Starcia na granicy między oboma krajami wybuchły półtora miesiąca po zawarciu porozumienia o zawieszeniu broni, wynegocjowanego przez prezydenta USA Donalda Trumpa. Podpisanie dokumentu nastąpiło 26 października i miało uregulować stosunki między Tajlandią a Kambodżą po pięciu dniach walk w lipcu, w wyniku których zginęły co najmniej 43 osoby, a około 300 tys. zostało zmuszonych do ewakuacji.
— Trumpowi wydawało się, że „zrobił pokój”, a dziś rzeczywistość brutalnie to weryfikuje. A za wszystkim stoją, jak to się coraz częściej zdarza, tajemniczy panowie z Chin — mówi dr Witold Sokała, ekspert od stosunków międzynarodowych, publicysta „Dziennika Gazety Prawnej”. Tak komentuje coraz większe napięcia na granicy Tajlandii i Kambodży.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Jakie kraje są zaangażowane w konflikt graniczny?
Ile osób zginęło w ostatnich starciach?
Kto był mediatorem w porozumieniu o zawieszeniu broni?
Jakie wsparcie oferują Chiny Tajlandii?
„USA grozi kompromitacja. Trump »wdepnął«”
— Amerykański przywódca prawdopodobnie „wdepnął”, bo Chińczycy mają narzędzia do sterowania polityką każdego z tych dwóch krajów, tak Tajlandii, jak Kambodży. Pozwolili Trumpowi zagrać peacemakera, a teraz skorzystali z okazji, by zademonstrować całemu światu, że pokoje zawierane przez niego są kruche jak wydmuszka. Pozwolili więc obu państwom wziąć się za łby, USA grozi kompromitacja, a Chińczycy spokojnie siedzą i patrzą — wskazuje.
Ekspert wyjaśnia, że Trump „naiwnie założył, że wszystkie sprzeczne interesy Tajlandii i Kambodży zniknęły”. — Tymczasem konflikty graniczne istnieją tam od czasów kolonialnych, gdy Tajlandia była niepodległym Syjamem, a dzisiejsza Kambodża, odebrana imperium tajskiemu, stała się częścią francuskich Indochin. Tradycja sporów jest tu wielowiekowa — wyjaśnia.
„Wierny klient Chin”
Jak mówi dr Sokała, Kambodża jest od lat wiernym klientem Chin, głęboko przez to państwo zinfiltrowanym.
— Tajlandia zaś była jeszcze niedawno strefą wpływów amerykańskich. Tyle że Trump zaczął ograniczać pomoc ekonomiczną i militarną dla Tajlandii, zaś Chińczycy chętnie weszli w lukę. Sprzyjała im niestabilność wewnętrzna oraz relatywnie niski autorytet aktualnego króla, Ramy X. Po prostu, oprócz dostaw broni oferują mu też mocne wsparcie symboliczne dla jego pozycji i pomoc w pacyfikowaniu oponentów. I dziś to Chiny są gwarancją i wsparciem dla tajskiego monarchy, powstaje nowy sojusz. Stany trafiły natomiast w pułapkę, chyba celowo zastawioną przez Pekin. Nie zdziwię się, gdy po jakimś czasie, gdy pośrednictwo amerykańskie ostatecznie okaże się niefunkcjonalne, to Chiny wkroczą na arenę i potwierdzą swoje przywództwo w tym regionie — mówi dr Sokała.