To poczucie determinuje jego podejście do prowadzenia polityki: to inni mają się dostosować. Taki układ raczej nie pasuje Donaldowi Tuskowi, który wraz ze swoją ministeriadą próbuje głowę państwa ustawić w szeregu. Bądź przynajmniej trochę uciszyć.
Przez pierwsze 100 dni swojej prezydentury Karol Nawrocki podpisał 70 ustaw, 13 razy wetował i odbył 11 wizyt zagranicznych.
Siła wizerunku
Dziesięć milionów sześćset sześć tysięcy głosów Karol Nawrocki zdaje się nieść bezpośrednio na swoich barkach. Ma świadomość odpowiedzialności, która na niego spadła. I to widoczne jest w działaniach prezydenta, który jest mistrzem wykorzystywania sytuacji.
Widać to chociażby po apelu Naczelnej Izby Lekarskiej o spotkanie z prezydentem i premierem. Gdy Prezes Rady Ministrów jeszcze zastanawiał się jak sprawę rozegrać, Nawrocki już był w ofensywie. Jeśli uznać, że nie strzelał bramki, to na pewno wykonywał kluczowe podanie do napastnika, a Tusk mógł tylko oglądać jego plecy. W mediach pojawiło się wspólne zdjęcie z prezesem NIL opatrzone dłuższym podpisem, w którym zawarto przekaz: „Prezydent odpowiedział od razu”.
Zobacz wideo Konfederacja łasi się do Karola Nawrockiego
W mediach społecznościowych głowy państwa praktycznie w tym samy czasie pojawiła się informacja o tym, że w pałacu prezydenckim odbędzie się szczyt medyczny, podczas którego będą przeprowadzone prace nad ratunkiem polskiej ochrony zdrowia. Donald Tusk w tym samym momencie zdążył się co najwyżej podrapać po głowie. Nawrocki – bramka – gol.
Choć, aby oddać sprawiedliwość: rząd, jeśli coś obiecałby medykom, musiałby to spełnić. Prezydent może po prostu obiecać. Jego konstytucyjne prerogatywy nie są ukształtowane w taki sposób, aby samodzielnie mógł zreformować ochronę zdrowia. Nawrocki dobrze o tym wie i genialnie z tego korzysta. Wszystko, aby wykazać nieudolność rządu.
Realizacja obietnic Nawrockiego
Realizacja wyborczego „Planu 21” idzie prezydentowi równie topornie, jak 100 konkretów Koalicji Obywatelskiej. Obniżenie VAT-u do 22 proc., prostsze podatki dla firm czy program inwestycji w każdej gminie (i kilka innych), mają status „in progress”. Zresztą mała strata, bo bez poparcia rządu i tak te obietnice będą niemożliwe do zrealizowania. Różnica jest jednak taka, że Nawrocki ze swojego „planu” będzie spowiadał się wyborcom za niecałe pięć lat. Zaś koalicja 15 października brawurowo ośmieszyła się w sto dni. Z poczynań prezydenta trudno będzie zrobić mema, tak jak nastąpiło to w przypadku rządu Tuska. A memy to dziś władza. One kształtują opinię publiczną.
Do tej pory prezydent wniósł jedenaście inicjatyw ustawodawczych. Między innymi projekty „Tani prąd – 33 proc.”, „PIT zero. Rodzina na plus”, „Tak dla CPK” oraz „Ochrona polskiej wsi”. Tę ostatnią podpisał podczas wizyty w Krąpieli, gdzie powiedział: „nie tylko wieś jest za Karolem, ale Karol jest też za rolnikami i polską wsią”. Nawrocki uwodzi wielu. To, że składa obietnice niemożliwe do realizacji bez większości w parlamencie, wydaje im się nie przeszkadzać. Także dorośli oglądają bajki.
Prezydent wniósł do polskiej polityki nie tylko powiew świeżości, ale i męstwa. Sprawczej stanowczości. Tę próbuje realizować m.in. poprzez różnego rodzaju konstytucyjne mechanizmy wpływu w ramach tzw. dualnej egzekutywy. Jednym z tego typu działań było zwołanie rady gabinetowej. Jest to rada ministrów obradująca pod przewodnictwem prezydenta. Przy czym takiej radzie nie przysługują kompetencje rządu. W literaturze nazywana jest ona organem doradczo-konsultacyjnym, gdyż nie może podejmować prawnie wiążących rozstrzygnięć. Premier Tusk podczas pierwszego i zarazem ostatniego (do tej pory) posiedzenia rady gabinetowej powiedział głowie państwa wprost: „to nie jest substytut rządu, to nie jest klub dyskusyjny”. Miał rację.
Nowa konstytucja i zabawa z nominacjami
Karol Nawrocki to ten typ prezydenta, który zanim jeszcze obejrzał wszystkie żyrandole w Belwederze, to już ogłosił, że ma za mało kompetencji. Przecież ma najmocniejszy mandat demokratyczny w państwie. Zatem chciałby zmienić konstytucję. Odświeżonej wersji najwyższego aktu prawnego mamy doczekać się do 2030 roku, a w niej m.in. przynajmniej system półprezydencki. Do zmiany konstytucji potrzebna jest większość 2/3 posłów i większość bezwzględna w Senacie. Obawiam się, że sprawa zakończy się w stylu filmu „Titanic”. Raczej bez happy endu, ale orkiestra (w postaci rady specjalistów) będzie grała do końca.
Dlatego też na ten moment Karol Nawrocki musi uciekać się do innych sposobów sprawowania urzędu, aby realizować swoją politykę. A to znaczy, że konieczne jest kreatywne interpretowanie zarówno przepisów, jak i rzeczywistości. Dla przykładu: rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz zapytany na antenie Radia Zet o to, czy Karol Nawrocki ułaskawi Zbigniewa Ziobrę, stwierdził, że „prezydent może podjąć decyzję w sprawie ułaskawienia, kiedy są postawione zarzuty, toczy się proces. Na każdym etapie procesu pan prezydent może podjąć decyzję o ułaskawieniu”. To jeszcze dalej, aniżeli poszedł Andrzej Duda, bo ten drugi ułaskawił panów Wąsika i Kamińskiego po wydaniu nieprawomocnego wyroku. Jak się później okazało w praktyce – nieskutecznie. Podejście Nawrockiego można porównać do próby ochrzczenia dziecka przed narodzinami.
Echem odbijają się także decyzje personalne prezydenta. Między innymi odmowa wręczenia nominacji sędziowskich czterdziestu sześciu osobom. Nie był w tym prekursorem, bo podobne wybiegi czynili już jego poprzednicy (Lech Kaczyński zrobił to jako pierwszy). I problemem w tej sytuacji nie było to, że odmówił wręczenia nominacji (w wyjątkowym wypadku mógłby to zrobić na podstawie art. 179 Konstytucji RP – w granicach dopuszczonych przez doktrynę i orzecznictwo), ale to, jakie pobudki nim kierowały. A te były czyste, jak u Langera (tak, tego wykreowanego przez RemigIusza Mroza). Innymi słowy: albo jesteś z nami, albo przeciwko nam.
Działanie prezydenta naruszało podział władzy i szczególną separację władzy sądowniczej od pozostałych. Wcześniej złożona prezydencka zapowiedź o tym, że on będzie decydował o tym, kto się do stanu sędziowskiego nadaje, a kto nie – została zrealizowana. – Sędziowie nie są bogami – grzmiał podczas orędzia. – Nie będę awansował ani nominował tych sędziów, którzy godzą w porządek konstytucyjno-prawny – kontynuował.
Problem jest w tym, że prezydent nie jest HR managerem, aby decydować, kto się nadaje, a kto nie do pełnienia urzędu sędziego. Takim działaniem Nawrocki stawia się w roli kogoś, kto chce panować nad władzą sądowniczą. Celem pozostaje zabetonowanie zmian dokonanych przez Zjednoczoną Prawicę. Czym narazili się akurat ci sędziowie? Podpisali się pod listami: jednym do OBWE w sprawie tzw. wyborów korespondencyjnych oraz drugim do rządu – w którym domagali się wykonania wyroków TSUE.
Jednego możemy być pewni – to dopiero początek tego serialu związanego z sądami. Przed nami batalia o Krajową Radę Sądownictwa oraz Trybunał Konstytucyjny. Rykoszetem oberwali także funkcjonariusze wywiadu, którym odmówiono nominacji na pierwszy stopień oficerski. Tu w tle tli się konflikt dotyczący dostępu do służb i ich informacji. Tych ognisk zapalnych będzie coraz więcej. W szczególności przed wyborami parlamentarnymi w 2027 r.
Weto
Zgodnie ze swoimi kompetencjami, prezydent Nawrocki korzysta z weta ustawodawczego. Tutaj także jest aktywny. Zawetował aż 13 ustaw. W tym m.in. nowelizację ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy (w pierwszej wersji), ustawę wiatrakową, czy tzw. lex Kamilek. I to jest chyba najbardziej bolesny dla obecnej większości rządzącej aspekt. Bez podpisu prezydenta ustawa nie wejdzie w życie, co skutecznie może blokować prace parlamentu nad sztandarowymi projektami. W odwodzie mamy chociażby prace nad rozwodami pozasądowymi czy statusem osoby najbliższej, ale także naprawę sytuacji w sądownictwie. Raczej nie należy się spodziewać, że Nawrocki spojrzy na te projekty przez różowe okulary. Albo chociaż takie, które nosi Elton John. Jednocześnie w Sejmie trwają prace nad obcięciem budżetu Kancelarii Prezydenta w ustawie budżetowej na 2026 r. To ustawa, której akurat prezydent nie może zawetować.
W wywiadzie dla „Do rzeczy” Nawrocki stwierdził, że „mamy do czynienia ze środowiskiem politycznym (mowa o obecnie rządzącej koalicji – przyp. K.S.), które nie doceniało wyciągniętej ręki Andrzeja Dudy i nie docenia też w wielu kwestiach mojej (w sensie prezydenta Nawrockiego – przyp. K.S.) wyciągniętej ręki”. Chyba każdy z nas zna ten typ człowieka, któremu jak mu się poda rękę, to ją tak mocno ściśnie, że aż zginasz się w pół. To oczywiście tylko skojarzenie, które w tym miejscu znajduje się zupełnie przypadkowo. Podkreślanie koncyliacyjnego charakteru relacji jest elementem retoryki „to nie my, to oni” nie chcą się dogadać.
Podczas jednej z pierwszych wizyt prezydenta Nawrockiego na terenie kraju – w Kolbuszowej – nagrano panią, która skandowała: „Taka jest Polaków wola, że wybraliśmy Karola. To nie żaden jest incydent, papież Karol i prezydent”. Trzeba przyznać prezydentowi, że jest z ludźmi i dla ludzi. Jak ten biblijny dobry pasterz. Przy czym świetnie to wykorzystuje marketingowo. Jest otwarty, uśmiechnięty, a kiedy trzeba, to stanowczy. Nie ma problemu, aby zdjąć garnitur, wziąć flagę i iść w marszu. A jednocześnie jego „czołem żołnierze i funkcjonariusze” podczas defilady robi furorę w sieci. Mogłoby służyć jako budzik, nawet dla zatwardziałego śpiocha. Nawrocki zachowuje się jak gwiazda rocka. Potrafi porwać tłum, a to maskuje jego poglądy i czyny. Nawet wśród osób, które na niego nie głosowały. Coraz częściej słyszalne są głosy: „to nie jest mój prezydent, ale jest naprawdę w porządku”.
Jedno jest pewne, wprowadza nie tylko polską politykę, ale także polską praktykę ustrojową w zupełnie inny wymiar. Wymiar, którego dotąd nie znaliśmy. Jeszcze nieraz będziemy analizować to, czy prezydent mógł postąpić w określony sposób, czy nie. Będziemy świadkami precedensów. Prawnicy będą przecierać oczy i szukać stanowisk doktryny oraz orzecznictwa. Gdańszczanin natomiast szelmowsko uśmiechnie się i jak gdyby nigdy nic będzie dalej realizował swój plan. I to nie tylko „plan 21”. Ma bowiem świadomość, że niezwykle trudne byłoby pociągnięcie go do odpowiedzialności, a jednocześnie staje przed szansą, która nigdy się nie powtórzy. Prawa strona sceny politycznej ma obecnie na afiszu tylko jeden tytuł: Karol Nawrocki Superstar.