Już dzień po premierze „Heweliusz” stał się najpopularniejszym serialem na platformie Netflix w Polsce. Trafił również do pierwszej piątki najpopularniejszych seriali w Czechach, Niemczech, Norwegii, Słowacji, Szwecji, Ukrainie, Węgrzech, a nawet Argentynie, Brazylii i Meksyku. Można więc powiedzieć, że obraz spotkał się z olbrzymim zainteresowaniem. Dlatego w tym artykule pozostaniemy na chwilę przy tej produkcji, by przyjrzeć się najbardziej kluczowym elementom scenografii. Mowa tutaj oczywiście o samochodach ciężarowych, które odegrały rolę dalekobieżnej floty sprzed ponad trzech dekad.

Serial „Heweliusz” był inspirowany prawdziwą katastrofą na Bałtyku, w której zginęło 56 osób, w tym wszyscy kierowcy przewożonych ciężarówek. Miało to miejsce podczas rejsu promu Jan Heweliusz ze Świnoujścia do Ystad, w nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku. W tamtym czasie układ sił w europejskim transporcie wyglądał wyraźnie inaczej niż dzisiaj, przez co w świnoujskim porcie występowała znacznie większa mieszanka tablic rejestracyjnych. Obok zestawów należących do polskich firm transportowych, w tym zarówno potężnego Pekaesu Warszawa, jak i nowo powstających firm prywatnych, szczególnie często pojawiały się ciężarówki szwedzkie, austriackie oraz węgierskie. Było to też miejsce, gdzie dało się spotkać zarówno wiekowe modele, mające za sobą lata pracy na bardziej zachodnich trasach, jak i najnowocześniejsze ciężarówki z ówczesnego rynku. Poza tym trzeba pamiętać o bardzo słabym stanie polskich dróg z 1993 roku, a także o znacznie częściej występujących opadach śniegu, za sprawą których ciężarówki docierające do Świnoujścia zwykle były pokryte grubymi warstwami brudu i błota. Jak natomiast z oddaniem tej transportowej historii poradzili sobie twórcy serialu?

Prom ponownie ucharakteryzowany na rok 1993:

Volvo F12 brudzone na potrzeby zdjęć:

Nabrzeże charakteryzowane na śnieżną zimę 1993 roku:

Sprzęt filmowy w otoczeniu ciężarówek:

Zacznę od wyjaśnienia, że serial „Heweliusz” kręcony był z udziałem promu Jan Śniadecki. Była to jednostka zwodowana o dekadę później niż Jan Heweliusz, ale mająca bardzo podobny układ i służąca na tej samej trasie. Feralnej nocy Jan Śniadecki również płynął do Ystad i przerwał swój rejs, by pomóc w akcji ratunkowej. Na jego pokład przekazano wówczas ciała 16 ofiar wyłowionych z morza przez helikoptery. Ostatecznie Jan Śniadecki odsłużył na Bałtyku blisko 35 lat, ostatni rejs na linii do Ystad wykonując 30 grudnia 2023 roku. Następnie przycumował w Świnoujściu, gdzie pod koniec stycznia 2024 roku miał zostać przekazany nowemu, cypryjskiemu właścicielowi, chcącemu wykorzystać go na rejsach między greckimi wyspami. Zanim jednak do tego przekazania doszło, na pokład Jana Śniadeckiego weszli filmowcy, a wraz z nimi wjechała cała grupa klasycznych ciężarówek. W większości były to modele, których nie widywano na tym pokładzie od kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu lat. Dzisiaj, oglądając serial, te same pojazdy możecie zobaczyć w odcinku drugim, podczas przechylania się promu, a także w odcinku piątym, we fragmencie poświęconym załadunkowi.

Niewątpliwie najbardziej wyjątkowym gościem na planie była odrestaurowana Scania 141 z 1976 roku należąca do szwedzkiej firmy K.E. Palms Åkeri z Trelleborga. Podczas katastrofy Jana Heweliusza przedsiębiorstwo to faktycznie straciło jednego z pracowników, a także jedną ze swoich ciężarówek. Na pokładzie tonącego promu znajdował się młody kierowca Kjell „Ballo” Håkansson, prowadzący kilkunastoletnią Scanię z naczepą na powrotnej trasie z Polski do Szwecji. Był to wyjątkowo oddany pracownik firmy i wielki miłośnik ciężarówek, już w wieku 10 lat dorabiający przy weekendowym myciu zestawów. Przewoźnik do dziś nie zapomniał o jego tragedii, i gdy dowiedział się o zdjęciach do serialu „Heweliusz”, dołożył wszelkich starań, by zielono-czerwona Scania pojawiła się na planie, upamiętniając śmierć Håkanssona we wzburzonym Bałtyku. Właściciel firmy sam wybrał się też do Świnoujścia, a z jego historii można było się dowiedzieć, jak wyglądały pierwsze dni po katastrofie z punktu widzenia szwedzkiego przewoźnika.

Najbardziej widocznym elementem scenografii uczyniono jednak inną Scanię, mianowicie nowszy model 113H 360 Streamline. Pojazd ten znalazł się na pierwszym planie, przed innymi ciężarówkami, gdyż w odcinku drugim miał do odegrania szczególną rolę. Było nią pokazanie jak łańcuchy mocujące ciężarówki do pokładu mogły nie wytrzymać przechyłu promu, co tylko pogarszało sytuację na pokładzie. Przy okazji warto zauważyć, że na tle klasycznej „jedynki” ta opływowa „trójka” wyglądała jak pojazd z kompletnie innej epoki. Trudno się temu dziwić, wszak wersja Streamline miała premierę w 1991 roku, a więc niecałe dwa lata przed katastrofą promu Jan Heweliusz, wciąż będąc wówczas rynkową nowością. Z drugiej strony, dobrze, że w scenie z pękającymi łańcuchami wykorzystano ten dosyć popularny model, zachowany w naprawdę licznych egzemplarzach, a nie jakiegoś rzadszego klasyka. Poza tym w scenografii wykorzystano jeszcze jedną „trójkę” Streamline, w niezwykle rzadko spotykanej wersji low deck. Pojazd ten zagrał ciężarówkę niemieckiego przewoźnika, mając założone dawne tablice z Essen.

Ciężarówki szwedzkich marek z oczywistych względów dominowały na promie Jan Heweliusz. Szczególnie liczne nie były jednak Scanie, lecz pojazdy marki Volvo, która cieszyła się wówczas w Europie Środkowo-Wschodniej niesamowicie mocną pozycją. Gdy doszło do katastrofy, na pokładzie znajdowały się między innymi trzy Volva F12 z naczepami chłodniczymi należące do Pekaes Warszawa. Były też „F-dwunastki” należące do przewoźników ze Szwecji, a nawet potężne F16 należące do kierowcy-właściciela z Austrii. Serial „Heweliusz” nie mógł się więc obyć bez ciężarówek marki Volvo. I faktycznie scenografia obfitowała w takie pojazdy, pozwalając zobaczyć na przykład klasyczne Volvo F12 z okrągłymi reflektorami oraz naczepą typu jumbo. Na zdjęciach możecie zobaczyć, jak ten piękny ciągnik, na co dzień jeżdżący na zabytkowych rejestracjach i utrzymywany we wspaniałym stanie wizualnym, był specjalnie brudzony na potrzeby serialu. W scenografii pojawiło się też nowsze F12 z prostokątnymi reflektorami, połączone z naczepą do przewozu żywca, a także nieco mniejsze Volvo FL12 w rzadko spotykanej wersji z wysokim dachem. Te samochody idealnie pasowały do odwzorowania szwedzko-polskiego transportu z 1993 roku. Za to jeśli chodzi o mniej trafione wybory to można zwrócić uwagę na Volvo FH12 pierwszej generacji – pojazd ten miał swoją oficjalną premierę kilka miesięcy po katastrofie Jana Heweliusza.

Wśród innych ciężarówek umieszczonych w scenografii możemy wypatrzeć MAN-a F90. Model ten nie tylko doskonale pasował do epoki, ale też faktycznie znajdował się na pokładzie tonącego Jana Heweliusza, wyróżniając się swoją masą. Był to węgierski zestaw z przyczepą i ładunkiem ziarna słonecznikowego, który według oficjalnej dokumentacji ważył aż 41,5 tony. Poza tym wprawne oko może wypatrzyć w serialu dwie francuskie legendy transportu, mianowicie Renault Major oraz Renault Magnum. „Majorkę” niestety bardzo trudno zauważyć, gdyż zagrała ona jeden z zestawów, które nie zdołały zabrać się na prom. Za to w przypadku „Magnumki” wyjaśnię, że w serialu zagrało nowsze Magnum Integral, już z przełomu XX oraz XXI wieku. Założono mu jednak starszy typ atrapy chłodnicy, dzięki czemu pojazd widziany od przodu, z pewnej odległości, pasował wizualnie do epoki. I tutaj znowu dodam, że słynne Magnum – w 1993 roku nadal mogące być prawdziwym obiektem zazdrości – jak najbardziej znajdowały się na pokładzie Jana Heweliusza. Dwoma egzemplarzami tych niezwykle nowoczesnych ciągników dysponowali kierowcy z węgierskiej firmy transportowej Hungarocamion.

Jest też w serialu jeszcze jedna ciężarówka, bez której polski transport wczesnych lat 90-tych właściwie nie mógłby istnieć. Mowa tutaj o Liazie 110 podpiętym do bardzo klasycznej, dwuosiowej naczepy na bliźniakach. Pojazd ten bardzo mocno wyróżniał się na planie serialu, jako ciągnik o najmniejszej kabinie i najprostszej sylwetce. Nawet Scania serii 1 z połowy lat 70-tych wydawała się od niego znacznie większa. Pamiętajmy jednak, że w 1993 roku bardzo wielu polskich kierowców nadal jeździło Liazami na dalekobieżnych, międzynarodowych trasach. Czechosłowacki pojazd uchodził bowiem za sensowny kompromis między Jelczami a znacznie droższymi pojazdami z Zachodu. Cieszy więc fakt, że i dla Liaza znalazło się miejsce w scenografii.

Dołączone do tekstu zdjęcia zostały wykonane w styczniu 2024 roku, podczas kręcenia zdjęć do serialu „Heweliusz” na świnoujskim nabrzeżu. Wcześniej nie mogłem tych fotografii pokazać, gdyż serial czekał na premierę, ale też w końcu możecie się z nimi zapoznać. Autorami zdjęć są Dawid Bloch oraz Kacper Hływa, którzy osobiście mieli okazję uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Jak wspominają, były to niesamowite 2 tygodnie w świetnej ekipie kierowców.

Dla zainteresowanych dodam, że wiele z wymienionych ciężarówek występowało już na łamach 40ton. Volvo F12 Dawida opisywałem w Sesji Miesiąca 01/21, Liaza 110 z Sachs Transu w Sesji Miesiąca 11/23, a Renault Magnum Marcina Dobjasza pokazywałem w filmowym materiale z Fordem F-250. Jeśli natomiast szukacie dodatkowych informacji o katastrofie z 1993 roku, o ponad 50 zmarłych kierowcach, a także o zabranych pod wodę ciężarówkach, to zapraszam do następującego artykułu: 32 lata temu na nabrzeżu w Świnoujściu – ostatni wieczór przed transportową katastrofą. Abonenci platformy Netflix znajdą serial „Heweliusz” pod tym linkiem.