Przed sezonem 2025/2026 w skokach narciarskich wprowadzono kilka zmian regulaminowych. Część z nich obowiązywała już podczas Letniego Grand Prix, inne pojawią się podczas pierwszych zawodów zimowych w Lillehammer. Jedną z największych nowości są kartki – żółta i czerwona. Pierwsza z nich będzie przyznawana za dyskwalifikację. Druga żółta poskutkuje czerwoną kartką.
Żółta i czerwona kartka – o co w tym chodzi?
To z kolei spowoduje, że zawodnik nie będzie mógł oczywiście wystąpić w zawodach, w których otrzymał dyskwalifikację oraz w dwóch kolejnych konkursach. Co ważne, nikt inny nie będzie mógł go zastąpić. To oznacza, że jeśli któryś z Polaków zostanie zawieszony, nasza reprezentacja będzie mogła wystawić pięciu, a nie sześciu skoczków. Kartki zostaną wyświetlone obok danego zawodnika na liście startowej i wyników. W ten sposób będą o niej wiedzieć wszyscy, w tym kibice. Kartki będą przyznawane za niemal każde przewinienie, choć mogą być pewne wyjątki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wyjątkowy trening Polaka. Spotkał się z legendą sportu
– Jeżeli komuś się coś zadzieje z zamkiem i nie będzie go w stanie zapiąć, a mimo tego skoczy, to zgodnie z przepisami zostanie zdyskwalifikowany. Aczkolwiek jest to działanie niecelowe, w związku z tym za to kartki nie otrzyma. Wszystkie inne przewinienia dotyczące sprzętu będą karane żółtą kartką – zdradza w rozmowie z WP SportoweFakty Agnieszka Baczkowska, kontrolerka sprzętu.
Jednocześnie uspokaja, że skoczkowie z żółtymi kartkami nie będą traktowani w późniejszej fazie sezonu pobłażliwie. – Do tej pory było tak, że jak ktoś został zdyskwalifikowany, to prawie zawsze z urzędu w trakcie następnego konkursu szedł do kontroli, żeby sprawdzić, czy poprawił to, co było złe – objaśnia nasza rozmówczyni.
Dzióbki byłą, są i będą
Wiele kontrowersji w ubiegłym sezonie wywołały tak zwane dzióbki. Były one zazwyczaj widoczne, gdy któryś z zawodników siadał na belce startowej. Baczkowska wyjaśnia, że wynikają one z kroju i nie da się ich całkowicie pozbyć, ponieważ kombinezon jest skonstruowany w ten, a nie w inny sposób. Dla przykładu to samo może się dziać w zwykłych spodniach, chociażby w dżinsach. Kontrolerka sprzętu przypomina, że kombinezon ma sześć milimetrów grubości i jest pianką, która nie zgina się do środka, lecz na zewnątrz.
– Dzióbek nie zawsze oznacza, że kombinezon jest nieprawidłowy. To wynika z kilku faktów – z wysokości czy długości krocza. Jesienią skorygowaliśmy przepisy dotyczące kobiet. Mogą one mieć krocze w kombinezonie dwa centymetry niższe niż krocze na ciele i od razu zauważyliśmy dzióbki, ponieważ ten materiał się tak układa, gdy ktoś siada na belce – opisuje.
Cześć kibiców nie umiała także do końca zrozumieć, dlaczego skoczkowie potrafią ubrać się w nieprzepisowy kombinezon, skoro każdy z nich jeszcze przed dopuszczeniem go do używania w oficjalnych seriach musi przejść pierwszą kontrolę. Wówczas sprawdza się kilka elementów, w tym krój, na który ekipy mają świadomy wpływ w momencie konstruowania stroju. Drugą częścią ich kontroli jest moment, w którym zawodnik ubiera go i w nim staje. Trzeba jednak pamiętać, że chodzi główne o obwody, które się zmieniają. Sprawdzenie kombinezonu w czwartek nie oznacza, że będzie on już pasował w piątek podczas zawodów.
„Zawsze jesteśmy dwa kroki za teamami”
Mimo wszystko FIS nie rozkłada całkowicie rąk. Przepisy w ostatnich miesiącach zostały zaostrzane. Dla przykładu zmiany dotknęły końcówki rękawów, które zawsze muszą być pod kątem prostym do osi ręki. Z tym jednakże bywało różnie. Jak przyznaje nasza rozmówczyni, jeśli teamy coś kombinowały, oznacza to, że ma to znaczenie, ponieważ nic nie dzieje się przez przypadek. Teraz istnieje prostszy sposób egzekwowania tego.
Dodatkowo trwają prace nad inną metodą kontroli sprzętu przed sezonem. Głośno było w poprzednim sezonie o czipach, które w teorii miały wyeliminować próby oszustwa przy kombinezonach. Wiemy jednak, że szybko stało się to fikcją, gdy podczas mistrzostw świata okazało się, że Norwegowie manipulowali przy strojach.
– Szczegółów nie mogę udzielić. Aczkolwiek jest jeszcze co poprawić. Mimo wszystko nie jesteśmy w stanie zapewnić, że nikt nie podrobi czipów. W obecnych czasach nie tylko my mamy dostęp do technologii, ale teamy również. Jeśli mi mamy koder czipów, to oni mogą sobie kupić dekoder. Nikt nie jest im w stanie tego zakazać, ponieważ są one ogólnodostępne na świecie. To też zależy od reprezentacji, co będą z tym robić. Nam bardzo by zależało, żeby zmienili podejście i przestali kombinować – mówi Baczkowska.
Nie jest żadną tajemnicą, że FIS w walce z teamami narodowymi zawsze jest kilka kroków do tyłu. Gdy tylko powstanie jakiś przepis, to specjaliści w reprezentacjach już działają, jak go obejść i tak w kółko od wielu lat.
– Tak było do tej pory i nie wiemy, na ile uda nam się to zmienić. Nasze zmiany przepisów zazwyczaj są reakcją na to, co się dzieje. Zawsze jesteśmy dwa kroki za teamami. Nie da się w przepisach zawrzeć wszystkich możliwych odstępstw, które są niedozwolone. Dopóki teamy ich nie wykorzystują, funkcjonują one sobie gdzieś tam w jakieś chmurze. Gdy zaczynają kombinować, idzie z naszej strony reakcja – podsumowuje nasza rozmówczyni.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty