- W piątek na ekrany polskich kin wchodzi film „Dom dobry” Wojciecha Smarzowskiego;
- Nowe dzieło twórcy „Wesela”, „Domu złego”, „Kleru” czy „Drogówki” to wstrząsająca opowieść o przemocy domowej.
Wojciech Smarzowski w przygotowaniach do filmu „Dom dobry” korzystał z pomocy Feminoteki – organizacji, która zajmuje się kobietami z doświadczeniem przemocy. – Wiem, że rozmawiał też z innymi organizacjami, że czytał na ten temat książki, artykuły, więc naprawdę wszedł bardzo głęboko w ten temat. Ale włączyłyśmy się także na ostatnim etapie, współpracując również z aktorami, którzy teraz goszczą w wielu mediach, żeby też jako odtwórcy bardzo ważnych ról, w moim zdaniem bardzo ważnym filmie, byli przygotowani także na pytania dotyczące przemocy domowej – mówiła w audycji „W zasięgu” w TOK FM Joanna Gzyra-Iskandar z kolektywu Legalna Aborcja i Feminoteka.
Emocje wokół najnowszego filmu Smarzowskiego. „Byłam zdruzgotana”
Rozmówczyni Anny Piekutowskiej przyznała, że po obejrzeniu filmu targały nią silne emocje. – Byłam zdruzgotana. Mimo że temat przemocy nie jest mi obcy i znam go od strony teoretycznej bardzo dobrze, bo zajmuje się tym na co dzień. Ale pomyślałam sobie jednocześnie, że ten film jest bardzo prawdziwy, bo jednak trochę czym innym jest, kiedy rozmawiamy o statystykach, prowadzimy jakieś akcje edukacyjne, kampanie, a co innego, kiedy widzimy na ekranie historię, która jest naprawdę bardzo autentyczna i bardzo prawdopodobna – wskazała aktywistka.
Podobną opinię na temat filmu ma dziennikarka TOK FM Patrycja Wanat. – Zaskoczyło mnie wiele głosów po tych pierwszych pokazach, że to jest przesadzone, że to wcale aż tak nie wygląda, że nie ma tu jakiegoś przełamania w ogóle w tych postaciach. Ja też byłam zdruzgotana po obejrzeniu tego filmu. Ale ten film jest właśnie po to. To jest taki film, który ma nami wstrząsnąć, mają nam zostać w głowie sceny z tego filmu – powiedziała.
„Ten film wychodzi poza ekran”
Jak dodała, „podczas pokazów z widzami, których jest bardzo dużo, widzimy, jak ten film niesamowicie otwiera, jak skłania do rozmów, do dzielenia się swoimi doświadczeniami”. – I to dla mnie jest ogromna wartość tego filmu, który wychodzi poza ekran. I też twórcy tego filmu mówili, że mają nadzieję, że ten film otworzy jakąś dyskusję w Polsce. Dyskusję, której umówmy się, albo nie ma, albo jest wpychana w szufladki, w jakieś stereotypowe hasła – podkreśliła dziennikarka prowadząca w TOK FM m.in. program „Do zobaczenia”.
W ocenie Gzyry-Iskandar „Dom dobry” pokazuje bardzo szerokie spektrum przemocy domowej. – Pokazuje ją w bardzo wielu wymiarach i myślę, że uważni, empatyczni widzowie już na wczesnym etapie będą mogli zobaczyć pewne czerwone flagi w zachowaniu głównego bohatera, które są ostrzeżeniami, które zakochana główna bohaterka ignoruje. Mamy tam całe spektrum przemocy psychicznej, przemoc seksualną, przemoc ekonomiczną. Mamy także sceny przemocy fizycznej – mówiła.
Jak jednak podkreśliła, reżyser nie wymyślił ani jednej sceny przemocy do tego filmu. – I myślę, że to też pokazuje, że ten film jest głosem kobiet, którym ktoś chciał ten głos odebrać, które nie znalazły sprawiedliwości. Cała ekipa filmowa jest trochę takim adwokatem tej sprawy – zaznaczyła.
„Dom dobry”. Czy Smarzowski epatuje przemocą?
Jak mówiła przedstawicielka Fundacji Feminoteka, aż jedna na pięć kobiet w Polsce doświadczyła przemocy ze strony partnera. – Faktycznie jest tak, że przemoc domowa nie zawsze dochodzi do tak ekstremalnych form, jakie są pokazane w filmie, ale są takie historie, gdzie faktycznie tak się dzieje. Byłam na premierze tego filmu na festiwalu w Gdyni i po tym filmie było spotkanie z widzami. Tam zabrała głos pani, która powiedziała reżyserowi: „Niech pan nie da sobie wmówić, że w tym filmie pan pokazał za dużo, że ten film jest za mocny. Ja jestem z domu, w którym była przemoc. Ja widziałam takie rzeczy i jeszcze gorsze na własne oczy” – relacjonowała Gzyra-Iskandar.
A prowadząca audycję Anna Piekutowska przypomniała, że film był inspirowany historią Rafała P., radnego z Bydgoszczy, który przez 11 lat znęcał się nad swoją żoną.
Mimo to pojawiają się zarzuty, że Smarzowski wykorzystuje ten temat, żeby pokazać bardzo dużo kontrowersyjnej przemocy.
– Moim zdaniem nie. To jest w ogóle bardzo ciekawe, bo ja np. w tym filmie też widzę jakiś promyk nadziei, to znaczy tego, że ten film jednak nie zostawia nas z tym kopniakiem w brzuchu, tylko pokazuje, że z tego zaklętego kręgu można wyjść, chociaż jest to bardzo trudne – wskazała Patrycja Wanat.
– Generalnie nie podejrzewam Wojciecha Smarzowskiego o cynizm, czyli o wykorzystywanie kontrowersyjnych tematów, żeby pokazać przemoc po to, żeby ludzie kupili bilety na jego filmy. Mam wrażenie, że on jednak nie szantażuje tutaj ani emocjonalnie, ani tą przemocą – dodała.
Podobnie uważa Gzyra-Iskandar. – Myślę, że jeżeli ktoś nie zna realiów przemocy domowej, to faktycznie może postawić temu filmowi i reżyserowi taki zarzut. Bo Smarzowski jest znany z bardzo brutalnego pokazywania rzeczywistości i naszych „narodowych grzechów”. Ale tutaj trudno opowiedzieć tę historię inaczej. Wtedy ona mogłaby być zafałszowana – oceniła.
– Myślę, że ten film ma bardzo ważną misję, on ma nami potrząsnąć. Nie tylko jako społeczeństwem, bo ja mam ogromną nadzieję, że przez to, że to akurat ten reżyser wziął taki temat na warsztat, ten film dojdzie naprawdę bardzo wysoko. Ja bym np. strasznie chciała, żeby pokaz tego filmu odbył się w kancelarii premiera albo w Sejmie, bo moim zdaniem wszyscy nasi rządzący powinni ten film zobaczyć i dowiedzieć się, jaka jest rzeczywistość naprawdę wielu kobiet w Polsce – podsumowała aktywistka z kolektywu Legalna Aborcja i Feminoteka.
Doświadczasz przemocy domowej? Szukasz pomocy? Możesz zgłosić się na przykład do Fundacji Feminoteka. Infolinia działa pod nr 888 88 33 88 w godz. 11:00-19:00 w dni powszednie. Jeśli występuje zagrożenie życia – dzwoń na numer alarmowy 112.
Źródło: TOK FM