Ponad cztery miesiące czekał Rifet Kapić na kolejnego gola w barwach Lechii Gdańsk. Trafił w 1. kolejce w Zabrzu, trafił też w sobotnim meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza.
I zaprezentował charakterystyczną cieszynkę, wsadzając piłkę pod koszulkę.
– Bardzo potrzebowałem tego gola. Dziecko [o imieniu Ima – red.] rodzi mi się za 10 dni, żona długo czekała, ale w końcu się udało – powiedział Kapić w strefie mieszanej.
Każdy o tym wiedział, Kapić też był mocno „napalony”, by zdobyć bramkę i zadedykować ją dziecku. Okazja była w Szczecinie, ale tam nie wykorzystał rzutu karnego.
W końcu jednak się udało. – Już na rozgrzewce czułem, że to może być mój dzień. Cała drużyna zagrała bardzo dobrze, mogliśmy strzelić nawet więcej goli – przyznał Kapić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Huknął nie do obrony. Asysta piętą skradła show
I nie było to dołożenie nogi do pustej bramki, a świetny strzał zza pola karnego.
Kibice (słusznie) pytają, dlaczego Kapić tak rzadko decyduje się na uderzenia z dystansu. Więc przekazaliśmy mu to pytanie.
– Powiem tak: jakiś czas temu zmieniliśmy strukturę. Występowałem jako „szóstka” obok Iwana [Żelizki] i razem organizowaliśmy grę., teraz trener pozwala mi grać trochę bardziej do przodu. Jestem bliżej bramki, mam więcej sił. Trener dał mi trochę więcej wolności na boisku – mówi Kapić.
Lechia wygrała z Termalicą 5:1, a mogła jeszcze wyżej. – Byliśmy bardzo mocni, dobrze przygotowaliśmy się pod ich styl gry – zaznaczył kapitan Lechii.
Gdańszczanie pierwszy raz od dłuższego czasu wygrali mecz i nie musieli drżeć o wynik do ostatnich sekund.
– Zespół urósł. Już z Widzewem zagraliśmy cały mecz bardzo dobrze. Nie było tak, jak choćby w poprzednim sezonie, gdzie graliśmy 15 minut dobrze, a później 30 minut źle. Szkoda straconego gola tydzień temu z Legią, ale dziś to do nas wróciło – powiedział Kapić.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty