Jak informuje Karol Wójciciki na swoim facebookowym profilu „Z głową w gwiazdach”, już w piątek 19 grudnia kometa 3l/ATLAS znajdzie się najbliżej Ziemi. „Najbliżej” w tym wypadku oznacza dystans około 270 milionów kilometrów. Obiekt ten od dłuższego czasu wywołuje spore poruszenie. Emocje budzi nie tyle jego bliskość względem naszej planety, ale zagadkę, która w ostatnich tygodniach rozpalała wyobraźnię internautów.
Kluczem do sensacyjnych nagłówków było tzw. przyspieszenie niegrawitacyjne. Dla części komentatorów sprawa była prosta: skoro coś przyspiesza „niezgodnie z grawitacją”, to musi mieć… napęd. A skoro napęd – no cóż, dalej historia pisze się sama. Tymczasem, jak podkreśla Karol Wójcicki, samo zjawisko nie jest niczym niezwykłym – to absolutna norma w świecie komet.
Do tej pory w przypadku obiektów międzygwiezdnych problemem był brak danych. Wójcicki podkreśla, że największym problemem jest to, że widzimy te obiekty tylko raz, gdy wpadają do Układu Słonecznego, a potem znikają. ” 3I/ATLAS jest dopiero drugą międzygwiezdną kometą, jaką w ogóle obserwujemy. A precyzyjne pomiary tak subtelnych efektów zwykle wymagają obserwacji z wielu orbit” – napisał Wójcicki.
Na szczęście wiele w tym zakresie się zmieniło. Zespół naukowców pod kierownictwem Marshalla Eubanksa opublikował w Research Notes of the AAS wyniki badań opartych na astrometrii z sond międzyplanetarnych, m.in. z misji Psyche oraz europejskiego Mars Trace Gas Orbiter. Dzięki temu po raz pierwszy udało się dokładnie zmierzyć przyspieszenie niegrawitacyjne obiektu międzygwiezdnego podczas jednego przelotu przez Układ Słoneczny.