Pierwsze ukraińskie uderzenia w tamę zbiornika wodnego w Biełgorodzie rozpoczęły się jeszcze pod koniec października. Początkowo były to niewielkie uszkodzenia, ale po uderzeniu 25 października ze zbiornika zaczęły wypływać znaczne ilości wody.

Woda spłynęła w dół rzeki Siewierski Doniec. Zalała okolicę i podniosła poziom okolicznych akwenów.

— Pojawiła się duża, niekontrolowana dziura, ponieważ Siły Zbrojne Ukrainy najwyraźniej zniszczyły śluzę — komentuje wyniki ukraińskiego ataku Jewgienij Simonow, ekspert grupy roboczej do spraw badania skutków ekologicznych wojny w Ukrainie (UWEC). Bolesne konsekwencje odczuwa już nie tylko armia Putina, lecz cały region.

W wyniku ukraińskich ataków zagrożona była również elektrownia cieplna w Biełgorodzie, która dostarcza ciepło do tego miasta i okolic i jest chłodzona wodą z rzeki Siewierski Doniec. Aby zatrzymać odpływ wody w okolicy elektrowni cieplnej, władze szybko zbudowały nową, małą tamę.

W miejscowości Szebiekino, położonej poniżej zbiornika wodnego i niedaleko ukraińskiej granicy, zauważalnie podniósł się poziom wody w rzece Nieżegoł — zalała ona leżaki ustawione w nadbrzeżnej strefie rekreacyjnej, a mieszkańcy zaczęli dyskutować na temat zaistniałej sytuacji.

Gubernator Gładkow zaproponował ewakuację, ale większość mieszkańców Szebiekina nie zareagowała na tę propozycję. Niektórzy stwierdzili, że podniesienie się poziomu wody może w ogóle nie być związane z przedostaniem się wody do tamy, ale wynikać z ulewnych deszczy, które przeszły w tym rejonie mniej więcej w tym samym czasie.

Nikt w Rosji nie przygotowywał się na ewentualne zalanie — zresztą nikt nie wie, jak się do tego przygotować.

— Teraz rzeka jest w normie — poinformował serwis „Nowa Europa” mieszkaniec Szebiekina Anton i ze smutkiem dodał: „prawdopodobnie to będzie ciężka zima”.

Jak zalano Toplinkę

Budowa zbiornika wodnego w Belgorodzie rozpoczęła się w 1977 r. Budowano go „na przyszłość”, z uwzględnieniem planowanych przedsiębiorstw. Jednak z powodu rozpadu ZSRR przedsiębiorstwa nigdy nie powstały, a zbiornik wodny stał się strefą rekreacyjną. „Morze biełgorodzkie” — tak nazywali ten obszar miejscowi.

W lokalnych gazetach można przeczytać, że w okolicy przyszłego zbiornika wodnego znajdowała się wioska Toplinka i kilka innych małych wsi, z których pozostały tylko fundamenty, widoczne do dziś na dnie zbiornika. Opisano nawet historię, jak w Toplince z kamieni zburzonego przez bolszewików kościoła zbudowano nową szkołę, a następnie ją zburzono.

Kiedy rozpoczęto budowę tamy, mieszkańcy tych wsi zostali wysiedleni. Domy zostały wyburzone lub spalone.

W 1985 r., kiedy zakończono budowę tamy, większa część Toplinki nadal znajdowała się powyżej przewidywanego poziomu przyszłego zbiornika wodnego, a w tej części wsi pozostała nawet jedna mieszkanka — Walentyna Pietrowna Kowalowa. Odmówiła wyjazdu, ponieważ uznała, że woda nie dotrze do jej domu. Tak też się stało. Ostatni raz media pisały o niej na krótko przed rozpoczęciem obecnej kampanii wojskowej, kiedy to nadal spokojnie mieszkała w tej wsi.

Zbiornik biełgorodzki

Zbiornik biełgorodzkiSłużba prasowa gubernatora obwodu biełgorodzkiego / Nowa Gazieta

W 2018 r. poziom zbiornika został sztucznie obniżony w celu przeprowadzenia gruntownego remontu. W tym samym czasie lokalne media pisały, że gdyby remont się opóźnił, tama uległaby zniszczeniu, co groziłoby zalaniem przyległych terenów i możliwymi ofiarami śmiertelnymi.

Po spuszczeniu wody aktywiści znaleźli na dnie zbiornika artefakty z czasów innej wojny, II wojny światowej — w sierpniu 1943 r. bitwa na Łuku Kurskim dotarła także do tych miejsc. Woda skrywała pod sobą stare, zardzewiałe pociski. A teraz, po najnowszej serii ukraińskich ataków, w tych miejscach pojawiają się nowe fragmenty pocisków.

„Pozostaje ryzyko, że wyrwa zostanie rozmyta i tama ulegnie zniszczeniu”

— [Ukraińscy żołnierze] celowali, wnioskując z doniesień medialnych, w dwie śluzy [chociaż zniszczyli najprawdopodobniej jedną]. Cóż, właściwie to ukraińska armia praktykowała to już wcześniej w przypadku innych obiektów hydrotechnicznych — na przykład można przypomnieć sobie uderzenie rakietą HIMARS w śluzy w Nowej Kachowce w listopadzie 2022 r., na długo przed zniszczeniem tamy — komentuje wyniki najnowszego ataku Sił Zbrojnych Ukrainy Jewgienij Simonow, ekspert grupy roboczej do spraw badania skutków ekologicznych wojny w Ukrainie (UWEC).

W przypadku zapory w Biełgorodzie, w wyniku powstałego uszkodzenia, ze zbiornika wypływa dużo wody. Jednak Simonow uważa, że objętość tego przepływu jest ograniczona szerokością uszkodzenia — z tego powodu nie należy spodziewać się powodzi podobnej do tej, która miała miejsce na przykład w Kachowce.

Pozostaje ryzyko, że wyrwa zostanie rozmyta i tama ulegnie zniszczeniu, ale nawet w takim przypadku, zdaniem eksperta, nie dojdzie do równie poważnych skutków. Objętość zbiornika wodnego w Biełgorodzie nie jest tak duża w porównaniu ze zbiornikiem w Kachowce, tym bardziej że część wody już się wylała. Dla porównania nominalna pojemność zbiornika wodnego w Biełgorodzie wynosi 0,076 km sześc. — podczas gdy zbiornik wodny w Kachowce miał pojemność 18,18 km sześc.

Simonow uważa natomiast, że problemy związane z wysadzeniem tamy w Biełgorodzie mogą pojawić się u mieszkańców obwodu charkowskiego. W dolnym biegu rzeki Siewierskiego Dońca znajduje się ukraiński Wołczańsk, gdzie również prawdopodobnie może dojść do zalania.

27 października gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow oświadczył, że z powodu osuszenia zbiornika wodnego w Biełgorodzie miasto nie zostanie pozbawione wody, ponieważ korzysta ono przede wszystkim z wody nie z rzeki, ale z odwiertów. Ekspert Simonow uważa podobnie.

— Biełgorod leży na źródłach artezyjskich. Oznacza to, że miasto jest zaopatrywane w wodę z podziemia. Być może zbiornik wodny jest przeznaczony jako rezerwowe źródło zaopatrzenia w wodę dla Biełgorodu — twierdzi.

Jednak z tej samej rzeki (Siewierski Doniec) czerpie wodę samozwańcza Doniecka Republika Ludowa („DNR”), położona niżej w dół rzeki i borykająca się w ostatnich miesiącach z poważnymi problemami z zaopatrzeniem w wodę. Niektórzy eksperci mówią nawet o możliwej katastrofie humanitarnej spowodowanej zanieczyszczeniem i odwodnieniem Siewierskiego Dońca. Jednak według Simonowa zniszczenie zapory w Biełgorodzie nie wpłynie w żaden sposób na zaopatrzenie Doniecka w wodę.

Jednocześnie specjalista ostrzega przed innymi poważnymi i prawdopodobnymi konsekwencjami — woda może teraz przedostawać się do równiny zalewowej, gdzie na przykład występują zwykłe powodzie. Domy położone blisko brzegu mogą zostać zalane. Możliwe są również konsekwencje ekologiczne.

— To, co się stało, będzie miało negatywny wpływ na ryby, które zapadły w sen zimowy w zimowych jamach: teraz zostaną one stamtąd wypłukane i będą musiały ponownie gdzieś się udać — wyjaśnia Simonow.

Na pytanie o przypuszczalną szybkość odbudowy tamy ekspert odpowiada krótko: „tama jest bardzo kosztowną konstrukcją”.

Jej odbudowa zależy przede wszystkim od dostępności środków finansowych, z czym region Biełgorodu ma już i tak problemy. Zdaniem Simonowa władze regionalne powinny teraz poważnie zastanowić się, czy w ogóle warto odbudowywać zbiornik wodny, skoro służy on przede wszystkim jako miejsce wypoczynku, ale nie spełnia zadania deklarowanego podczas budowy, czyli zaopatrywania przedsiębiorstw w wodę.