„Uciekinier” Edgara Wrighta to adaptacja książki Stephena Kinga pod tym samym tytułem. Film przenosi widzów do dystopijnego świata, w którym zatrważające podziały klasowe, wszechobecna niesprawiedliwość i przemocowa władza to codzienność mieszkańców. Główny bohater Ben Richards (Glen Powell) zostaje zwolniony z pracy, kiedy sprzeciwia się panującym w zakładzie nieludzkim warunkom. Chociaż nie zrobił nic złego, brak wymaganego posłuszeństwa wobec firmy sprawia, że pozostaje bez środków do życia. Jedynym żywicielem rodziny jest od teraz jego żona, jednak jej pensji nie starcza na horrendalnie drogie leki dla ich chorego dziecka.
„Uciekinier” [RECENZJA]
Ben pod presją decyduje się na ostateczność. Przybywa do gmachu telewizji FreeVee, która przydziela śmiałków do teleturniejów o różnych stopniach śmiertelności i chce zagrać. Bohaterowi trafia się najtrudniejsza, lecz najbardziej dochodowa rozgrywka. Richards zostaje Uciekinierem. Ma przetrwać w trybie ucieczki 30 dni, wtedy otrzyma miliard dolarów, jednak w trakcie odliczania tego czasu nie będzie mógł zaufać nikomu. Gracza ścigają bowiem nie tylko wyszkoleni Łowcy, ale także publiczność, której również zaoferowano nagrodę za głowę Bena. Jak bywa w takich historiach, szybko okazuje się, że telewizja nie gra z uczestnikami fair, a przebieg rozgrywki jest z góry ukartowany.
Film już od pierwszego kadru jasno wyraża krytykę wobec korporacyjnej kontroli, a surowy świat, który pojawia się na ekranie, przywołuje na myśl „RoboCopa” Paula Verhoevena. Wright pokazuje widzom ogrom skali tamtejszego rozwarstwienia społecznego i unaocznia konsekwencje rządów elit. Tu biedni żyją tylko dla korzyści bogatych i dawno przestali być postrzegani przez system jako ludzie. Kolorowa sceneria teleturniejów, w których toczy się walka na śmierć i życie oraz beztroska ich gospodarzy tworzą kontrast z biednymi dzielnicami i doskonale podkreślają absurd mechanizmów przedstawionego świata. To też pierwszy moment w filmie, w którym widać jego komediowy potencjał.
Nowy „Uciekinier” jest lepszy od tego z Arnoldem Schwarzeneggerem
„Uciekinier” Wrighta jest raczej wierny materiałowi źródłowemu. W przeciwieństwie do osadzonego w urokliwej ejtisowej estetyce filmu Paula Michaela Glasera ze Schwarzeneggerem. Jednak decyzje scenariuszowe, które reżyser podjął na spółkę z Michaelem Bacallem, nie zawsze są trafione. Wątek podziemnego działacza Eltona (Michael Cera) i jego mamy zrealizowano świetnie. Nadano mu absurdalny, komediowy ton, który opatrzony scenami rodem z „Kevina samego w domu”, poniósł się na ekranie z zaskakującą lekkością. W książce wypada on znacznie słabiej. Ten sam zabieg okazał się zupełnie chybiony w przypadku braci, którzy pomogli Benowi w ucieczce. Tutaj emocjonalny zgrzyt między działalnością jednego z chłopaków, a jego sytuacją rodzinną okazał się zbyt duży.
Nowy „Uciekinier” przez większość czasu trzyma tempo, gra tipami dobrze znanymi z klasyków kina akcji, jednak znane zagrywki i tak trzymają w napięciu. Potraktowanemu niesprawiedliwie bohaterowi targanemu przez moralne rozterki łatwo się kibicuje. Wściekłość i desperację Bena da się wyczuć w każdym jego geście i ruchu, a autentyczność tych emocji, które doskonale odgrywa Powell, to jeden z najmocniejszych elementów produkcji.
Zobacz wideo „Uciekinier” [ZWIASTUN]
Film oglądałoby się wręcz na jednym wdechu, gdyby był nieco krótszy, mniej powtarzalny w drugiej połowie i nieprzestrzelony w końcówce. Zmiana puenty w ekranizacji „Wielkiego marszu” Kinga, który również miał premierę w tym roku, była bardzo kontrowersyjna, jednak wnosiła do fabuły wartość i pasowała do zmian wprowadzonych do całej historii. Tutaj zabieg wydaje się jedynie okrutnie leniwą furtką do ewentualnej kontynuacji filmu, który przy okazji generuje spore dziury w fabule.

'Uciekinier’ – kadr z filmuFot. Materiały promocyjne Kino Świat
„Uciekinier” sprawdza się jako akcyjniak i rozrywkowy blockbuster, ale w historii Kinga drzemie dużo uniwersalnego potencjału, który można było na ekranie znacznie odważniej eksplorować. O rozwinięcie aż się prosi choćby wątek Łowców, którzy u Wrighta są traktowani zdecydowanie za bardzo pretekstowo i wręcz mechanicznie. Film nie wyjaśnia też zasad funkcjonowania dystopii, do której nas zabiera. W książce łatwiej od takich wątków odwracać uwagę, widza jednak trudniej odciągnąć od kolejnych pojawiających się w głowie pytań, które pozostają bez odpowiedzi.
Najnowszy film Wrighta to też w dużej mierze spektakl jednego aktora. Colman Domingo błyszczał w roli showmana Bobby’ego Thompsona, Michael Cera bawił okrutnie, ale Josh Brolin i Lee Pace nagrali się tyle, co nic. Szkoda. Niemniej „Uciekinier” po raz kolejny potwierdza to, co przeszło mi przez myśl po wyjściu z kina po seansie „Hit Mana” w 2023 roku. Glen Powell to najbardziej charyzmatyczny aktor swojego pokolenia, skrojony wręcz pod kino czysto rozrywkowe. Aktorowi brakuje subtelności i wszechstronności, by celować w role Leonarda DiCaprio, jednak zdaje się idealnym następcą Toma Cruise’a, a może nawet Brada Pitta?

'Uciekinier’ – kadr z filmuFot. Materiały promocyjne Kino Świat
Edgar Wright dał nam film, który wpisuje się w nurt tegorocznych premier. Mamy tu wszechobecne dziś w kinie pesymistyczne spojrzenie na współczesną Amerykę i krytykę faworyzowania ekstremum w mediach, która wybrzmiewa w „Wypadku fortepianowym” Quentina Dupieux. W „Uciekinierze” kryje się też duch rewolucji, którego można było poczuć szczególnie w trakcie seansu nowego filmu Paula Thomasa Andersona „Jedna bitwa po drugiej”. I nie szkodzi, że tym razem przesłania go blockbusterowa, popowa kreacja. Ważne, że działa.
Nowy „Uciekinier” podobał mi się bardziej niż wersja z 1987 roku. Wówczas scenariusz filmu dostosowano do wizerunku Arnolda Schwarzeneggera, a nie historii Bena Richardsa, co spłyciło myśl książki Kinga. Nowa wersja, choć nadal bardzo rozrywkowa, dorzuca fabule więcej głębi. Film Edgara Wrighta nie jest niczym ponad dobre kino rozrywkowe, jednak na jego wady łatwo przymknąć oko, bo naprawdę przyjemnie się go ogląda. A Glen Powell sprostał wyzwaniu i godnie zastąpił legendę kina akcji, o co wielu sceptyków bardzo się obawiało.