Stanisław Tym do końca życia pozostał sobą – człowiekiem dowcipnym, życzliwym i pełnym dystansu. Choć od lat zmagał się z poważną chorobą, nie mówił o niej publicznie. Najbliżsi wiedzieli, że cierpi, ale szanowali jego milczenie. Dziś, gdy go już nie ma, opowiadają o jego sile, poczuciu humoru i niezwykłej pogodzie ducha. Fragment książki Katarzyny Stoparczyk „Tym. Człowiek szczery na trzy litery” (Wydawnictwo Otwarte) udostępnił medonet.pl.
Stanisław Tym – człowiek, który nawet w szpitalu żartował
Stanisław Tym miał w sobie coś, co sprawiało, że nawet w najtrudniejszych momentach potrafił żartować z życia. Nie znosił, gdy ktoś go żałował. Kiedy w latach 80. trafił do szpitala z poważnym problemem żołądkowym, nie zabrał ze sobą książki, telefonu ani gazet – tylko maszynę do pisania. Taki był – twórczy, uparty i zawsze gotowy coś zanotować, nawet z łóżka szpitalnego. Przypadkiem spotkał tam dawnych znajomych z STS-u, którzy do dziś wspominają to spotkanie z uśmiechem.
„Przyszliśmy na wizytę do mojej mamy. Patrzymy, a tu Stasiek zasuwa po schodach z maszyną do pisania. Okazało się, że był pacjentem tego samego szpitala. Oni mu już wtedy pół żołądka wycięli” — opowiada Elżbieta Burakowska w książce Katarzyny Stoparczyk „Tym. Człowiek szczery na trzy litery” (Wydawnictwo Otwarte).
Czytaj też: Klątwa Grimaldich. Wnuczka Grace Kelly ją przełamuje
Ta scena doskonale pokazuje, jak Tym radził sobie z trudnościami – z przymrużeniem oka. Nawet choroba nie była dla niego powodem do rozpaczy. Interesował się medycyną, dopytywał lekarzy o szczegóły badań i zabiegów, a potem sam doradzał znajomym, do kogo pójść z problemem zdrowotnym. Jak wspomina Ryszard Pracz, jego troska o innych była szczera i zupełnie bezinteresowna. „Stasiek dokładnie pytał, co nam jest, a potem rozdzielał. Mówił: ty weź tego lekarza, ty tamtego. Bardzo nam wszystkim pomagał” opowiadał Ryszard Pracz w książce „Tym. Człowiek szczery na trzy litery”.
Stanisław Tym o zdrowiu: „Życzę wam zdrowia, a resztę kombinujcie”
Mimo że sam nie raz trafiał do szpitala, potrafił zachować poczucie humoru, które było jego znakiem rozpoznawczym. W 2004 roku przeszedł zabieg wszczepienia rozrusznika serca. Dziennikarze, którzy czekali na niego przed szpitalem, usłyszeli klasyczną dla Tyma odpowiedź – krótką, błyskotliwą i z autoironią, której nigdy mu nie brakowało. „Czuję się dobrze, lecz lekarze są odmiennego zdania” — mówił wtedy Tym do dziennikarzy.
W życzeniach dla swoich fanów był równie lakoniczny, ale zawsze trafiał w sedno. W kilku słowach potrafił przekazać więcej niż niejedna przemowa. „Życzę wam zdrowia, a resztę kombinujcie” — pisał do swoich wielbicieli Stanisław Tym. Te słowa po latach brzmią jak jego osobiste credo. Zdrowie stawiało go do pionu i kładło z powrotem do łóżka, ale on nigdy nie pozwolił, by choroba go zdefiniowała.
Stanisław Tym i jego ciche rozmowy z przyjaciółmi
W ostatnich latach życia Stanisław Tym coraz rzadziej pojawiał się publicznie. Nie dlatego, że stracił chęć do kontaktu z ludźmi, ale dlatego, że fizycznie nie dawał już rady. „Stanisław uśmierza ból opioidami, które powodują otępienie. Choruje na amyloidozę, w której komórki nowotworowe produkują w szpiku kostnym nieprawidłowe białko. W Polsce na tę chorobę zapada każdego roku około trzech osób na milion. Choroba szybko postępuje, osłabia nerki. Stanisław regularnie jeździ do szpitala na dializy. Na przełomie listopada i grudnia 2024 roku nie jest już w stanie rozmawiać z przyjaciółmi” – czytamy w książce. Wiedzieli o niej tylko najbliżsi, a i oni nie mieli pełnego obrazu sytuacji. Profesor Eugeniusz Butruk, który go leczył, zachował całkowitą dyskrecję.
„Wiele razy zastanawialiśmy się, co się ze Staśkiem dzieje i czego tak naprawdę mu potrzeba, ale profesor Eugeniusz Butruk, który go leczy, tak jak i zresztą przed laty leczył naszą Agnieszkę (Agnieszkę Osiecką), nie chce nam tego powiedzieć. „To jest tajemnica Stanisława”, powtarza, a my po takiej informacji za każdym razem zostajemy w niewiedzy” — mówi Krystyna Janda w książce Katarzyny Stoparczyk „Tym. Człowiek szczery na trzy litery” (Wydawnictwo Otwarte).
Z biegiem czasu jego kontakty z bliskimi stawały się coraz rzadsze. Jak wspomina Anna Nastulanka, pod koniec 2024 roku nie był już w stanie rozmawiać. „Stanisław uśmierza ból opioidami, które powodują otępienie”. A jednak nawet wtedy znajdował w sobie wdzięczność i czułość wobec ludzi, którzy byli przy nim. Najczęściej wspominał swojego lekarza, profesora Butruka, któremu bezgranicznie ufał. „Ludzie, ja Gieniowi tak wiele zawdzięczam!” — powtarzał Stanisław Tym przyjaciołom.
Czytaj też: Zdradził Bielicką trzy dni po ślubie. „Jak wypił, to chodził na baby”
Stanisław Tym zgasł cicho, bez medialnego rozgłosu. Tak, jak żył – z klasą i dystansem. Do końca pozostał wierny sobie: ironiczny, serdeczny, a jednocześnie niezwykle prawdziwy. Dla wielu Polaków na zawsze pozostanie nie tylko twórcą „Misia”, ale i symbolem mądrej, inteligentnej satyry. Aktor zmarł 6 grudnia 2024 roku. Miał 87 lat.
Jej synowa jest znaną aktorką. Obie zagrały w „Heweliuszu”
Zapraszamy na grupę na Facebooku – #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Klub Świadomej Konsumentki © WP Kobieta