Na zachód czy na wschód? Tak można by interpretować wymianę zdań na platformie X, wywołanej obchodami 107. rocznicy powstania wielkopolskiego. Tyle że ma to niewiele wspólnego z realiami. To tylko dość chaotyczna wymiana propagandowych haseł, w tym przypadku wyraźnie sprowokowana przez Donalda Tuska.
Prezydent pojechał na te obchody do Poznania. I wygłosił przemówienie będące w jego intencjach czymś w rodzaju patriotycznej pobudki. Wychwalając Wielkopolskę jako kolebkę polskiej państwowości (korona Bolesława Chrobrego!), powiedział między innymi coś takiego:
Naszej narodowej wspólnoty otwartej na Zachód, ale gotowej bronić także granicy zachodniej, o czym wiedzieli powstańcy wielkopolscy
Wywołało to w warunkach poświątecznej medialnej ciszy zaskakująco zażartą wymianę zdań. Zaczął Donald Tusk, swoim zwyczajem na platformie X.
„Prezydent Nawrocki znowu wskazał Zachód jako główne zagrożenie dla Polski. To jest istota sporu między antyeuropejskim blokiem (Nawrocki, Braun, Mentzen, PiS) a naszą Koalicją. Sporu śmiertelnie poważnego, sporu o nasze wartości, bezpieczeństwo, suwerenność. Wschód albo Zachód”.
Karol Nawrocki szybko odpowiedział na atak Tuska, bardziej skomplikowanym wywodem. Zaczął od pretensji o szukanie na siłę zwady.
„Panie Premierze, trudno uwierzyć, że kończyliśmy ten sam wydział – historyczny. Pan ma pretensje do Bolesława Chrobrego, że walczył na wschodzie i na zachodzie, i do Powstańców Wielkopolskich, że walczyli o Polskę z Niemcami (to też zachód)? Istota sporu jest raczej taka, że Premier nie potrafi słuchać ze zrozumieniem, albo celowo szuka konfliktu, bo Mu się budżet, służba zdrowia etc. nie spina”.
Potem odwinął się w tradycyjny sposób, prawica robi to za każdym razem, kiedy Tusk wchodzi w rolę antyrosyjskiego wojownika.
„Aaa, o zagrożeniu ze wschodu to ja już mówiłem, jak Pan Premier spacerował po molo i tulił Rosję, jaką jest. I mówię nadal – ale nie przy okazji Powstania Wielkopolskiego, to nie ten wątek. Dobrej niedzieli”.
Zacząć należy od uwagi: Tuska w Poznaniu nie było. A przecież Wielkopolska to bastion wpływów jego obozu, prawica jest tam popierana przez mniejszość. Co więcej, wielu liberałów lubi powoływać się na powstanie wielkopolskie jako na przykład udanej akcji wojskowej właśnie pragmatycznych mieszkańców tego regionu. I przeciwstawiać ten pragmatyzm niepotrzebnemu hurrapatriotyzmowi ludzi z Kongresówki. Kojarzonemu z postawami współczesnej prawicy.
Dlaczego premier z tego nie korzysta? Po pierwsze dlatego, że konsekwentnie unika udziału w jakichkolwiek imprezach związanych z polityką historyczną. Nie ma go na rocznicy powstania warszawskiego w Warszawie, nie ma go i tutaj.
Czy to efekt awersji do pewnego typu emocji, czy wykalkulowany zabieg, żeby się nie kojarzyć z duchem martyrologii i narodowej dumy? Nikt o to właściwie Tuska nie spytał.
Ale tak jest, w efekcie czego także w Poznaniu na kolejne rocznice powstania wielkopolskiego przychodzą głównie tamtejsi zwolennicy PiS, może także Konfederacji. Na tej pojawił się Grzegorz Braun. Czuło się tę jednostronność tłumu po reakcjach. Nawrocki został powitany owacyjnie. Ludzie obecnej koalicji – buczeniem, co akurat trudno akceptować.
Po drugie, może i powstanie wielkopolskie mogłoby się stać sztandarem liberalnego pragmatyzmu. Ale było powstaniem przeciw Niemcom. Nawrocki sporo mówił o pruskiej zaborczości, chwalił Wielkopolan za opór wobec antypolskiej polityki Ottona von Bismarcka.
Skorzystał z okazji, aby zaproponować połączenie dwóch tradycji:
-
pozytywistycznej (praca organiczna)
-
i romantycznej (insurekcja, jeśli są warunki).
Ale przestroga przeciw niemieckiemu poczuciu wyższości wobec Polaków nasuwała się sama.
Tusk nie lubi takich akcentów, w zasadzie przestał to ukrywać. Jak jednak obchodzić bez tego tę rocznicę? To by w zasadzie oznaczało, że próbuje się opowiadać naszą historię, pomijając taktownie wspominanie o naszych wrogach. W takim ujęciu sięganie do historii traciłoby sens.
Trudno Tuskowi świętować walkę z Niemcami, ale trudno też się od niej odcinać. W tej sytuacji pozostaje albo milczenie, albo szukanie współczesnych pretekstów, żeby się do czegoś przyczepić.
Szef rządu milczeć nie chce, stał się uzależniony od twitterowej polityki, powiedzmy wprost – od trollowania. Jakieś wyniki osiąga. Wychował kategorię wyborców reagujących na każde jego słowo jak pies Pawłowa, na zasadzie odruchu. Każda partia ma takich wyznawców, ale po chwalącej się racjonalnością stronie liberalnej taka mistyczna wiara w jednostkę jest szczególnie zabawna.
Ponieważ obóz rządzący pracuje wytrwale nad zbudowaniem skojarzenia: my po stronie Zachodu, prawica – po stronie Rosji, po raz kolejny sięgnięto po ten rodzaj polaryzacji. Ona powraca dzień po dniu. Czasem przybierając po stronie ludzi Tuska i samego Tuska postać nielogicznego absurdu.
Kiedy premier posądzał o pracę na rzecz Rosji Bronisława Wildsteina, jednego z najbardziej antyrosyjskich, ale też krytycznych wobec prawicowych mitów, publicystów, posuwał się do niegodziwości. Ale też wytyczał szlaki absurdu właśnie. Wildstein miał pomagać Rosji, krytykując Zachód, Niemców czy Unię za dawną uległość wobec Putina. Niby racjonalni „Europejczycy” proponują mit bezgrzesznej Brukseli i bezgrzesznego Berlina.
W przypadku wojowania z wypowiedzią prezydenta można podnosić rozmaite argumenty przeciw zacietrzewieniu Tuska. Bez wątpienia każda granica powinna być broniona, choćby potencjalnie.
Akurat rację premiera podważył trochę jego wicepremier Radosław Sikorski. On z kolei pouczył Nawrockiego, że mamy w Niemczech rządy przyjaznych Polsce partii. Ale przyznał, że mogłoby się to zmienić, gdyby do władzy doszła w Berlinie narodowa AfD. Nie jestem pewien, czy ona cała jest antypolska. Ale to przykład, że żaden stan rzeczy nie jest wieczny. Hasło: bądźmy gotowi w tamtą stronę, nie jest więc bezsensowne.
Po drugie, czy istotnie prawica, zakładając że analogie z dawną historią mają sens, jest przeciw Zachodowi? Fascynuje się i wierzy w Amerykę Donalda Trumpa. To z pewnością jest część Zachodu. Co więcej, taka część Zachodu, która wypomina Europie brak bojowego ducha i zatratę własnej tożsamości. Zajrzyjcie do Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA, a przeczytacie.
Mit nieomylnej Unii Europejskiej
No i po trzecie, trzeba powtórzyć: mit bezgrzesznej i nieomylnej Unii Europejskiej to fałszywa droga. Rozumiem, że to trochę pochodna wojennej atmosfery. Ale akurat usprawiedliwianie rosyjskim zagrożeniem federalistycznych pokus Unii to niekoniecznie recepta na skuteczną mobilizację przeciw Putinowi.
Scentralizowana, skoncentrowana na niszczeniu własnej gospodarki polityką klimatyczną, bezradna wobec migrantów Europa to wymarzony przeciwnik Kremla.
Pisząc to wszystko, nie zamierzam dowodzić, że z kolei Nawrocki ma rację we wszystkim. On także produkuje mity. Zaszedł zbyt daleko w rozbudzaniu nieufności i uprzedzeń wobec wciąż walczącej Ukrainy. Jego bezkrytyczna wiara w Trumpa może już wkrótce przejść bolesną weryfikację – gdy okaże się, że Waszyngton preferuje kokietowanie Putina ponad zapewnianie bezpieczeństwa naszemu regionowi.
No tak, to prawda. Tyle że komentuję konkretny wpis premiera. Tu mamy przeczulenie i szukanie za wszelką cenę konfliktu przeciw normalnej, w sumie zdrowej polityce historycznej. Tylko tyle i aż tyle.
„Żenujące zarzuty”. Spięcie po pytaniu Rymanowskiego o prezydentaPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas
