– Testowane były systemy obrony przeciwrakietowej, ich wzajemne powiązania. Widzieliśmy pewną synchronizację, ale udawanie, że to sukces, zestrzelenie 4 dronów z 25 czy 21 i uznanie tego za skuteczne zestrzelenie, brzmi trochę dziwnie – zauważył Podolak.


Jego zdaniem sprawa ta pokazała, że systemy nie działały prawidłowo.


– System pokazał, że Rosja doskonale rozumie, w jakie cele chce uderzyć. Chodzi o ataki rakietowe i dronów na głębokość 2-2,5 tys. km w głąb terytorium Europy. Czy będą gotowi na synchroniczne odparcie ataku 400 dronów i 50 lub 100 pocisków z głowicami bojowymi? Widzieliśmy, że systemy nie działają prawidłowo – powiedział.


Podolak zauważył, że o ile na Ukrainę w trakcie jednego nalotu trafia 400 dronów bojowych, to w Polsce były to imitacje dronów i to w znacznie mniejszej liczbie. Dodał, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział, iż kraj jest gotowy udzielić pomocy doradczej i analitycznej oraz pokazać, jak odpierać takie ataki.


– Okazało się, że kraje NATO nie do końca rozumieją, na czym polega współczesna wojna rakietowa i dronów – powiedział Podolak.

Znaleziono szczątki kolejnego drona


Rosyjskiego drona znaleziono w środę w miejscowości Stanisławka w powiecie zamojskim na Lubelszczyźnie. – Tuż przed godziną 11:00 otrzymaliśmy zgłoszenie, że w kompleksie leśnym we wsi Stanisławka w gminie Sitno zauważony został obiekt przypominający dron. Skierowaliśmy tam patrol, który to potwierdził. Zabezpieczyliśmy teren, powiadomiliśmy służby i Prokuraturę Okręgową w Lublinie, która w tej sprawie wykonuje czynności. Nikt nie ucierpiał – poinformowała w rozmowie z Polsat News podkomisarz Dorota Krukowska-Bubiło, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Zamościu.


Czytaj też:
„Mam dosyć tych mądrali”. Tusk nie gryzł się w językCzytaj też:
Dron nad Belwederem. Ukrainiec usłyszał zarzut