- Rosyjscy zwolennicy Putina stają się ofiarami czystek.
- Walka frakcji w Rosji przybiera na sile, obejmując nie tylko opozycję.
- Czystki są wynikiem rywalizacji o miliardy rubli przeznaczone na wojnę.
Rywalizacja między frakcjami w Rosji nasila się i dotyka już nie tylko środowisk opozycyjnych. Przykładami są:
- Siergiej Markow, analityk polityczny, który przez lata, występując w zagranicznych mediach, wychwalał Putina jako wybitną postać w historii świata,
- Roman Aliochin, prowojenny bloger, który zbierał fundusze dla rosyjskich żołnierzy walczących przeciw Ukrainie,
- Tatiana Montian, komentatorka państwowej telewizji RT, która ubolewała, że pełnowymiarowa inwazja na ten kraj nie została przeprowadzona wcześniej.
Dwaj pierwsi zostali w tym roku uznani za „zagranicznych agentów„, a mianem tym określano do tej pory tylko przeciwników Putina. Z kolei Montian w ubiegłym tygodniu stała się „terrorystką i ekstremistką”, co było do niedawna terminem zarezerwowanym dla osób uważanych przez Kreml za najbardziej niebezpieczne, takich jak współpracownicy nieżyjącego lidera opozycji Aleksieja Nawalnego.
Czystki w Rosji sięgają już nawet zwolenników reżimu Putina
Jak zauważyli analitycy, cytowani przez „The Guardian”, te przykłady wskazują na nowy trend – czystka dotyka już nie tylko dysydentów, ale nawet zwolenników reżimu, co jest efektem walki pomiędzy frakcjami.
Najpierw poszli po przeciwników wojny. Teraz już ich nie ma, a machina represji nie może się zatrzymać – oceniła rosyjska politolożka Jekaterina Szulman.
Gazeta zaznaczyła, że każdy z wymienionych przypadków jest inny, a każda z wymienionych osób wypadła z łask Kremla z konkretnego powodu. Markow – dlatego, że ochłodziły się stosunki Rosji z Azerbejdżanem, a on utrzymywał bliskie kontakty z elitą polityczną tego kraju. Aliochin i Montian zostali natomiast oskarżeni o sprzeniewierzenie pieniędzy zebranych dla armii. „The Guardian” jednocześnie zaznaczył, że sprawa ma drugie dno i jest nim rywalizacja pomiędzy frakcjami wewnątrz reżimu.
Szulman wskazała na dwa główne obozy:
- „lojalistów”, który tworzą propagandziści od dawna blisko powiązani z Kremlem i ministerstwem obrony,
- „militarystów”, czyli oddolny ruch ultranacjonalistycznych aktywistów i prowojennych blogerów, którzy po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, widząc niedostatki w wyposażeniu rosyjskiej armii, zaczęli zbierać pieniądze i wysyłać dla niej sprzęt.
„Militaryści” czasami otwarcie krytykowali sposób, w jaki prowadzona jest wojna, a ich względna niezależność od państwa skłoniła władze do wspierania wymierzonych w nich ataków.
Autokracje obawiają się mobilizacji obywatelskiej wszelkiego rodzaju. Jakikolwiek autentyczny ruch, w tym prowojenny, jest postrzegany jako obstrukcyjny i potencjalnie niebezpieczny – powiedziała Szulman.
Jak przypomniał „The Guardian”, Kreml już wcześniej podjął działania, aby zapobiec wymknięciu się ruchu prowojennego spod jego kontroli – np. gdy uwięził w ubiegłym roku popularnego prawicowego komentatora Igora Girkina.
Rosyjscy zwolennicy Putina stają się ofiarami czystek
Drugim powodem walki frakcyjnej są miliardy rubli kierowane na wojnę.
W gruncie rzeczy, ich konflikt jest walką o fundusze – powiedział Iwan Filipow, rosyjski badacz i pisarz, specjalizujący się w prowojennym ruchu w Rosji.
Opisał, jak Władimir Sołowjow, wpływowy propagandysta telewizyjny, który jest publiczną twarzą obozu „lojalistów”, utrzymującego bliskie powiązania z ministerstwem obrony, stanął na czele działań mających na celu wyeliminowanie blogerów i wolontariuszy popierających wojnę. Sołowjow był podobno niezadowolony z tego, że wielu z nich zebrało więcej funduszy dla frontu niż jego własna, zatwierdzona przez państwo organizacja charytatywna.
Szulman spodziewa się, że nastąpią dalsze aresztowania, a skoro większość przeciwników wojny została już uwięziona lub zmuszona do wyjazdu z kraju, to reżim będzie szukał nowych wrogów. „Rosyjski aparat represji musi wypełnić swoje kwoty. Machina musi się napędzać” – oceniła.
