Z początkiem przyszłego roku skończy się systemowe uznawanie tzw. emerytur czerwcowych u osób, które zakończyły pracę w latach 2009-2019. Przeliczenie ma działać tak, jakby wniosek został złożony w maju, a nie w czerwcu.
Zgodnie z ustawą w tej sprawie, podpisaną w sierpniu przez prezydenta Karola Nawrockiego, ZUS przeliczy automatycznie wysokość świadczeń, bez konieczności składania dodatkowych wniosków. Ma to pozwolić na uwzględnienie opłacalniejszej waloryzacji kwartalnej, a nie rocznej, jaką stosowano dla przechodzących na emeryturę w czerwcu w latach 2009-2019.
ZUS szacuje, że przeciętne świadczenie wzrośnie o ok. 200 zł brutto miesięcznie, co daje nawet 2,4 tys. zł rocznie. W styczniu ruszą pierwsze przeliczenia emerytur czerwcowych, a pierwsze „zaległe waloryzacje” mają trafiać na konta w kwietniu 2026 r.
Dziewczynki uczymy promocji, chłopców inwestowania? Badaczka: „Potem trudno to przełamać””
Do tej pory, przy braku systemowego rozwiązania, stratni emeryci mogli jedynie walczyć w sądach o stosowne wyrównania. Jak mówił „Faktowi” adwokat Konrad Giedroyć, wszystko zależy od kwoty zgromadzonego kapitału początkowego i składek. U jednego emeryta będzie to 150 zł miesięcznie więcej, u innego – może być i 500 zł. – Do tego dochodzi wyrównanie za 3 lata, czyli jednorazowa wypłata przez ZUS. Chodzi średnio o kwoty w wysokości 5-10 tys. zł – wyjaśniał Konrad Giedroyć.