Zanim Iwo Baraniewski zaczął robić furorę w MMA, z sukcesami trenował judo. Medal młodzieżowych mistrzostw świata, złoto na zawodach w Polsce i marzenia o igrzyskach olimpijskich. Młody zawodnik podjął jednak decyzję, która nie spodobała się jego trenerom.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

— Chciałem walczyć o igrzyska olimpijskie, wszystko temu podporządkowywałem. Trochę zabrakło mi czasu i oczywiście też te zasady, które zostały okrojone, zniechęcały mnie do dalszego trenowania. Nie wiem, czy bym się tam dostał, ale miałem potencjał, by zawalczyć o igrzyska — opowiada nam. A treningi innych płaszczyzn sztuk walki rozpoczął po kryjomu.

— Trenerzy sugerowali mi, że to nie jest najlepszy pomysł. Chyba nie lubili tego MMA, nie uważali tego za sport olimpijski. Dlatego zniechęcali mnie i mocno nakłaniali do tego, żebym został przy judo. A ja miałem jakieś zobowiązania i nie mogłem oficjalnie pójść trenować innego sportu. Robiłem to po kryjomu — mówi wprost.

Dwa lata i spełnienie marzeń. Polak potrzebował 20 sekund

Iwo Baraniewski starty w MMA rozpoczął pięć lat temu, ale jego zawodowa kariera trwa ledwie nieco ponad dwa lata. A już w sobotę zawalczy na numerowanej gali UFC w Las Vegas, na której zobaczymy choćby Jana Błachowicza czy Meraba Dwaliszwiliego, jego idoli.

— To wszystko trwa w sumie pięć lat i idzie ekspresowo. A walka na takiej gali? Mega wyróżnienie, jeszcze to ostatnia numerowana gala w tym roku. Naprawdę się jaram — nie ukrywał ekscytacji.

A samo Las Vegas jest dla Polaka naprawdę szczęśliwe. W końcu to tam wywalczył kontrakt w UFC, gdy w 20 sekund rozprawił się z Mahamedem Alym. To rywal był sporym faworytem tego starcia, ale Baraniewski… dowiedział się o tym już po fakcie.

Polak trafił do Las Vegas i się zdziwił. „Najmniej ze wszystkich miast”

Gdy Iwo Baraniewski po raz pierwszy przyleciał do Las Vegas, mocno się zdziwił. Na początku było to miasto, które najmniej przypadło mu do gustu z wszystkich jego podróży. Po czasie nieco zmienił jednak zdanie.

— Jak już zacząłem przyjeżdżać na zdjęcia, później na walkę w Dana White Contender Series, to coraz bardziej mi się to zaczynało podobać. Do tego to jeszcze szczęśliwe miejsce, wiec bardzo je lubię — nie ukrywa. I dodaje, co spodobało mu się najbardziej.

— Fajny klimacik ma ta główna ulica z kasynami, hotelami. Najbardziej podoba mi się jednak to, gdy odjedzie się parę godzin od Las Vegas. Tam są kaniony, piękna natura. To naprawdę podoba mi się w Stanach Zjednoczonych — opowiada nam kilka dni przed swoim debiutem w UFC.

Ten rywal był przeznaczony Polakowi. „Muszę być uważny”

Rywalem Polaka w debiucie w UFC będzie Ibo Aslan. Iwo Baraniewski nie ukrywa, że o nim sporo już wiedział. A wszystko wzięło się z przypadku.

— Kilka miesięcy temu odpaliłem UFC, gdy było we wczesnych godzinach. Akurat była jego walka. To moja waga, więc uznałem, że się przyjrzę. Złożyło się tak, że na koniec roku to mój rywal. Jest niebezpiecznym strikerem, mocno bijącym. Muszę być uważny, trzymać wysoko ręce, ale mamy parę rozwiązań na niego. Jestem spokojny i gotowy — przyznaje.

A jak Iwo Baraniewski ocenia całą otoczkę związaną z UFC? Ta naprawdę robi na nim wrażenie.

— Zaczęliśmy już fight week, więc codziennie mamy obowiązki medialne, zdjęcia, nagrania, wywiady. Codziennie jest coś do zrobienia, ale bardzo mi się to podoba. To moja pierwsza styczność z czymś takim i dodatkowo mnie to motywuje. Kiedyś oglądałem to u innych chłopaków i mówiłem sobie, że fajnie byłoby też robić coś takiego. No i bam! Wczoraj wszystko się zaczęło więc dla mnie do dodatkowy zastrzyk motywacji przed walką — opowiada nam Baraniewski.

Początek gali UFC 323, na której zawalczą Iwo Baraniewski i Jan Błachowicz, o północy z soboty na niedzielę polskiego czasu.