Kilka godzin w jedną stronę, kilka godzin w drugą. Robert Lewandowski we wtorek stawił się na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Cały poprzedni dzień spędził w podróży do USA i z powrotem.

Wszystko to z powodu wyjątkowej uroczystości – Empire State Building został podświetlony na biało-czerwono. Okazją ku temu stało się Narodowe Święto Niepodległości, które w naszym kraju jest obchodzone 11 listopada. Lewandowski udał się do Nowego Jorku, aby być mistrzem ceremonii (—–> WIĘCEJ).

A co w Polsce? Początkowo oczywiście wybuchła wielka afera, bo jak to możliwe, że kapitan reprezentacji przyjeżdża na zgrupowanie z opóźnieniem po kilkunastu godzinach spędzonych w samolocie tuż przed meczem z Holandią w eliminacjach mistrzostw świata. Szczególnie, że początkowo nikt nie wiedział o prawdziwych powodach wizyty w USA.

We wtorek „Lewy” był już w Polsce i wziął udział w konferencji prasowej, podczas której zabrał głos w tej sprawie.

– To wynikało trochę z braku informacji. Ale jeśli nie masz informacji, to powinieneś się wypowiadać? Nie chcę oceniać, ani nikogo atakować. To jest prawo dziennikarzy. Mam zbyt wiele fajnych rzeczy w swoim życiu, żeby się przejmować takimi komentarzami – powiedział Lewandowski.

– Dla mnie była to wielka duma. Jak parę miesięcy czy tygodni temu otrzymałem tę propozycję, to – szczerze powiem – długo się nie zastanawiałem. Myślę, że to wielka duma nie tylko dla mnie, ale wszystkich Polaków, że w tak wyjątkowy dzień mogłem osobiście rozpalić światła na tak historycznym budynku. To nie tylko mój sukces, ale sukces wszystkich Polaków i całej ojczyzny. Tym bardziej jest mi miło, że to ja dostąpiłem tego zaszczytu. Tak szybko to minęło, że nawet nie zdążyłem się odwrócić, a z Vigo jestem już tutaj na zgrupowaniu. Te parę godzin w Nowym Jorku zrobiły na mnie ogromne wrażenie – przyznał „Lewy”.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: mecz przerwany. Trudno uwierzyć, co zrobili piłkarze