywnie słabe, najniższe piętro mocy. Nie wiadomo, czy W80-4 zachowają ten zakres możliwości.
Nie ma też pewności, co w przypadku LRSO oznacza długi zasięg. Konkretne wartości dla tej kategorii uzbrojenia są tradycyjnie utajnione. Starsze AGM-86 mają móc przelecieć „ponad 1500 mil” czyli co najmniej 2,4 tysiąca kilometrów. Ich nowszy następca najpewniej będzie mógł co najmniej tyle samo, jeśli nie więcej. Nieoficjalna wartość pojawiająca się w mediach amerykańskich to 2,6 tysiąca kilometrów. Wystarczy, żeby rakieta odpalona nad Londynem doleciała do Moskwy.
Najważniejszą widoczną różnicą pomiędzy nową rakietą a jej starym odpowiednikiem, jest skala zastosowania technologii stealth. Zaprojektowana na przełomie lat 70. i 80. AGM-86 korzystała z niej w ograniczonym stopniu. LRSO jest na pewno od podstaw projektowana z ich uwzględnieniem w maksymalnym możliwym stopniu. Tak, aby jej wykrycie i przechwycenie było jak najtrudniejsze. Drugim elementem zapewniającym jej przeżywalność jest lot na małej wysokości. Tego rodzaju rakiety manewrujące korzystają z zapamiętanych map i systemu śledzenia powierzchni ziemi przed sobą, aby utrzymywać się na wysokości rzędu nawet poniżej 100 metrów. Konkretne dane nie są jednak znane. Można przypuszczać, że Amerykanie bardzo się postarali, aby LRSO miała jak największą szansę przedrzeć się przez strefy obrony Chińczyków i Rosjan, aby dostarczyć głowicę do strategicznych celów. Takich jak lotniska, inne bazy wojskowe, kluczowe stanowiska dowodzenia, obiekty infrastruktury czy zakłady przemysłowe.
W planach nawet tysiąc
Sądząc po zdjęciu, które stało się inspiracją do tego tekstu, LRSO ciągle znajduje się w fazie testów. Sfotografowany B-52 ma charakterystyczne malowanie, tak samo jak jedna z rakiet, co wskazuje na prowadzenie jakichś badań. Dotychczas nie było też oficjalnego ogłoszenia decyzji o przyjęciu na uzbrojenie i rozpoczęciu produkcji seryjnej. W dokumentach budżetowych stwierdzano w przeszłości, że jest to planowane na początek 2027 roku. USAF deklaruje, że potrzebuje około tysiąca takich rakiet, aby zaspokoić swoje potrzeby. Będzie to kosztowne, ponieważ ostatnie szacunki na temat ceny pojedynczej sztuki mówią o nawet 14 milionach dolarów (mniejsze rakiety konwencjonalne JASSM mają kosztować około 1 miliona). W 2022 roku koszt całego programu szacowano na 16 miliardów dolarów. Rakiety pozostaną na uzbrojeniu wojska USA najpewniej na wiele dekad. Przynajmniej do drugiej połowy wieku, będąc jednym z kluczowych elementów amerykańskiej triady jądrowej.
Pośrednia prezentacja nowej rakiety akurat teraz wpisuje się idealnie w panującą atmosferę międzynarodową. Z jednej strony szybko rozbudowujące swoje możliwości militarne Chiny, rutynowo pokazujące nowe systemy uzbrojenia, z drugiej Rosja starająca się robić to samo przy swoich znacznie ograniczonych możliwościach. Naprzeciw tego Trump, który wielokrotnie w przeszłości wyrażał pragnienie, aby USA były bardziej zdecydowane w prezentowaniu swojej siły.
Pentagon na pewno słucha i robi to po swojemu. Kiedy jakiś nowy system uzbrojenia jest gotowy do ujawnienia, to przestaje się go testować nocami w najodleglejszych zakamarkach poligonów. Wystarczy wylecieć nim w świetle dziennym poza taki teren, na odpowiednio małej wysokości, albo przewieźć na lawecie pod niedbale zamocowaną plandeką i gotowe. Reszta zrobi się sama. Na pewno w końcu ktoś wrzuci o nim informacje do sieci.