Choć początkowo zakładano, że dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych wystarczą do kwietnia 2026 roku, dziś już wiadomo, że pieniędzy zabraknie znacznie wcześniej – prawdopodobnie już w lutym, a możliwe, że nawet w styczniu 2026 roku.

Mniej pieniędzy, więcej chętnych


Jak wskazuje Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności (PSNM), przyspieszone wyczerpywanie się środków to efekt okrojenia budżetu oraz rozszerzenia grona beneficjentów. Rząd w październiku zdecydował o zmniejszeniu puli z 1,6 mld zł do 1,2 mld zł, przekierowując 400 mln zł na inne cele. Jednocześnie program objął również samochody dostawcze i minibusy, a maksymalną kwotę dotacji podniesiono do 30 tys. zł.


– Nie wykluczamy, że do wyczerpania wszystkich środków dojdzie już w styczniu – mówi Jan Wiśniewski, dyrektor Centrum Badań i Analiz PSPA. – To może być ostatnia szansa, by kupić elektryka z dopłatą.

Lawinowy wzrost zainteresowania


Z danych serwisu Elektromobilni.pl wynika, że do końca października wykorzystano już 608 mln zł, czyli ponad połowę całego budżetu. Tempo składania wniosków stale rośnie – o ile w lutym było ich 1125, to w październiku aż 3941. Rosną też rejestracje: 4798 nowych elektryków w samym październiku to wzrost o 186 proc. rok do roku. Eksperci prognozują, że udział aut elektrycznych w rynku może w grudniu zbliżyć się do 10 proc., a w całym 2025 r. przekroczyć 6,5 proc. – To rekordowe wyniki, które jeszcze niedawno wydawały się nierealne – podkreśla Wiśniewski.


Zamknięcie programu niemal na pewno ostudzi rynek. W krajach, które zrezygnowały z dopłat – jak Niemcy czy USA – sprzedaż e-aut spadła nawet o 40 proc. Eksperci nie mają wątpliwości, że podobny scenariusz czeka również Polskę w przyszłym roku. Dodatkowym czynnikiem wpływającym na rynek będą zmiany podatkowe. Od stycznia 2026 r. limit amortyzacji samochodów spalinowych spadnie z 150 tys. zł do 100 tys. zł, co zwiększy atrakcyjność elektryków – różnica w wysokości odpisu może sięgnąć 125 tys. zł.


Czytaj też:
Tyle „elektryków” zarejestrowano w Polsce. Wyraźny trendCzytaj też:
Polska spółka wkracza na Ukrainę. Ambitne zadanie