• Są wnioski o areszt dla dwóch podejrzanych o akty dywersji na kolei; 
  • Jak mówił w TOK FM min. Tomasz Siemoniak, pytany o to, ile osób do tej pory zatrzymano, powiedział: „Nie podajemy liczb”. „Mówimy o kilku osobach, które są zatrzymane. Jest to obiekt ogromnej pracy służb, które muszą ustalić wszystkie powiązania, zbadać wszystkie materiały i zabezpieczyć dowody. To się dzieje rekordowo szybko” – dodał koordynator ds. służb specjalnych;
  • Zastrzegł, że efektem już teraz jest zacieśnienie współpracy z Ukrainą. „Premier polecił wczoraj, żeby nasze służby natychmiast kontaktowały ze służbami ukraińskimi. Mamy bliską współpracę z nimi, co pokazały też działania ostatnich dni, ale mechanizm na pewno musi być perfekcyjny” – podkreślił Siemoniak. 

Prokuratorzy złożyli dwa wnioski do Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów o zastosowanie tymczasowego aresztowania sprawców uszkodzenia torów i trakcji kolejowej – powiedział w środę wieczorem w TVN24 prokurator krajowy Dariusz Korneluk. Chodzi o dwóch Ukraińców podejrzanych o akty dywersji na kolei. Wyjaśnił, że to pierwszy krok zgodnie z procedurą karną do wydania listu gończego, a dalej międzynarodowego listu gończego i być może czerwonej noty Interpolu.

Wcześniej rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak poinformował o postawieniu zarzutów dwóm Ukraińcom podejrzanym o akty dywersji na kolei. Dotyczą one aktów dywersji o charakterze terrorystycznym na rzecz Rosji. Zatrzymano też inne osoby w tej sprawie, ale nie postawiono im zarzutów.

Przypomnijmy, na trasie Warszawa – Dorohusk doszło w ostatni weekend do aktów dywersji. W miejscowości Mika eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy. W innym miejscu niedaleko stacji kolejowej Gołąb w niedzielę pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej. 

Karolina Lewicka w „Poranku TOK FM” pytała min. Tomasza Siemoniaka o to, ile osób do tej pory zatrzymano. – Nie podajemy liczb, mówimy o kilku osobach, które są zatrzymane. Jest to obiekt ogromnej pracy służb, które muszą ustalić wszystkie powiązania, zbadać wszystkie materiały i zabezpieczyć dowody. To się dzieje rekordowo szybko – mówił koordynator ds. służb specjalnych.

Dopytywany, jakiej narodowości są zatrzymani, odpowiedział krótko: „O tym też nie mówimy”. – Dwaj główni podejrzani to obywatele Ukrainy, to premier przekazał we wtorek w Sejmie – dodał gość TOK FM. 

Min Siemoniak zastrzegł, że „co do pozostałych rzeczy, jak tylko prokuratura będzie się zgadzała, będziemy przekazywali dalsze informacje”.  – Zdajemy sobie sprawę z tego, że zainteresowanie jest ogromne, podobnie jak poczucie zagrożenia. (…) Chcemy też informować opinię publiczną, ale nie możemy zrobić tego w taki sposób, żeby kogoś spłoszyć czy utrudnić śledztwo – podkreślił. 

„Mechanizm musi być perfekcyjny”

– A nie mają państwo pretensji do Kijowa? Jeden z dywersantów, wcześniej skazany za akty dywersji, nie był – jak mówił Marcin Kierwiński, szef MSWiA – odznaczony z międzynarodowych rejestrach, co pozwoliłoby go zatrzymać na granicy – dopytywała Karolina Lewicka.


Premier o tym rozmawiał z prezydentem Zełenskim i strona ukraińska zobowiązała się do przekazywania nam takich informacji. Wcześniej nie było jej w żadnym systemie poszukiwań międzynarodowych, więc nasze służby nie były w stanie tego  wiedzieć – odpowiedział Tomasz Siemoniak. 

I tłumaczył, że prezydent Ukrainy zdaje sobie sprawę, iż do większości aktów dywersji w Polsce – nie był to pierwszy raz –  wykorzystywani są przez służby rosyjskie obywatele Ukrainy. Tym bardziej, jak podkreślił, że realizują wtedy dwa cele: jeden to dywersja, a drugi – informacja, że robią to Ukraińcy, która ma określony oddźwięk. – Dlatego premier polecił wczoraj, żeby nasze służby natychmiast kontaktowały ze służbami ukraińskimi, żeby ten mechanizm stworzyć. Mamy bliską współpracę z nimi, co pokazały też działania ostatnich dni, ale mechanizm na pewno musi być perfekcyjny – podkreślił. 

Gość TOK FM dodał, że polskie służby współpracują także z Amerykanami i informują sojuszników. – Kwestia dywersji na zlecenie rosyjskich służb to blisko dwa lata. To przy tym różne przypadki. Podpalenia, wybuchające paczki, pobicia to codzienność służb i też współpracy m.in. z Amerykanami. Ale rzeczy, które czytam w mediach są tak naprawdę bezpodstawnymi spekulacjami – zastrzegł. 

„Nie Siemoniak z Sikorskim stał na nasypie „

Zdaniem szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcina Przydacza to, że dywersantom udało się uciec z kraju, jest odpowiedzialnością premiera Donalda Tuska, Sikorskiego i ministra koordynatora służb specjalnych Tomasza Siemoniaka. – Dzisiaj próbuje się odwracać uwagę od tej dyskusji, od nieudolności tego rządu, rozniecaniem kłótni i wpisywaniem się tak naprawdę w scenariusz pisany w Moskwie. Bo tak, Moskwa chce, abyśmy się wewnętrznie kłócili, abyśmy się wewnętrznie obrzucali inwektywami – mówił w środę były poseł Prawa i Sprawiedliwości. 

– Mamy niestety takich urzędników prezydenta, którzy wciąż są w rolach aktywnych polityków, tak jakby byli posłami, a ich jedyną misją było uderzanie rząd. Bo to nie tylko pan Przydacz, ale też np. pan Bogucki. Oni właściwie ścigają się w tego rodzaju ocenach, kompletnie oderwanych od rzeczywistości – komentował Tomasz Siemoniak.

Minister przyznał, że jego marzeniem jest, by w takich sprawach działać merytorycznie. – Mogę powiedzieć tak: prezydent Nawrocki otrzymuje pełne materiały służb. Mamy do czynienia z ogromnym profesjonalizmem ABW policji prokuratury i apeluję do wszystkich polityków: „Szanujcie to. Jeśli już to atakujcie nas, polityków, proszę bardzo, to jest wpisane niestety w polską debatę publiczną” – stwierdził.

– Przydacz zaatakował polityków – zwróciła uwagę Karolina Lewicka.

– Ale za służby, to przewrotne. Przecież nie Siemoniak z Sikorskim stał na nasypie czy w lesie, czy goni przestępców tylko robią to służby – podsumował koordynator służb specjalnych.

Źródło: TOK FM, PAP