Reforma Państwowej Inspekcji Pracy jest jednym z kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy. Zastąpił on wcześniejszy, opracowany jeszcze przez PiS i mówiący o oskładkowaniu umów zleceń i umów o dzieło. Za realizację nowego kamienia odpowiada Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS).
Kamień milowy oznaczony jako A71G mówi m.in. o wzmocnieniu roli PIP. „Działanie to polega na wejściu w życie ustawy, która uprawnia PIP do wydawania decyzji administracyjnych przekształcających umowy cywilnoprawne w umowy o pracę oraz podjęciu szeregu działań mających na celu zwiększenie potencjału PIP” – brzmi jego treść. Do tego kamień mówi o możliwości wymiany danych między PIP a ZUS czy Krajową Administracją Skarbową, możliwości prowadzenia zdalnych kontroli oraz o co najmniej dwukrotnie wyższej maksymalnej karze, jaką PIP może nałożyć w postępowaniu mandatowym.
Kamień milowy powinien być zrealizowany jeszcze w tym roku, a reforma powinna wejść w życie od stycznia 2026 roku. Na to szanse są już czysto iluzoryczne. Powodem są nasilające się spory wewnątrz rządu odnośnie do finalnego kształtu ustawy, a to powoduje, że dokument wciąż nie może trafić do parlamentu.
Kontrowersje wokół dopłat do żłobków. Ministra wyjaśnia
O różnicy zdań głośno zrobiło się po wywiadzie dla money.pl, w którym minister nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu Maciej Berek wyraził obawy, że władza inspektora nie może być taka, żeby doprowadzić do wywrócenia się firmy. Chodziło o to, jak daleko wstecz mogą sięgać kontrole i jakie obciążenia będą nałożone na firmy.
Na razie bowiem plan resortu pracy zakłada możliwość przekształcania nieprawidłowo zawartych umów cywilnoprawnych czy B2B w etaty na trzy lata wstecz. I to wywołuje jedne z największych kontrowersji w rządzie – włącznie z zarzutami konstytucyjnymi i dotyczących wykraczania poza treść ustalonego z Brukselą kamienia milowego KPO.
RCL punktuje projekt
Rządowe Centrum Legislacji (RCL) w najnowszej opinii do ustawy wytoczyło ciężkie działa przeciwko tym pomysłom. Kwestionuje sedno rozwiązania, które polega na załatwieniu sprawy przez decyzję administracyjną, wydawaną przez inspektora pracy.
To, zdaniem RCL, „może zostać uznane za naruszające konstytucyjne zasady: swobody prowadzenia działalności gospodarczej, wolności wyboru i wykonywania zawodu i wyboru miejsca pracy.”
RCL jest przeciwne zmianom, bo, jak pisze, takie rozwiązanie „wywołuje niemożliwe do przewidzenia i oszacowania skutki, zarówno po stronie podmiotu zatrudniającego, jak i pracobiorcy”. Jak przykład podaje sytuację, w której pracodawca po decyzji inspektora będzie musiał od razu przeszkolić pracownika, skierować go na badania lekarskie i wysłać na zaległy urlop, a może to być urlop z kilku lat, w zależności od tego, jak daleko w tył będzie sięgała decyzja inspektora.
Kolejna wątpliwość dotyczy zakładów pracy chronionej, które muszą spełnić kryteria odpowiedniego udziału w zatrudnieniu osób z niepełnosprawnościami. Jeśli np. część osób pracujących na umowach B2B lub zleceniach z taką firmą wyląduje na etacie, to może się okazać, że nie spełniają one kryteriów. Zastrzeżeń jest więcej, a konkluzja brzmi: „zrezygnować z regulacji nakładającej rygor natychmiastowej wykonalności przez inspektora”.
RCL nie ogranicza się jednak wyłącznie do krytyki, proponuje także rozwiązanie. Inspektor miałby na przykład wyznaczyć stronom termin na uzgodnienie faktu i warunków stosunku pracy. W przeciwnym razie sprawa kierowana byłaby do sądu. To dotyczyłoby przypadków, gdy nie ma zgody stron na etat lub gdy zawarte porozumienie między stronami rażąco narusza interes pracownika. W takim kształcie, co do zasady, nie obejmowałoby to przypadków, kiedy obie strony nie chcą zmieniać warunków współpracy.
Katalog zarzutów RCL pod kątem projektu jest spory. Chodzi także między innymi o brak wprowadzenia do projektu abolicji, o czym dyskutowano na spotkaniu przedstawicieli rządu z przedsiębiorcami. Nie przewidziano także regulacji, które umożliwiłyby ZUS zaliczenie wpłaconych składek na poczet nowego tytułu ubezpieczeniowego. RCL zwraca też uwagę, że obecny rząd znowelizował prawo przedsiębiorców i wprowadził zasadę co najmniej sześciomiesięcznego vacatio legis w odniesieniu do projektów ustaw, które określają zasady podejmowania, wykonywania lub zakończenia działalności gospodarczej, z których wynika zwiększenie obciążeń regulacyjnych dla przedsiębiorców. A procedowany projekt miałby wejść w życie od stycznia.
„Wymysły resortu pracy”
Swoje wątpliwości dorzuca także Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR). To o tyle istotne, że resort ten negocjuje treść kamieni milowych KPO z Komisją Europejską. W swoich uwagach MFiPR domaga się zastąpienia sformułowania zawartego w ocenie skutków regulacji do projektu, mówiącego o tym, że projekt częściowo realizuje kamienie milowe KPO, stwierdzeniem, że „wprowadzenie części rozwiązań przewidzianych w projekcie ustawy stanowi realizację kamieni milowych”.
W tej grze słów zawiera się istotny aspekt związany z rozliczaniem reformy z Brukselą.
Resort pracy po prostu stwierdza, że jego ustawa częściowo wypełnia kamienie milowe, podczas gdy ona wykracza poza to, co treść kamienia na nas nakłada. Kamień nie mówi nic o działaniu decyzji inspektora wstecz czy zwiększaniu etatów w PIP. To wymysły Ministerstwa Pracy – przekonuje rozmówca z MFiPR.
Resort pracy uspokaja
Resort pracy broni projektu. – W polskich przepisach jest cały szereg aktów prawnych mających skutek wsteczny – zwraca uwagę nasz rozmówca z ministerstwa. Nieoficjalnie słyszymy, że na wszystkie uwagi MRPiPS udzieli wyczerpujących odpowiedzi oraz że, wbrew pozorom, różnice zdań w rządzie nie są aż tak głębokie.
W niedawnym wywiadzie dla money.pl szefowa ministerstwa Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówiła, że to kwestia załatwienia kamienia milowego, ale też praw pracowniczych. Dlatego wątpliwe, by Ministerstwo Pracy zgodziło się na odejście od zapisów o natychmiastowej wykonalności decyzji.
Państwo nie może zrzucać ryzyka i kosztów swojej decyzji na pracownika. Jeśli PIP widzi, że zachodzi stosunek pracy, ale pracownikowi odbierane jest prawo do umowy o pracę, PIP powinna móc skutecznie i bez dodatkowej zwłoki zareagować, by natychmiast ukrócić tę sytuację. Bo inaczej koszty zwłoki ponosiłby pracownik, a to sytuacja niedopuszczalna – mówiła Dziemianowicz-Bąk.
Resort wprowadził pewne korekty do pierwotnego projektu, np. zapis o tym, że inspektor czy sąd mógłby zawiesić natychmiastową wykonalność decyzji. W projekcie pojawiło się także ograniczenie, według którego skutki wsteczne decyzji inspektora będą mogły sięgać nie dalej niż do trzech lat wstecz. Inspektor miałby mieć także wybór, czy wejść w ścieżkę decyzji administracyjnej, czy skierować sprawę do sądu.
Wydaje się, że jeśli gdzieś może pojawić się kompromis, to głównie przy tym, jak daleko wstecz mają sięgać skutki decyzji inspektora pracy. Możliwe, że finalnie działałyby od momentu decyzji inspektora.
„Szykuje się jatka”
Projekt ustawy ma być przedmiotem obrad czwartkowego posiedzenia Stałego Komitetu Rady Ministrów. – Szykuje się jatka – przewiduje nasz rozmówca z rządu. – Teoretycznie musi wejść w życie od stycznia, to reforma osadzona w tzw. semestrze europejskim. Jak tego nie zrobimy, Bruksela naliczy nam grube miliardy kar. Nigdy takiej sytuacji przy KPO nie było, ale jeśli tak będzie, to przekaz na zewnątrz będzie fatalny, że resort pracy czy generalnie rząd nie dowiózł ważnego zobowiązania z KPO, na które sam się umówił z Komisją – przestrzega rządowy rozmówca.
– To dobrze szło, dopóki mówiliśmy, że to ma uderzyć w przedsiębiorców na czarno zatrudniających obcokrajowców i psujących tym samym rynek. Ale potem Lewica zaczęła mówić już generalnie o „złym przedsiębiorcy”. W efekcie strona pracodawców zaczęła ostrzej lobbować w Kancelarii Premiera, by tę reformę zatrzymać – stwierdza rządowy rozmówca.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl