Nie jest to pierwszy raz w ostatnim czasie, gdy Lewandowski ma ważniejsze rzeczy na głowie niż zgrupowanie kadry. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce jeszcze za kadencji Michała Probierza i doprowadziła do dymisji szkoleniowca. Lewandowski odpuścił mecz z Finlandią, który był dla nas kluczowy w tych eliminacjach. Nie ma znaczenia, czy zrobił to po uzgodnieniu z Michałem Probierzem. Jeśli nie masz ciężkiej kontuzji czy naprawdę ważnej sprawy rodzinnej, nie możesz odpuścić meczu. A na pewno nie w momencie, gdy jesteś kapitanem.
Bo kapitan to lider, ma ciągnąć zespół, być przykładem. Jaki przykład daje Lewandowski, który musi odpocząć albo ma ważny event w Nowym Jorku? Warto pamiętać, że po locie międzykontynentalnym następuje tzw. jet-lag, który osłabia zawodnika i to nawet kilka dni po zmianie strefy czasowej. A przecież za chwilę mecz z Holandią. Mamy więc po prostu gościa, który mówi po raz kolejny, że kadra jest jedynie dodatkiem do kreowania jego pozycji w świecie show-businessu.
Czy selekcjoner Urban zgodziłby się, żeby inni zawodnicy w trakcie zgrupowania pojechali na jakiś event, który nie jest w ustalonych odgórnie planach kadry? Może wszyscy powinni rozjechać się po swoich rodzinnych miejscowościach i zamiast w treningu wziąć udział w lokalnych uroczystościach? Niestety, ta sytuacja pokazuje, że Urban kadrą nie rządzi.
Nigdy nie odbierałem i nie będę odbierał zasług Roberta dla kadry. Doskonale rozumiem jego rolę w reprezentacji, Gdyby nie „Lewy”, Polska nie miałaby tylu momentów, może nie pojechałaby na Euro 2016 czy mundial w Rosji. Lars Lagerback powiedział nam kiedyś w podziemiach PGE Narodowego, że średnie kraje mają od czasu do czasu czynnik, który pozwala im nawiązać rywalizację z czołówką. U nas tym czynnikiem był Lewandowski. Oczywiście nie sam, bo byli inni wspaniali piłkarze, ale to on był tym najważniejszym „game changerem”.
Tak, było to w czasach gdy potrafił schować swojego ego do kieszeni, poświęcić się dla drużyny w 2016 roku, wyciągać obrońców z pola karnego, by robić miejsce dla Arkadiusza Milika. To był wielki Lewandowski, który poświęcił swoje marzenia o tytule króla strzelców. Kto nie płakał ze szczęścia po jego golu ze Szkocją, który dał nam awans do mistrzostw Europy we Francji? Tych momentów było wiele, cieszę się, że mogłem świadomie obserwować futbol w czasach Lewandowskiego. Dla osoby wychowanej w czasach klęsk polskiej piłki w latach 90. to coś naprawdę dużego.
Zbigniew Boniek dał przykład. Tak zachowuje się prawdziwy kapitan
Piszę to asekuracyjnie, żeby było jasne, że nie jestem żadnym wrogiem „Lewego”. Jednak dla mnie kapitan to ten, który dowodzi statkiem, drogowskaz, przykład dla młodych. Ten, który ciągnie zespół w trudnym momencie. To historia, którą znają świetnie kibice starszego pokolenia. 29 maja 1985 roku Zbigniew Boniek grał pamiętny mecz Juventusu z Liverpoolem na Heysel, zaś dzień później miał występ w kadrze narodowej.
Po meczu w Belgii wrócił do hotelu z drużyną, gdzie zjadł kolację i wsiadł w taksówkę. Pojechał na lotnisko, ominął odprawę celną, udał się prosto na płytę. Tam były już tłumy ludzi, „Zibi” krążył po płycie z walizką w ręku i jakiś szukał właściwego samolotu. W końcu go znalazł i po godzinnym oczekiwaniu ruszył — wraz z dwoma pilotami — w dalszą podróż. O 6.00 był w Pizie, gdzie samolot musiał uzupełnić paliwo. Boniek przespał się w okolicznym hotelu i trzy godziny później znowu zameldował na lotnisku. O 14.00 był w Tiranie. Wieczorem strzelił jedyną bramkę w wygranym przez Polaków meczu. Spakował się i poleciał do Włoch, do rodziny.
Tak postępuje kapitan. Może to były inne czasy, może nie było tylu rozpraszających eventów, może piłka nie była jedynie trampoliną do bycia celebrytą.
Phil Jackson, legendarny trener Chicago Bulls i Lakersów, pisał w swojej książce „Sacred Hoops”, że jeśli lider odpuszcza, inni też czują, że mają prawo odpuścić. Pisze to w odniesieniu do Michaela Jordana, największego lidera mojego pokolenia. Jeśli więc Lewandowski traktuje kadrę jako dodatek, to czy mamy prawo wymagać od wszystkich, by umierali na boisku za biało-czerwone barwy?
Ktoś napisał w komentarzach, że nie powinniśmy mówić Lewandowskiemu, jak ma żyć. Zgadzam się z tym. Niech żyje, jak chce, niech podróżuje, bawi się, kręci reklamy, jeździ na eventy. Zresztą kim jestem, by podsuwać mu pomysły. Niech sobie robi, co chce. Ale najpierw niech odda opaskę. Bo nie tylko obniża prestiż kadry, co już nie jest jego prywatną sprawą. Ale też, stawiając się ponad drużyną, podkopuje autorytet selekcjonera.