Sprawa ujrzała światło dzienne po międzynarodowym śledztwie dziennikarskim, opisanym przez niemiecką prasę. Jak można się dowiedzieć, z materiału od feralnego dawcy poczęto co najmniej 197 dzieci w czternastu krajach na całym świecie. Dzieci te mogą być obciążone niezwykle wysokim ryzykiem nowotworów.

Kiedy się zorientowano, było już za późno


Pierwsze sygnały problemu miały pojawić się już w 2020 roku, kiedy u jednego z dzieci wykryto podejrzaną mutację. Badania nie potwierdziły jej jednoznacznie, ponieważ występowała tylko w części komórek spermy. Zamiast wstrzymać użycie materiału, proces kontynuowano, a kolejne rodziny korzystały z nasienia dawcy. Dopiero w 2023 roku, gdy zachorowania na nowotwory zaczęły pojawiać się w różnych krajach, udało się ustalić wspólne źródło. Wtedy zablokowano dawstwo.


Choć bank spermy ma obowiązek powiadomić kliniki o wykrytych wadach genetycznych, a kliniki rodziców, w tym przypadku system całkowicie zawiódł. Rodziny w wielu krajach, w tym we Francji, Niemczech czy Belgii nie otrzymały żadnych oficjalnych komunikatów. Wielu rodziców dowiadywało się o mutacji z mediów lub od innych rodzin, podczas gdy instytucje milczały. Niektóre dzieci zdążyły zachorować, a odnotowano już również przypadki zgonów.

8 milionów euro zysku


Profil dawcy 7069 został wprowadzony do katalogu ESB w 2007 roku. Opisywano go jako wysokiego studenta ekonomii o jasnobrązowych włosach. Jego nasienie sprzedawano nie tylko w całej Europie, ale także w tak odległych miejscach jak Afganistan czy Boliwia. W tym samym czasie Europejski Bank Spermy notował rekordowe wyniki finansowe. W 2023 roku firma osiągnęła ponad osiem milionów euro zysku.


Sprawa ujawniła, że limity dotyczące liczby rodzin przypadających na jednego dawcy były w praktyce ignorowane. W samej Belgii z nasienia dawcy 7069 urodziło się 53 dzieci, mimo że miejscowe przepisy zezwalają na maksymalnie sześć rodzin. Europejski Bank Spermy tłumaczy się błędami w raportowaniu, problemami systemów komputerowych oraz zjawiskiem turystyki reprodukcyjnej. W rezultacie powstała sytuacja, w której materiał genetyczny jednego mężczyzny trafił do dziesiątek rodzin w różnych krajach, bez realnej kontroli i bez zapewnienia podstawowego bezpieczeństwa zdrowotnego. Przypadek ten odsłania skalę chaosu w europejskich procedurach dawstwa nasienia, brak przejrzystości oraz brak jednolitych standardów kontroli.


Rodziny domagają się dziś stworzenia międzynarodowego rejestru dawców oraz wprowadzenia globalnych limitów, które uniemożliwią ponowne rozprzestrzenienie się materiału jednego dawcy na tak ogromną skalę.


Czytaj też:
Problem z rządowym programem. Skończyły się pieniądzeCzytaj też:
Trump podpadł obrońcom życia. Konkretny powód