Koniec wielkiego wyczekiwania. Już za kilkanaście godzin stanie się jasne, kto utrzymał formę z Letniego Grand Prix, a także kto na kluczowym etapie przygotowań jeszcze ją poprawił albo stracił. Poniżej przedstawiamy zawodników, którzy naszym zdaniem mają największe szansę w wyścigu o Kryształową Kulę.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

5.Philipp Raimund

Nie można lekceważyć zwycięzcy Letniego Grand Prix, tym bardziej, że na triumf w klasyfikacji generalnej zapracował sobie w dużej mierze jesiennymi konkursami. Niemcy piszą o nim „stara-nowa nadzieja”, bo 25-latek już wcześniej pokazywał, że drzemie w nim spory potencjał, choć chyba wciąż nie do końca uwolniony. W rozmowie z rodzimymi mediami wprost mówi, że dużo zyskał na zmianach sprzętowych, ale oczywiście to nie jedyny aspekt, który przyczynił się do wzrostu jego formy.

4.Daniel Tschofenig

Wygląda na to, że triumfator zeszłorocznej edycji Pucharu Świata wciąż jest w wielkiej formie. I to pomimo problemów zdrowotnych, które aż dwukrotnie wykluczały go z letnich przygotowań. W zeszłym roku byliśmy jednak świadkami podobnej historii. Młody Austriak narzekał w mediach na liczbę skoków, które mu wówczas przepadły, a kilka tygodni później stawał na podium Pucharu Świata.

Przeciwko niemu przemawiają jednak statystyki. Po raz ostatni dwa razy z rzędu po Kryształową Kulę sięgał Janne Ahonen. Ponad 20 lat temu.

3.Domen Prevc

— W życiu idę na całość zbyt często, ale taki już jestem — mówi o sobie Domen Prevc. Zawodnik totalnie nieszablonowy, czasem wręcz szalony, autor najbardziej spektakularnych skoków minionego sezonu.

Do Pucharu Świata wszedł z buta jako 16-latek, ale później notorycznie czegoś brakowało, by utrzymać się na najwyższym poziomie. Miewał błyski, które przypominały o jego talencie, ale nigdy dłuższe niż kilka weekendów. Aż wreszcie nadeszła końcówka minionej zimy.

Podczas finałowych zawodów w Planicy, do których przystępował jako świeżo upieczony mistrz świata, nie schodził z podium. Wielką formę potwierdzał jeszcze podczas kwietniowych zawodów Red Bull Skoki w Punkt. Spodobało mu się to. W rozmowie ze słoweńskimi podkreśla, że dawno tak sumiennie nie przepracował lata, czego efekty przecież już widzieliśmy. On sam czuje się pewnie i zapowiada na tę zimę wielkie cele.

2.Ryoyu Kobayashi

W swoim prime time absolutny geniusz, a do tego tytan stabilności. Gdy osiąga najlepszą formę, jest niemal nie do pokonania. W chwili drobnej słabości, gdy cofa się o stopień niżej i wraca do ligi, w której zostawił swoich rywali, wciąż nie spada poniżej pewnego, oczywiście wysokiego, poziomu.

Czy znów będziemy świadkami takiego scenariusza?

Kiedy po raz pierwszy i do tej jesieni ostatni w karierze Ryoyu Kobayashi wygrał finałowe zawody Letniego Grand Prix w Klingenthal (2021 r.), nieco ponad pięć miesięcy później odbierał w Planicy Kryształową Kulę. W tym roku znów to zrobił. Co więcej, prezentował się dobrze przez cały ostatni weekend, a nawet i jeszcze wcześniej podczas próby przedolimpijskiej w Predazzo.

Do Japończyka to raczej niepodobne, latem nie miewał w zwyczaju błyszczeć. Jeśli zresztą w ogóle pojawiał się na skoczni. Swego czasu sam podkreślał, że w tym okresie oddaje około dwa razy mniej prób niż pozostali zawodnicy z czołówki. Ot, cały Ryoyu.

Wygląda na to, że sezon olimpijski zmotywował skoczka, by potraktować go nieco poważniej i znów daje nam poważne znaki, które pozwalają zakładać, że kolejna olimpijska zima będzie należeć do niego. Podziwiając go latem, chyba wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie, co w takim razie zobaczymy zimą. Wygląda jednak na to, że w tym roku ma poważnego konkurenta.

1.Jan Hoerl

Jako nastolatek nie wyróżniał się wielkim talentem, ale gdy już pojawił się w Pucharze Świata, zagościł w nim na dobre. Z roku na rok rósł aż wreszcie w ubiegłym sezonie znalazł się o krok od szczytu. Po bardzo wyrównanej zimie z dwoma zwycięstwami, dwoma trzecimi miejscami i aż dziesięcioma drugimi, musiało skończyć się drugim miejscem w klasyfikacji generalnej PŚ. By wygrać, zabrakło spektakularnych błysków i dobrych not za styl.

W końcówce lata prezentował się znakomicie, zarówno w LGP, jak i na krajowym podwórku. Walcząc o tytuł na dużej skoczni w Bischofshofen, skakał łącznie z rozbiegów o dziewięć stopni niższych od rywali, a jak wiadomo – gdzie, jak gdzie, ale w Austrii konkurencja nigdy nie śpi. Niewątpliwie jest w gazie. Jeśli dołoży do tego udane lądowania, nad którymi podobno sumiennie pracował przez całe lato, zimą będzie go stać na wielkie rzeczy. O tym, że zrobił kolejny krok naprzód, zapewnia jego trener Andreas Widhoelzl.

Start oficjalnych treningów zaplanowano na godz. 13:30. O 16:00 rozpocznie się konkurs drużyn mieszanych.