W jednym z grudniowych sondaży (Ogólnopolska Grupa Badawcza) partia Grzegorza Brauna osiąga ponad 11 procent poparcia, zajmuje trzecie miejsce oraz wyprzedza Konfederację Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka. Czy jest to zwiastun trwałego przetasowania na scenie politycznej i zapowiedź, że 2026 rok będzie należał w Polsce do skrajnej prawicy? Niewykluczone.
Dla formacji demokratycznych jest to na pewno alarm, a dla polskich konserwatystów – którzy marzyli o budowie stabilnego centrum, ale im się nie udało – dzwon na trwogę. Istnieje bowiem kilka powodów, dla których formacja spod znaku kłamstwa oświęcimskiego, antyukraińskich fobii, prorosyjskich namiętności i agresywnych czynów zdobywa coraz większą popularność kosztem innych sił prawicowych i kosztem dotychczasowej polaryzacji.
Fenomen wzrostu poparcia dla sił skrajnych, które niosą do politycznego głównego nurtu nacjonalizm i widmo polexitu, ożywczo próbują diagnozować specjaliści spoza polityki. Prof. Marcin Matczak w „Gazecie Wyborczej” postawił tezę, że polityków pokroju Brauna wspierają brutalne ataki na religię ze strony sił progresywnych, które niszczą system wartości wyrosły z chrześcijaństwa, zostawiając pustkę bez struktury.
Według prawnika „siła Brauna wyrasta z poczucia zagubienia w chaosie norm i wartości, z erozji tradycyjnych autorytetów i relacji społecznych”. Wyborcy próbują więc leczyć własną dezorientację, głosując na politycznych szarlatanów. Braun, zdaniem Matczaka, „kreuje się na strażnika odwiecznego ładu”, „wskazuje winnych degrengolady” i czeka „ze swoją atrapą sacrum”.
Z tą propozycją nie zgadza się liberalno-konserwatywna filozof prof. Agata Bielik-Robson, według której tradycyjne diagnozy nie radzą sobie ze światem wirtualnego spektaklu, w jaki zamienia się polityka i życie społeczne. W programie „Najważniejsze pytania” w Polsat News stwierdziła, że Braun nie jest politykiem z prawdziwego zdarzenia, tylko performerem, który doskonale wpisuje się w potrzebę igrzysk i zaspokaja głód rozrywki. Im bardziej skrajny, tym igrzyska bardziej udane.
Braun jako niespełniony reżyser i aktor nie tylko łączy politykę z religią, ale przede wszystkim buduje własną popularność poprzez sprawianie przyjemności swoim zwolennikom. W świecie powszechnej inforozrywki, w którym poważna polityka zastępowana jest wojnami kulturowymi, a debata memami i fikcją mediów społecznościowych, skrajni populiści przebierają się za showmanów i uwodzą ekscentrycznymi pozami oraz całkiem groźnymi „poglądami”.
Braun jest więc raczej symptomem ogólnego kryzysu, w jaki popadł świat zachodni, który z nadmiaru wszystkiego znudził się sam sobą. Ale realnie będzie to mieć opłakane skutki dla państwa.
Jednak bez względu na to, czy skrajna prawica ma być plastrem na kryzys wartości, czy jest produktem kapitalistycznej pogoni za polityczną rozrywką, czy też jej sukces bierze się z kryzysu umiarkowanej prawicy, istnieje prawdopodobieństwo, że Braun wraz ze swoim szemranym otoczeniem stanie się języczkiem u wagi po wyborach w 2027 roku.
Zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Konfederacja mogą nie ustrzec się wewnętrznych rozłamów, co jeszcze bardziej osłabi te partie, a wszelkie wątpliwości zostaną przez wyborców rozstrzygnięte na korzyść kolejnego „antysystemowego” zrywu.
Tym razem jednak w jawnie prorosyjskich i brunatnych barwach. Zblazowanie Zachodu doprowadziło do sytuacji, w której liberalni demokraci, by ratować poparcie, nieudolnie przebierają się za prawicę, a prawica przesuwa się w miejsca, których kiedyś się wystrzegała, a nawet brzydziła.
Ale nadchodzący rok 2026 przyniesie także odpowiedź na pytanie, czy władzę Donalda Tuska czeka powolny zmierzch, czy też gwałtowny rozkwit. Koalicja Obywatelska po skonsumowaniu poparcia partii tworzących do niedawna Trzecią Drogę ma wprawdzie we wspomnianym już badaniu OGB ponad 35 procent, ale nawet tak dobry wynik nie daje jej szans na utrzymanie się przy władzy.
To zresztą zastanawiające, że po stronie liberalnej niechętnie dostrzega się ten fakt, zadowalając się radością z pierwszego miejsca, które wcale nie daje szans na dalsze rządy po wyborach.
Przed premierem, który coraz mniej chętnie będzie dzielić się władzą w swojej partii, pojawi się wyzwanie znalezienia sposobu na to, by przełamać ten impas. Albo po 2027 roku przejść do opozycji.
Bartoszewski: Cel Putina – rosyjska strefa wpływów po granicę z NiemcamiPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas
