• Czy branża turystyczna na Majorce da sobie radę bez Anglików?
  • Czy inne, spokojniejsze nacje, też będą wydawać tyle pieniędzy?
  • Czy Barcelona pójdzie w ślady Majorki?

Brytyjskie media obiegły w ostatnich dniach zdjęcia ulic i plaż w miastach hiszpańskiej Majorki. Co zwróciło szczególną uwagę – pustych. „Kiedyś o 19 był problem z przejściem tą ulicą, tylu było tu turystów, a teraz jest zupełnie martwa” – mówi cytowana przez brytyjski „The Sun” mieszkanka wyspy. W ubiegłym roku Majorkę, wyspę na której na co dzień mieszka milion osób, odwiedziło od 15 do 19 milionów turystów. W odpowiedzi 50 tysięcy osób, a więc co dwudziesty mieszkaniec, wziął udział w protestach przeciwko nadmiernej turystyce, niosąc plakaty z napisami „Wasz luksus, nasza nędza” i wzywając do postawienia szlabanu napływowi turystów. Lokalny rząd się ugiął – pokazał plan zmniejszenia liczby przyjezdnych, zwłaszcza tych z Wielkiej Brytanii i z Niemiec, a plan zakładał – przede wszystkim – drastyczne ograniczenie możliwości sprzedaży i picia alkoholu. Czym to się skończyło tego lata?

Można streścić krótko: kto protestami wojuje, z braku turystów ginie. I biznes na Majorce boleśnie, bardzo boleśnie się o tym tego lata przekonał, a zdjęcia pustych ulic są lustrem w którym odbijają się kłopoty majorkańskich restauracji, barów i pensjonatów.

Pusto w barach, pusto w portfelach

Bo Brytyjczycy w tym roku nie przyjechali. A razem z nimi nie przyjechały ich pieniądze. Na efekty nie trzeba było długo czekać: bary plażowe, firmy wynajmujące parasole i operatorzy sportów wodnych w lipcu zarobili o jedną piątą mniej niż rok temu. W sierpniu drastycznie spadło obłożenie hoteli i pensjonatów, w których pokoje świeciły pustkami. Są bary i restauracje w których liczba klientów spadła o niemal połowę. Właściciele mówią wprost, że tęsknią za Brytyjczykami, bo wprawdzie zamiast nich przyjechali Włosi, Francuzi i Portugalczycy, ale – po pierwsze – nie tylu, żeby biznesy się spinały, a po drugie – rezerwują hotele all-inclusive, w nich jedzą, piją i spędzają całe dnie, a w mieście – już nie, nie wychodzą na imprezy, a nawet jeśli – to jak mówi jeden z właścicieli barów – „może się zdarzyć, że przyjdzie grupa Włochów i będzie pić espresso przez cztery godziny”. A z espresso kasy nie ma, za to z brytyjskiego modelu wypoczynku „hulaj dusza, piekła nie ma” – kasa była. I to niezła – dwa lata temu turyści zostawili na wyspie 20 miliardów euro!

Na wyspę nie przyjechali też w takiej masie jak kiedyś Niemcy. A to dlatego, że nawet dla nich Majorka zrobiła się kosmicznie droga. „Płacimy teraz za hotel dwa razy więcej niż wcześniej. Wszystko jest co najmniej o 30 procent droższe. W przyszłym roku jedziemy do Grecji” – mówili niemieccy turyści dziennikarzom majorkańskiej prasy. Można powiedzieć, że piekło zamarzło, bo od dziesięcioleci Majorka była ulubionym celem podróży tysięcy niemieckich turystów.

Lokalne władze ostrzegają, że gospodarka wyspy, oparta o turystów, stanęła na krawędzi. Stowarzyszenia zrzeszające lokalne biznesy wieszczą nawet gospodarcze załamanie. Urzędnicy przyznają, że natarczywi i agresywni działacze na rzecz przeciwdziałania turystyce odstraszają przyjezdnych, a goście nie czują się już na wyspie mile widziani. Biznes wziął sprawy we własne ręce i wywiesił w wielu miejscach Majorki banery dziękujące turystom za wizytę i zapraszające ich ponownie. Na ich pieniądze trzeba jednak czekać do kolejnego sezonu.

Barcelona ma dość turystów

Zostajemy na naszej wycieczce po Hiszpanii i z Balearów przenosimy się teraz do Katalonii. Bo Barcelona to europejska turystyczna Mekka: 30 milionów gości rocznie. A im ich więcej, tym więcej protestów przeciwko masowej turystyce oraz coraz wymyślniejsze działania lokalnych władz mających ten napływ powstrzymać: od dodatkowych podatków, przez zakazy wynajmu krótkoterminowego mieszkań, po zamykane terminale portowe dla wielkich statków wycieczkowych. Ale i tu coś zaczyna się zmieniać.

Bo wprawdzie w minionym sezonie obłożenie obiektów noclegowych sięgało niemal 90 procent, ale sierpniowe wyniki – kiedy zwykle gości było najwięcej – były niższe niż dwa lata temu. Przez cały czas rosnące ceny noclegów, fale koszmarnych upałów, swoje trzy grosze dołożyły pokazywane w telewizji obrazki antyturystycznych protestów, podczas których mieszkańcy strzelali do turystów z pistoletów na wodę przy akompaniamencie wezwań „wracajcie do domów”. Branża turystyczna ostrzega przed rysującym się na świecie negatywnym obrazem Barcelony jako miejsca przepełnionego, niechętnego gościom i niebezpiecznego, a to – jak ostrzega branża – będzie miało nienajlepsze skutki dla lokalnej gospodarki.

Oczywiście, protestujący przeciwko masowemu napływowi turystów mają swoje racje: przeludnienie miast, kosmicznie rosnące ceny mieszkań, budowa infrastruktury pod turystów, a nie dla mieszkańców. Ale prawda jest taka, że turystyczne gospodarki z turystów żyją, o czym przekonała się Majorka: bo Brytyjczycy rok, dwa, pięć lat temu nie szczypali się z kasą na wakacjach. A kiedy w tym roku nie przyjechali – w kasie lokalnych biznesów, zamiast euro i funtów, zaświeciły pustki.

Źródło: TOK FM