Zarówna Dominika Długosz, jak i Andrzej Stankiewicz z Jackiem Gądkiem uważają, że Sikorski miał w tym inny, wyraźny cel.
Radosław Sikorski w zeszłym tygodniu wygłosił wystąpienie, w którym ostro skrytykował Karola Nawrockiego.
Przypomniał wystąpienie prezydenta Nawrockiego w trakcie Święta Niepodległości oraz spalenie unijnej flagi na marszu w Warszawie. — Gdy wypowiada się pan w duchu antyunijnym, to nie reprezentuje pan stanowiska Polski, a jedynie swoje i swojej kancelarii. Nawet nie swoich wyborców, bo przecież nie kandydował pan pod hasłem polexitu — mówił Sikorski.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
— Radosław Sikorski już prowadzi kampanię wyborczą na wypadek, gdyby miał zostać premierem, na przykład po kolejnych wyborach parlamentarnych. A może w kolejnych wyborach prezydenckich będzie rywalem Nawrockiego? W każdym razie jest człowiekiem, który w naturalny sposób ustawia się w kontrze do Nawrockiego. Ale powiem szczerze, że ja takiego ataku na prezydenta ze strony szefa MSZ, abstrahując od treści, nie pamiętam — mówi Andrzej Stankiewicz.
— Radosław Sikorski mówił z wielką emocją. To nie było aktorstwo, tylko on był autentycznie wściekły — podkreśla Jacek Gądek. — Wydaje mi się, że to nie sama wściekłość Sikorskiego, a ta dobra pamięć o przemówieniu Karola Nawrockiego z 11 listopada zaważyła o tym, że Sikorski zdecydował się w tym trybie, w tym trybie po raz pierwszy zabrać głos w Sejmie. Nawrocki dał pretekst, taki asumpt, do ataku. On był bardzo mocny ze strony Sikorskiego — dodaje.
Zaznacza, że też nie pamięta „tak bardzo mocnego, ofensywnego przemówienia Sikorskiego”.